Jacek Wójcicki: Żeby Gorzów był miastem do życia
- Ścisłe centrum Gorzowa będzie strefą o ograniczonym ruchu drogowym albo wręcz bez niego. W latach 2016-23 zainwestujemy 1 mld zł. Nie mówię o pomysłach z kapelusza, tylko o konkretnych i kompleksowych zmianach, które uczynią z Gorzowa miasto do życia - mówi prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki.
Kto rządzi Gorzowem?
Ja.
A ja słyszałem, że Adam Piechowicz, pański doradca.
Kto tak twierdzi?
Np. Grzegorz Witkowski z Ludzi dla Miasta.
Pan Adam ma wpływ może na 1 proc. moich decyzji. W tym sensie, że mi doradza w ich podjęciu, a nie że te decyzje zamiast mnie podejmuje.
A pan Grzegorz?
A pan Grzegorz ma prawo do swoich opinii. Ale nie ma w tej sprawie racji.
A jak mówi, że pańska prezydentura jest gorsza niż Tadeusza Jędrzejczaka, bo on przynajmniej nie udawał, że jest otwarty na mieszkańców?
Nie chcę tego komentować.
A słowa Aliny Czyżewskiej? O tym, że otacza się pan złymi ludźmi i przez to zaprzecza wartościom, o które wspólnie walczyliście przed rokiem w wyborach?
Nieee... Za dużo w tym wszystkim spraw osobistych.
I już? Tylko tyle? Trochę mało jak na odniesienie się do ostrej krytyki ludzi, którzy pomogli panu dojść do władzy.
Naprawdę, nie chcę o tym mówić. Ale to nie znaczy, że lekceważę krytykę. Wolę jednak oddzielać czyjeś emocje i od spraw zawodowych.
To ja będę musiał za trzy lata rozliczyć się przed wyborcami
Myślę, że jeszcze rok temu po przeczytaniu wywiadu, jaki Czyżewska udzieliła „GL”, zadzwoniłby pan do niej i zaprosił na kawę, żeby o tym pogadać. Teraz jest pan ponad to? Witkowski mówi, że pomagali w wyborach Jackowi, samorządowcowi z krwi i kości, a teraz mają pana prezydenta, polityka w garniturze.
Z Aliną mailuję i rozmawiam dość regularnie, ostatnio dzisiaj. Wie pan, to jest niesłychanie dynamiczna osoba, której dobro miasta leży na sercu. Czuje się za to miasto na swój sposób odpowiedzialna, ale to ja będę musiał za trzy lata rozliczyć się przed wyborcami. Alina chciałaby wszystko zrobić teraz-zaraz. Pisze do mnie w sprawie budżetu obywatelskiego. Za pięć minut w sprawie karnetów na żużel. Kwadrans później zajmuje się kulturą, a za godzinę dotacjami na sport.
To źle?
To bardzo dobrze. Tylko że jako prezydent nie mogę tylko jeździć od pożaru do pożaru.
Może pan niektóre zlekceważyć? Wycinka drzew w alejkach przy ul. Marcinkowskiego pańskiemu poprzednikowi wydawała się zwykłym ogniskiem, a przerodziła się w pożogę, która wymiotła go z urzędu.
Lekceważyć nie mogę i nie chcę, ale z doświadczenia wiem, że niektóre pożary same gasną. Ja bym chętnie gasił je wszystkie, tylko że za mało mam gaśnic i wozów bojowych. Dlatego muszę zbudować - jeśli już mamy się trzymać tego nazewnictwa - trwałą ochronę przeciwpożarową.
Słyszałem tymczasem, że po poprzedniku przejął pan urząd, w którym meble się sypią, wielu urzędników nie potrafi korzystać z prostych programów komputerowych, nie mają też spisanych zakresów obowiązków. Dlaczego pan głośno o tym nie mówi?
Bo choć wyprostowanie tych spraw zajmuje mnóstwo czasu, to nie to jest najważniejsze.
A co?
Najważniejsza jest mentalność. To niebywałe, jak bardzo przez lata rządów Tadeusza Jędrzejczaka ludzie nauczyli się działać przeciwko komuś, a nie dla kogoś. Jeśli mój poprzednik ciągle toczył wojny: z radą miasta, z parlamentarzystami, z Zieloną Górą, to i urzędnicy musieli w tę wrogość się wpisywać. Przygotowywali pisma w taki sposób, żeby urzędnikom marszałka poszło w pięty. Odpowiadali radnemu na interpelacje, ale tak, żeby niczego się nie dowiedział. Niedawno do urzędu przybiegł człowiek z pretensjami, dlaczego mu „taką krzywdę” chcemy wyrządzić. W ręku miał pismo o zamianie mieszkania na takie, którego oczekiwał... Za głowę się złapałem, ale ono naprawdę było napisane tak, że nie szło go zrozumieć. Inna sprawa: zlikwidowaliśmy szlaban przed filharmonią, ale on tkwi w mentalności. Ostatnio ochroniarz wezwał policję, bo kilku rodziców przyjechało po dzieci i czekało na nie w samochodach tuż przed wejściem. Rozumie pan?! Jeśli już tak bardzo mu przeszkadzali - bo nikomu innemu! - powinien wyjść i grzecznie wytłumaczyć, gdzie mogą parkować, a on wezwał policję na ludzi, z których podatków ma pensję.
