Jacek Pilarski z Pietrzykowic pracował przy filmie „Księga Dżungli”. Teraz cieszy się z Oscara
Pochodzący spod Żywca 30-latek odpowiedzialny był za tzw. matte painting. To tworzenie odpowiedniego tła dla skomplikowanych animacji komputerowych. Wcześniej tworzył ich koncepcję. Praca nad jednym ujęciem trwa od kilku dni do nawet kilku miesięcy. Jak wyglądała jego droga do świata filmu i ogromnego sukcesu?
Mamo, dostałem Oskara jako matte painter! - napisał Jacek Pilarski w serwisie wykop.pl i o leżących niedaleko Żywca Pietrzykowicach, skąd pochodzi, w mgnieniu oka zrobiło się głośno w całym kraju. Wszystko dlatego, że na co dzień mieszkający w Londynie 30-latek znalazł się w ekipie nagrodzonej w tym roku statuetką za efekty specjalne do filmu „Księga dżungli”.
Z wioski do metropolii
W Pietrzykowicach mieszka około 4,5 tysiąca ludzi. To urocza wioska w Kotlinie Żywieckiej z widokiem na Skrzyczne oraz Jezioro Żywieckie.
- Na tej małej, pięknej wsi miałem strasznie dużo marzeń, a jako że internet się wówczas rozwijał, to ja też chciałem się rozwijać - opowiada Jacek Pilarski.
Photoshop i programowanie, na początku traktowane jako zabawa, z czasem wciągały go coraz bardziej. Do tego stopnia, że kiedy kończył Zespół Szkół Mechaniczno-Elektrycznych w Żywcu postanowił, że będzie studiować informatykę. Studia skończył. Rozpoczął nawet staż w jednej z firm, ale już wtedy wiedział, że nie to chce robić w życiu. Już wcześniej coraz częściej zaczął sięgać po aparat fotograficzny. Do dziś uwielbia robić zdjęcia swoich rodzinnych stron.
- Zacząłem interesować się tym, jakie prace sławni artyści publikują na stronach o grafice, chciałem być tacy jak oni. Skoro inni mogą, to dlaczego nie ja. Byłem dobry w photoshopie i robieniu zdjęć, dlatego zacząłem tworzyć swojej prace i porównywałem je do tych najlepszych - wspomina Jacek Pilarski.
Pewnego dnia natrafił na nie Stefano Farci , włoski grafik, który pracuje w Londynie.
„Chłopaku, powinieneś pracować już w filmie!” - napisał do Jacka Pilarskiego. I tak się stało. Dwa tygodnie później rozpoczął już pracę w Moving Picture Company.
- Miałem szczęście, że byłem w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Że firma mi zaufała - mówi dziś skromnie.
W stolicy Anglii mieszka od czterech lat. Ostatnie dwa spędził pracując nad „Księgą dżungli”. W pracy odpowiadał za matte painting, czyli tworzenie wirtualnego tła, chodzi m.in. o zapełnianie kadrów wzgórzami, roślinnością, czy tworzeniem cyfrowego nieba. Wcześniej tworzył ich koncepcje.
- Miałem to szczęście, że przy „Księdze dżungli” pracowałem od samego początku. To jak wyglądało dane ujęcie w 80 proc. zależało ode mnie i to ono było prezentowane bezpośrednio przed klientem - zdradza tajniki pracy. - Największą gratyfikacją dla mnie jest to, że mogę zobaczyć moją pracę na dużym ekranie, chociaż większość osób nie wie, że to ja robiłem. Na tym polega mój zawód. Robimy coś, co powinno wyglądać superrealistycznie, a ludzie nie powinni wiedzieć, że jest to dorobione sztucznie. To jest główny cel i do tego dążymy - precyzuje Jacek Pilarski.
Oscar a może to tylko sen
W nocy z niedzieli na poniedziałek, kiedy w Los Angeles trwała 89. gala rozdania Oscarów, Jacek Pilarski... spał. O zdobyciu statuetki dowiedział się od swojego brata, który przebieg uroczystości śledził w domu w Pietrzykowicach.
- Musiałem się wyspać, bo następnego dnia tworzyłem ujęcia do kolejnej superprodukcji - tłumaczy.
Jednak po tej informacji zasnąć do rana już nie potrafił. - Poczułem satysfakcję z dwuletniej pracy nad projektem, w który włożyłem wszystkie swoje umiejętności i byłem zaangażowany od samego początku postprodukcji - komentuje na gorąco w rozmowie z nami, kiedy rozmawiamy po raz pierwszy. A o kontakt z każdą kolejną godziną jest coraz trudniej, bo temat szybko podchwytują wszystkie media w Polsce. Dziennikarze przyjeżdżają także do Pietrzykowic.
- Nasza gwiazdeczka - mówi z uśmiechem na ustach Krystyna Pilarska, mama Jacka, która nie ukrywa, że jest zaskoczona tym całym zamieszaniem. W spokoju udaje się nam porozmawiać tylko chwilę. Kolejny telefon. Ten dzwoni dosłownie co pięć minut. - Jacek zawsze się dobrze uczył, jest konkretny, nigdy z nim nie było żadnych problemów - mówi o swoim synu pani Krystyna. Nie tylko świetnie zna się na grafice komputerowej, robieniu zdjęć, ale także potrafi malować. Ten ostatni talent odziedziczył po ojcu. Dostrzeżony został on już w szkole. Jest nawet wpis w księdze ucznia, który o tym mówi.
- Przypomniało mi się, że kiedyś na wystawie grafiki, którą organizowaliśmy, były wystawione jego prace. Kiedy były drukowane, myślałem, że szkoda tuszu, ale jak się okazało, nie było szkoda - wspomina Janusz Gancarczyk, dyrektor Zespołu Szkół w Pietrzykowicach, który w gimnazjum uczył Jacka Pilarskiego informatyki i wskazuje na tablo klasy III c, do której chodził chłopak. - To była uzdolniona klasa - mówi dyrektor, opowiadając jeszcze o kilku uczniach, którzy zawodowo pracują za granicą.
W Londynie spokój
Jacek Pilarki do całego tego zamieszania wokół swojej osoby podchodzi ze sporym dystansem.
- Najlepszy w tej pracy jest spokój. Teraz jest trochę szumu, ale pewnie do tygodnia wszystko wróci do normy - mówi z rozbrajającą szczerością. W Londynie nawet za bardzo nie świętował i ograniczył wszystko do piwa ze znajomymi. - Ten Oscar to bardziej gratyfikacja dla firmy, która będzie mogła się nim reklamować. Dla nas to nie ma takiego znaczenia, bo tutaj i tak wszyscy wiedzą, jakie mamy umiejętności, ale na pewno jest to miły dodatek - mówi artysta, który wśród filmowców jest znany, bo pracował już wcześniej przy takich megaprodukcjach jak „Marsjanin”, „Pasażerowie”, „Strażnicy Galaktyki”, „Exodus: Bogowie i królowie” i „Assassin’s Creed”.