Jacek Protasiewicz: Schetyna oszczędnie gospodaruje prawdą
Polacy nie chcą totalnej opozycji. Niechęcią do PiS nie dyszą - mówi Jacek Protasiewicz, poseł PSL-UED.
Co pana łączy z Pawłem Kukizem? Bo do Sejmu startujecie z tych samych list.
Pawła Kukiza poznałem osobiście w 2003 r., gdy szefowałem kampanii PO w czasie referendum w sprawie wejścia Polski do UE. Paweł się do nas zgłosił, mówiąc, że chętnie w tym pomoże, i brał udział w wiecach, na których - obok Andrzeja Olechowskiego i Donalda Tuska - przekonywał do głosowania na „tak”.
I już wtedy pan w nim widział swojego przyszłego koalicjanta?
Paweł ciągle nie jest rasowym politykiem. On do niej trafił z frustracji wywołanej tym, co się działo w Polsce w 2015 r. - ale dalej jest bardziej artystą zaniepokojonym sytuacją w kraju niż zawodowym politykiem.
Z jednej strony PSL, które partiokracji jest uosobieniem. Z drugiej Kukiz z partiokracją walczący. Pośrodku pana partia, kolejna mutacja Unii Wolności. I to się spina?
Dziś w sondażach mamy w nich 8-9 proc., a to porządny punkt startu. Zmęczenie jałową wojną Platformy i PiS oraz ciągły brak atrakcyjnej oferty ze strony lewicy sprawiają, że Polacy szukają innych wariantów.
Narzeka pan na jałowość sporu PO i PiS? Przecież pan przez lata go współtworzył.
Kiedyś ten spór nie był jałowy. Dziś coraz bardziej irytuje Polaków. Gdyby polityka PiS budziła taki opór, jak przedstawia to PO, to w eurowyborach Koalicja Europejska bez problemu by wygrała. A jednak straciła do PiS aż 7 proc. Polacy nie chcą totalnej opozycji. Czy nam się to podoba czy nie, niechęcią do PiS nie dyszą.
Dlaczego? Co się w Polsce zmieniło, że nagle Polacy akceptują PiS i Jarosława Kaczyńskiego?
PiS dotrzymało obietnic wyborczych i wypłaciło pieniądze milionom Polaków. Wcześniej wielokrotnie brałem udział w różnego rodzaju badaniach. W ich trakcie mniej więcej połowa respondentów mówiła: nie ma znaczenia, czy rządzą czerwoni, czarni, zieloni, czy niebiescy - w moim życiu nic się nie zmienia. Dopiero gdy PiS przejęło władzę, po raz pierwszy coś u nich drgnęło.
Jednak opór przeciw PiS cały czas jest silny.
Bo są też ludzie, którzy dostrzegają ogromne ryzyko w demontażu państwa prawa. Głównie elity. Tyle że elity w każdym kraju są mniejszością. Gdy o tym zapominają, to za każdym razem lądują na marginesie, odizolowani od większości.
PiS wyizolowało dawne elity?
Mam znajomych, którzy ciągle żyją protestami pod sądami. Dobrze, że tacy są, ale nawet lider tych protestów Paweł Kasprzak ma świadomość, że postulat obrony sądów i konstytucji - choć ważny - trafia do mniejszości, a żeby wygrać, nie wystarczy po raz enty te hasła wykrzyczeć. Żeby wygrać, trzeba przekonać tych, dla których nie jest to sprawa kluczowa.
Teraz pan mówi, że dla wyborców PiS ważniejsze jest „500 plus” niż konstytucja? Czy to, że III RP została zbudowana na spróchniałym fundamencie?
Owszem, fundamenty, na których powstała III RP, były od początku trochę „podgniłe”. Tak się dzieje zawsze, gdy fundamentem jest kompromis, bo zazwyczaj „kompromis jest zgniły”. Taki też był ten z 1989 r. Jednak wtedy alternatywy nie było. Nie dało się wtedy zburzyć wszystkiego, co zostało po PRL. Zresztą to się nie zdarzyło w żadnym kraju tak zwanej demokracji ludowej.
Ale ćwierć wieku po transformacji można było wprowadzać kolejne korekty.
I myśmy to zapisali w Deklaracji Programowej mojej partii, Unii Europejskich Demokratów. III RP jakby zapomniała, że państwo to ludzie. Fetyszem stało się wyjście z procedury nadmiernego deficytu, a nie pomoc Polakom.
W latach 2011-2015 to pan był elitą - jedną z najważniejszych osób w rządzącej wtedy Platformie. Rozumiem, że przed chwilą złożył pan samokrytykę.
Tak, uderzam się też we własne piersi. W tamtym okresie wyraźnie zabrakło nam empatii dla sporej grupy Polaków.
Żałuje pan, że to nie wy wymyśliliście „500 plus”?
Donald Tusk, ponownie wybrany na przewodniczącego PO w 2013 r., powiedział wtedy, że czas, aby Polacy efekty transformacji widzieli nie tylko w postaci kolejnych kilometrów autostrad, ale także we własnym portfelu. Tyle że nie zdążył tego zrealizować.
Bo nie miał planu, jak to zrealizować.
Pod koniec rządów PO-PSL ludowcy zgłosili postulat, który można by określić jako „300 plus”. Jednak został on zablokowany przez Mateusza Szczurka, ówczesnego ministra finansów, ze względu właśnie na konieczność wyjścia z procedury nadmiernego deficytu.
PiS postąpiło odwrotnie - i dziś ma tego profity.
Ale też proszę zauważyć, że mimo to PiS nie przekonało do siebie całej Polski. Gdyby tak było, to dziś walczyłoby o większość konstytucyjną, tymczasem wcale nie jest pewne, czy uda mu się zdobyć samodzielną większość. O samodzielne rządzenie może być im trudniej niż w 2015 r.
Patrząc na wyniki eurowyborów, trudno potwierdzić, że będzie im trudniej niż cztery lata temu.
W 2015 r. PiS uzyskało ekstrapremię nie dlatego, że zdobyło świetny wynik (PO miała lepszy w 2007 i w 2011 r.), ale dlatego, że ponad 15 proc. głosów zostało oddanych na partie, które nie przekroczyły progu wyborczego. We wcześniejszych wyborach zmarnowane głosy stanowiły nie więcej niż 5 proc.
Pan skupia się na D’Hondcie, ale wcześniej przyznał, że diagnozy PiS w 2015 r. były w większości słuszne. Polacy to widzą. Po co mają głosować na inne partie?
Bo styl rządzenia też ma znaczenie.
PSL i Kukiz zaprezentują lepszy?
Nie znajdzie pan w naszych szeregach Kuchcińskiego, który uważał, że latanie z rodziną oraz kolegami partyjnymi rządowym, luksusowym samolotem im się po prostu należało.
W waszych szeregach był za to Władysław Serafin.
On nie wysyłał żony gulfstreamem do Warszawy.
Bo nie miał do niego dostępu. Robił za to dużo gorsze rzeczy w agendach rządowych, w których pracował.
Jest różnica między urzędnikiem niskiego szczebla a drugą osobą w państwie, która nie widziała problemu w tym, co robiła. Warto też dodać, że pod przywództwem Kosiniaka-Kamysza to jest inne PSL, w którym wpływy takich starych działaczy jak Serafin spadły niemal do zera.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień