Jacek Jaśkowiak może wygrać przyszłoroczne wybory samorządowe nawet w pierwszej turze. Wszystko będzie zależało od Lewicy i Nowoczesnej.
Przyszłoroczne wybory prezydenckie w Poznaniu zostaną rozstrzygnięte już w pierwszej turze? Taki scenariusz jest prawdopodobny. Najwięcej będzie zależało od decyzji Tomasza Lewandowskiego i Nowoczesnej. Jeśli w wyborach wystartuje niewielu kandydatów, szanse Jacka Jaśkowiaka na wygraną w pierwszej turze znacząco wzrosną. Według Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych (Ibris) mógłby on liczyć nawet na 48-procentowe poparcie.
Wygrana w pierwszym rozdaniu?
Sondaż Ibris przeprowadzono w ramach projektu „Omnibus poznański” na próbie 1100 mieszkańców Poznania na początku grudnia. Ponad 60 procent ankietowanych odpowiedziało, że weźmie udział w przyszłorocznych wyborach samorządowych. W badaniu uwzględniono pięciu konkretnych kandydatów: Jacek Jaśkowiak z PO, Tadeusz Zysk z PiS, Tomasz Lewandowski z Lewicy Katarzyna Kierzek Koperska z Nowoczesnej i Dorota Bonk-Hammermeister ze Stowarzyszenia Prawo do Miasta. Do tego ankieterzy pytali o ewentualnego kandydata Ruchu Kukiz ‘15 czy Partii Razem.
– Nie byliśmy w stanie wytypować nikogo konkretnego z tych dwóch ugrupowań, dlatego też w sondażu pojawiło się jedynie ogólne sformułowanie „kandydat Kukiz ‘15” i „kandydat Partii Razem” – wyjaśnia Marcin Duma. W sondażu zabrakło za to kandydatury Ryszarda Grobelnego.
Jacek Jaśkowiak i jego kontrkandydaci
Najlepszy wynik w wyborach prezydenckich osiągnąłby Jacek Jaśkowiak, na którego zagłosowałoby aż 48,6 procent ankietowanych. Do drugiej tury przeszedłby też Tadeusz Zysk z rezultatem 20,5 procent poparcia. Z rywalizacji odpadliby za to Tomasz Lewandowski (10,4 procent), Katarzyna Kierzek Koperska (4,1 procent), kandydat Kukiz ‘15 (2,9 procent), Dorota Bonk Hammermeister (2,3 procent) i kandydat Partii Razem (0 proc.). Z kolei ponad 11 procent ankietowanych nie potrafiło zadeklarować na kogo oddałoby swój głos.
– Ten sondaż pokazuje, że podział układu politycznego w Polsce przekłada się też na Poznań, gdzie PO i PiS mają pewną pozycję – komentuje prof. Andrzej Stelmach, politolog i dziekan Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że w Poznaniu wybory mogą się zakończyć już w pierwszej turze.
– Gdyby opozycja (PO, Nowoczesna i Lewica – dod. red.) się zjednoczyła to jest ogromna szansa w Poznaniu na zakończenie rywalizacji już w pierwszej turze – uważa prof. Stelmach.
Po chwili zastrzega jednak: – W praktyce to, że pani Kierzek Koperska ma 4 procent poparcia a Jacek Jaśkowiak 48 procent, nie oznaczałoby, że prezydent na pewno miałby 52 procent, gdyby kandydatka Nowoczesnej nie startowała i były wspólne listy. Część osób głosujących na Nowoczesną nie byłaby skłonna zagłosować na obecnego prezydenta i oddałaby głos na kogoś innego lub w ogóle.
Z kolei Marcin Duma zwraca uwagę na wysoki wynik Tadeusza Zyska argumentując jednak, że w tym przypadku wyborcy głosują bardziej na PiS niż na samego Zyska. – Rezultat ok. 20 procent to poparcie, które PiS uzyskuje w Poznaniu. Ponadto PiS ma też karny elektorat, który zagłosuje na wskazanego kandydata, chyba że będzie on całkowicie nie do zaakceptowania – przekonuje Marcin Duma, zaś Andrzej Stelmach dodaje, że większe szanse na lepszy wynik w Poznaniu miałby poseł Bartłomiej Wróblewski, który jest bardziej medialny.
Jednocześnie prof. Stelmach pozytywnie ocenia wynik Tomasza Lewandowskiego i zwraca uwagę na słaby rezultat Katarzyny Kierzek Koperskiej.
– Nowoczesna jeszcze się nie pozbierała w skali krajowej. Ten słaby wynik to efekt braku stabilizacji wewnętrznej w partii. Jednak za pół roku to może wyglądać inaczej, co może też przełożyć się na wyższy wynik w wyborach – mówi prof. Stelmach.
Trzy sondaże, trzy różne wyniki
Sondaż przeprowadzony przez Ibris jest już trzecim, który został zrealizowany w ciągu ostatnich tygodni. Przypomnijmy, że pod koniec listopada wyniki pierwszego badania opublikowała „Gazeta Wyborcza”. Zgodnie z nim, zwycięzcą wyborów zostałby Jacek Jaśkowiak, który w pierwszej turze uzyskałby 37 procent głosów. Do drugiej tury wyborów przeszedłby również Ryszard Grobelny z rezultatem 22 procent głosów.
Trzecie miejsce zająłby kandydat PiS Tadeusz Zysk (12 proc.), zaś za nim uplasowałby się Tomasz Lewandowski (7 proc.), Katarzyna Kierzek Koperska (4 pro.), Dorota Bonk-Hammermeister (2 proc.) i przewodniczący Unii Pracy Waldemar Witkowski (2 proc.).
Jacek Jaśkowiak osiągnął najlepszy wynik także w sondażu, który opublikowaliśmy w piątkowym wydaniu „Głosu”. Zgodnie z nim obecny prezydent uzyskał 34,6 procent głosów. Na drugim miejscu znalazłby się za to poseł Bartłomiej Wróblewski z PiS z wynikiem 21,5 procent.
W pierwszej turze odpadliby Joanna Schmidt (Nowoczesna, 14,8 proc.), Jarosław Pucek (kandydat niezależny, 11,6 proc.), Dorota Bonk-Hammermeister (przedstawicielka ruchów miejskich i Stowarzyszenia Prawo do Miasta, 8,7 proc. poparcia) oraz Tomasz Lewandowski (7,4 proc.). Natomiast w drugiej turze prezydent Jaśkowiak uzyskałby 39,9 proc. głosów i pokonałby B. Wróblewskiego, na którego głos oddałoby 27,5 proc. ankietowanych. Aż 32,7 proc. badanych nie zagłosowałoby na żadnego z tych kandydatów.
Kluczem jest rozpoznawalność
Wszystkie trzy dotychczasowe sondaże zawierały różnych kandydatów, co przełożyło się także na różne wyniki. W przypadku prezydenta Jaśkowiaka wysoki rezultat w trzecim sondażu wynika w dużej mierze z braku Ryszarda Grobelnego lub osoby, która byłaby kojarzona z jego środowiskiem.
– Ryszard Grobelny na pewno odebrałby część elektoratu Jacka Jaśkowiaka. Być może uzyskałby także trochę głosów od osób niezdecydowanych – uważa Marcin Duma. Z kolei prof. Stelmach dodaje: – Ryszard Grobelny na pewno ma duży wpływ na wynik sondaży.
Zaskakiwać może także duża różnica w poparciu dla Nowoczesnej. O ile Katarzyna Kierzek Koperska może liczyć na zaledwie 4-procentowe poparcie, to w przypadku Joanny Schmidt wyniosłoby ono już 14 proc.
– Rozpoznawalność kandydata ma wpływ na wyniki sondaży. Joanna Schmidt już od początku kadencji Sejmu była rozpoznawalna a przez ostatnie dwa lata tylko to wzmocniła. Znacząco, choć może w niekoniecznie pozytywnym stopniu, wpłynęły też na to wydarzenia sprzed roku na Maderze – komentuje Marcin Duma.
I dodaje: – Z dotychczasowych sondaży wynika, że największe szanse ma urzędujący prezydent, co nie jest żadną niespodzianką i zaskoczeniem. Prezydent zawsze ma w sondażach pewną przewagę z racji pełnionej przez siebie funkcji.
Czarny koń spoza partii?
Marcin Duma podkreśla również, że ciekawym rozwiązaniem byłby start kandydata niezwiązanego z żadną partią. – Interesujące byłoby, gdyby na scenie pojawiłby się kandydat, którego obecnie np. nie znamy i który niekoniecznie byłby związany z jakąkolwiek partią polityczną. To mógłby być np. miejski aktywista. Taka osoba mogłaby „namieszać” – wyjaśnia M. Duma.
Jednocześnie nie ma wątpliwości, że im większa będzie liczba kandydatów tym większe prawdopodobieństwo, że dojdzie do drugiej tury wyborów.
– W drugiej turze mógłby namieszać właśnie ewentualny kandydat niezależny, choć Jacek Jaśkowiak na pewno byłby faworytem. Jednak formuła „nie mam z kim przegrać” jest niebezpieczna. Trzy lata temu wielu burmistrzów i prezydentów się o tym przekonało – kończy Marcin Duma.
Z kolei prof. Andrzej Stelmach zwraca uwagę, że większość wyborców podejmuje ostateczną decyzję o tym, na kogo oddać głos dopiero na 2-3 tygodnie przed wyborami.