Czego to dowodzi?
Kłopotów z komunikacją. Kłopotów ze zrozumieniem, że musimy się wszyscy nauczyć pracować tak, aby mieszkaniec czuł, wiedział i był przekonany, że pracujemy dla niego.
To pewnie dlatego pańskie biuro prasowe nie chciało zamieścić w biuletynie miejskim informacji o spotkaniu Ludzi dla Miasta w sprawie budżetu obywatelskiego?
Półtorej godziny.
Słucham?
Półtorej godziny potrzeba było, żeby ta informacja znalazła się w biuletynie. Może długo, ale tylko z powodu nieporozumienia.
Nieporozumieniem była też sprawa utajnienia przez pana zarobków Piechowicza?
W sytuacji wątpliwej prawnie uznałem, że nie mam prawa ujawniać tych zarobków. Tym bardziej, gdy grozi to karą, którą musiałbym zapłacić z kasy miasta.
Ale wygrał pan wybory nie dzięki programowi, tylko zapowiedzią zmiany stylu rządzenia. Przede wszystkim otwartości i jawności.
I za sprawę zarobków pana Adama zebrałem po głowie.
Przyznaję, nerwy mi puściły. To był błąd…
Dziwi się pan? Gdy miał pan pierwszy poważny dylemat: wybrać interes mieszkańców czy swojego doradcy, wybrał pan to drugie.
Zaczekałem na decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego i dane o zarobkach ujawniłem. Wybrałem przestrzeganie prawa.
Tak jak w przypadku szefowej swojego biura prasowego Agaty Dusińskiej? Gdy wygrała konkurs na to stanowisko, nikogo pan nie poinformował, że jest żoną sponsora pańskiej kampanii wyborczej. A gdy „GL” to ujawniła, stwierdził pan, że dziennikarze się mszczą, bo startowali w tym konkursie i przegrali. Słabe to było, panie prezydencie.
Przyznaję, nerwy mi puściły. To był błąd… Ta informacja, jak i konkurs, były jednak jawne. Przypomnę też, że pan Dusiński, jako osoba fizyczna, zrobił wpłatę dla KWW Porozumienie Ruchów Miejskich Ludzie dla Miasta, a nie tylko dla mnie.
A czym jest nominowanie Agnieszki Stanisławskiej na sekretarza miasta zaraz po tym, jak nie sprawdziła się na stanowisku wiceprezydenta?
(Cisza).
Panie prezydencie, dlaczego kogoś, kto nie sprawdził się na jednym stanowisku, mianował pan od ręki na drugie, też bardzo ważne i popłatne?
Sekretarz to stanowisko wykonawcze, a pani Stanisławska udowodniła swoją sprawność organizacyjną. Przez ten czas, kiedy pełniła funkcję wiceprezydenta, poznała urząd, ludzi, problemy miasta, nawiązała dobry kontakt z wieloma środowiskami, co z powodzeniem wykorzystuje teraz, jako sekretarz miasta.
Czyli nie była dość kreatywna, żeby być wiceprezydentem, ale jest odpowiednio sprawna, żeby kierować urzędem, w którym pracuje ponad 500 osób?
(Cisza) Uważam, że podjąłem najlepszą z możliwych decyzji. To wszystko, co mam w tej sprawie do powiedzenia…
Inni mówią więcej: że się pan boi trudnych decyzji i nie chce nikomu narazić. Ale nie wiem, czy tak jest, bo słyszałem też, że polityka, który przyszedł z sugestiami obsady ważnych stanowisk, pogonił pan na drzewo.
Pogoniłem kilku. Nie mam kłopotów z podejmowaniem twardych decyzji.
A wizja? Wizję naszego miasta pan ma? Bo słyszę, że jedyne, co pan wymyślił, to północna obwodnica Gorzowa, która była w szufladach już za prezydenta Henryka Macieja Woźniaka.
Obwodnica to nie żadna wizja, zwykła rzecz do zrobienia. O wizjach to ja się boję mówić, bo zaraz pojawi się słowo „misja” i zrobi się tak wzniośle, jakbym się odrywał od ziemi (śmiech).
To proszę powiedzieć o planach.
W pierwszym kwartale przyszłego roku ujawnimy szczegóły planowanych zmian w centrum Gorzowa. W latach 2016-23 zainwestujemy 1 mld zł. Nie mówię o chciejstwie, pomysłach z kapelusza, tylko o konkretnych i kompleksowych zmianach, które uczynią z Gorzowa miasto przyjazne dla ludzi, a może lepiej: miasto do życia. Dziś gorzowianie nie spacerują po swoim mieście nie dlatego, że go nie lubią, tylko dlatego, że nie mają gdzie: mamy połamane płytki chodnikowe, brzydkie ulice, szare budynki. To chcemy zmienić.
Nie chcę mamić mieszkańców efektownymi ogólnikami
Co konkretnie?
Docelowo ścisłe centrum Gorzowa - wzdłuż osi ul. Sikorskiego pomiędzy Cichońskiego a Kosynierów oraz ul. Chrobrego od Składowej do Jagiełły - będzie strefą o ograniczonym ruchu drogowym albo wręcz bez niego. Przywrócimy po części historyczny układ ulic: przedłużymy Hawelańską i Wełniany Rynek do Pocztowej. Tak, w poprzek ul. Chrobrego, tylko, że ona już wtedy nie będzie miała po dwóch jezdni w każdą stronę. Nie będzie takiej potrzeby, bo ruch z mostu Staromiejskiego będzie biegł w obie strony wzdłuż estakady. Ciąg spacerowy będzie biegł od Parku 111, wzdłuż poczty, ul. Strzelecką do Zabytkowej i murów obronnych, w stronę urzędu miasta. Kolejny powstanie na przedłużeniu ul. Łużyckiej, w stronę katedry, ul. Obotryckiej aż do Teatralnej, która będzie deptakiem, a samochody przejmie trasa wzdłuż nasypu kolejowego. I uprzedzam pytanie: prace zaczynamy w 2017 roku, od wyłączenia z ruchu odcinka ul. Sikorskiego pomiędzy katedrą a ul. Cichońskiego. W roku 2017 centrum będzie rozkopane na potęgę. W 2016r. rozpoczynamy przebudowę jezdni i torowiska na ul.Warszawskiej. W dalszej przyszłości chcielibyśmy wybudować trzeci most drogowy na przedłużeniu ul. Kosynierów koło biblioteki, wzdłuż Garbary do Fabrycznej. Do tego dołóżmy rewitalizację śródmieścia. Nie tylko starych kamienic, ale też aktywności mieszkańców, poprzez mniejsze i większe projekty. To są, powtórzę, prace rozpisane na osiem lat ze wskazaniem konkretnych źródeł finansowania.
Jakoś specjalnie tego nie nagłaśniacie. Dlaczego?
Nie chcę mamić mieszkańców efektownymi ogólnikami. Przedstawię konkretny „rozkład jazdy”, o, taki (prezydent sięga po zszywkę arkuszy A3 z datami, kwotami, zakresem robót na lata 2016-23 - red.). Dopracowujemy ostatnie szczegóły. Podobnie jest z Centrum Edukacji Zawodowej w dawnym szpitalu przy ul. Warszawskiej, nad czym pracujemy. To nie będą szkoły zawodowe w starym stylu, tylko kształcące dualnie: teoria w szkole, praktyka u przyszłego pracodawcy. Wejdą w to największe firmy w Gorzowie. Kadrę wyższą jeszcze będą ściągać spoza Gorzowa, bo oferta naszych uczelni jest zbyt skąpa, ale dobrze wykształceni absolwenci zawodówek i techników znajdą pracę na miejscu. Do CEZ trafią uczniowie już zdiagnozowani pod kątem temperamentu zawodowego i predyspozycji. Aby tak było, muszą się zmienić i szkoły podstawowe, i gimnazja. Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której uczeń ma do wyboru nie tylko kierunek i szkołę, ale nawet nauczyciela. Ja nie miałem możliwości wyboru zajęć w ramach wuefu, a kto wie, może w badmintonie bym się sprawdził? Chcemy dać możliwość wyboru trenowanej dyscypliny.
Może dlatego, że na wuefach brakuje nieraz zwykłych piłek?
Zmienimy to, zainwestujemy w szkoły. I nie mam tu na myśli tylko styropianu na murach, ale inwestycje w ludzi: uczniów i nauczycieli.
Konkrety?
Są w przygotowaniu, jak będą gotowe to przedstawimy. Wszystko po kolei.
A propos kolei: dlaczego kompletnie nie widać pańskiej aktywności w sprawie elektryfikacji linii kolejowej do Gorzowa? Bez tego nasze miasto jest skazane na komunikacyjną izolację.
W sprawie połączeń kolejowych jestem aktywny, ale potrzeba na to więcej czasu. I wsparcia naszych parlamentarzystów. Spotkaliśmy się już w tym gronie. Usłyszałem, że zbyt późno, ale pierwsze pół roku musiałem się ogarnąć w urzędzie, a potem już była kampania wyborcza, w którą nie chciałem miasta angażować.
A czemu pan nie zaangażował siebie i miasta w żenujący ambicjonalny spór między uczelniami, którego skutkiem jest pat w sprawie tworzenia akademii gorzowskiej?
Powiem tak: problemem jest raczej oferta gorzowskich uczelni.
Czyli?
Ukończenie zakładu fizjologii przez ZWKF otwiera pole do rozmów na temat ewentualnej współpracy obu uczelni i perspektyw utworzenia akademii gorzowskiej.
Widzę, że nauczył się pan mówić tak, żeby nic nie powiedzieć.
Staram się jak mogę (uśmiech). Czasem dwa słowa za dużo więcej szkodzą niż pomagają.