Jacek Jaśkowiak: Już się nie śmieją z moich deklaracji [ROZMOWA]
- Zamierzam spotkać się z Tadeuszem Zyskiem i porozmawiać nie tylko o dworcu. Niedawno wymieniliśmy się numerami telefonów. Bardzo go szanuję, ale chciałbym się dowiedzieć, co zafascynowało go w Jarosławie Kaczyńskim - mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania.
Poseł Tadeusz Dziuba z PiS po ogłoszeniu wyniku wyborów powiedział, że poznaniacy wybrali antyobywatelskie rozwiązanie.
Ta wypowiedź jest dla mnie zaskakująca. Język, którym posługują się politycy tej formacji, sposób w jaki komunikują się ze społeczeństwem w mediach publicznych są mi znane. Jednak pouczanie poznaniaków czym jest obywatelskość, a czym nie, to wyraz pogardy polityka w stosunku do mieszkańców, którzy dokonali wyboru. Działacze PiS-u tyle mówią o suwerenie, a nie rozumieją, na czym polega demokracja, nie potrafią wsłuchać się w głos zwykłych mieszkańców.
Profesor Ryszard Cichocki powiedział, że te wybory były plebiscytem partyjnym. Czy pan ma również takie odczucia? Czy gdyby ktoś inny startował, a nie pan, też by wygrał?
Nie jestem politologiem. Najlepiej zapytać tych, którzy głosowali. Na ile ważne było dla nich to, co robimy w mieście: rozwój zrównoważonego transportu, budowa mieszkań socjalnych i komunalnych, zupełnie nowa jakość realizacji inwestycji, sprawność zarządcza, a na ile była to polityka. Sądzę, że znaczenie miał jeden i drugi czynnik, ale kwestie polityczne bardziej wpłynęły na frekwencje. We wcześniejszych wyborach część poznaniaków w ogóle nie uczestniczyła.
Podczas wieczoru wyborczego szczególnie podziękował pan Marcinowi Gołkowi. Jak pan widzi jego dalszą karierę?
Dla mnie komfortową sytuacją byłaby kontynuacja obecnej współpracy, bo świetnie się rozumiemy. Natomiast chciałbym dać Marcinowi szansę dalszego rozwoju. Takie podejście miałem w swojej wcześniejszej działalności biznesowej - dzieliłem się swoją wiedzą i doświadczeniem i dbałem o to, by moi współpracownicy mogli się rozwijać. Marcin Gołek ma duży potencjał i w polityce, i w biznesie. Już wcześniej zaproponowałem mu studia podyplomowe w zakresie rachunkowości i finansów, by zrozumiał jak, ważne są liczby. Zarówno w zarządzaniu miastem i firmą. Adolf Nowaczyński już w roku 1910, pisząc sztukę „Wielki Fryderyk”, wykpiwał awersję Sarmatów „do cyfrów”... Marcin te studia ukończył.
To, gdzie pan Gołek będzie zdobywał doświadczenie? W miejskiej spółce czy jako pana zastępca?
To jest kwestia otwarta, decyzję musi podjąć także on sam. Bardziej widziałbym go w biznesie, to jest ciekawsze. Chciałbym, by spróbował się z tym zmierzyć.
W Remondisie?
(uśmiech) Jest wiele różnych miejsc. Widziałbym dla niego jeszcze większe wyzwania niż Remondis.
Większe?
Niekoniecznie musi być większe, żeby było ważniejsze. Chyba i tak za dużo powiedziałem… Zobaczymy, co życie przyniesie.
Co z obecnymi zastępcami, bo jak się wydaje jedynym pewniakiem jest Mariusz Wiśniewski?
Nie tylko on. Nie mam żadnych wątpliwości co do Jędrzeja Solarskiego.
A brak nadzoru nad POSUM-em panu nie przeszkadza?
To oczywiście była wpadka... ale ludzie popełniają błędy. Trudno jest winić Jędrzeja Solarskiego za to, co stało się w POSUM-ie. Przecież tam fałszowano dokumenty. Zawsze patrzę na wszystkie elementy danej sprawy, oceniam całościowo. Jestem ze współpracy z Jędrzejem bardzo zadowolony. Tak wiele zrobił dla seniorów, dla kultury. Jego konserwatywne poglądy stały się w pewnym sensie czynnikiem uwzględniającym taki światopogląd w procesie podejmowania decyzji o mieście. Uważam, że tak właśnie powinno być.
Co stanie się z Tomaszem Lewandowskim i Maciejem Wudarskim? Pojawiły się przecież rysy na współpracy z Prawem do Miasta.
Skład zespołu moich zastępców w pewnym sensie determinują koalicyjne ustalenia z Nowoczesną. Przewidywały obsadzenie przez tę formację stanowiska jednego zastępcy po zdobyciu czterech mandatów w Radzie Miasta. Udało się, a umów należy dotrzymywać. Jeśli chodzi o ruchy miejskie, to nie będę ukrywał, że namawiałem do wspólnego startu z list Koalicji Obywatelskiej lub Lewicy - w zależności od tego, kto ma jakie poglądy. Uważałem, że dawało to szansę na lepszy rezultat. Rozmawiałam o tym np. z Andrzejem Białasem. Gdyby przyjął moją propozycję, dzisiaj byłby radnym. Nie zrobił tego. W polityce jestem zwolennikiem kompromisu i pragmatyzmu, ale każdy dokonuje swojego wyboru. PdM wprowadziło dwoje ciekawych radnych - Dorotę Bonk-Hammermeister i Pawła Sowę. Wcześniej w rozmowie z Maciejem Wudarskim postawiłem sprawę jasno, że warunkiem jest zdobycie 4-5 mandatów.
A Lewicy to nie dotyczyło?
Owszem, dotyczyło. Jednak nie oznaczało wykluczenia współpracy, gdyby tego wyniku się nie osiągnęli.
Czyli Katarzyna Kierzek-Koperska będzie pana zastępczynią?
Będzie, jeżeli Nowoczesna nie zmieni zdania i nie zaproponuje kogoś innego.
Czy Tomasz Lewandowski zostanie na stanowisku zastępcy prezydenta, czy będzie na przykład szefem spółki miejskiej? Rozmawiał pan z nim o tym?
Rozmawiałem i z Tomaszem, i z Maciejem. Zaproponowałem im nawet stworzenie wspólnego, czteroosobowego klubu w Radzie Miasta, opartego na porozumieniu programowym. W tym kontekście zaproponowałem też zmianę kompetencji w zakresie decernatów, by ważna dla ruchów miejskich komunikacja publiczna podlegała Tomaszowi Lewandowskiemu. Jako zastępca odpowiadałby za transport i mieszkaniówkę, na której zależy Lewicy oraz gospodarkę komunalną (GOAP). Do tej pory sobie świetnie z tym poradził. Miałby w tych dziedzinach uwzględnić postulaty ruchów miejskich. Przedstawiciele ruchów miejskich mieliby realny, konstruktywny wpływ na politykę miasta. Uważam, że czas najwyższy, by ci, którzy polityką zajmują się od lat, dojrzeli do działania. Ku mojemu zaskoczeniu, ta propozycja została odrzucona. Wolą być w opozycji razem z PiS-em. Wielu działaczom ruchów miejskich niestety lepiej wychodzi krytykowanie działań miasta na Facebooku niż realne działania. W sieci każdy może czuć się ekspertem od planowania przestrzennego czy komunikacji. Dużo trudniej coś robić i brać za to odpowiedzialność.
Czy w tej sytuacji pani Kierzek-Koperska zajmie się edukacją?
Jestem na etapie dzielenia zakresu obowiązków. To ja przydzielam je swoim zastępcom, bo ponoszę odpowiedzialność za całokształt. Muszę to tak ułożyć, by wszystko funkcjonowało sprawnie dla dobra Poznania.
Sprawdź, którzy radni dostali najwięcej głosów:
Maciej Wudarski nie zgodził się na pana propozycje, a jak zareagował Tomasz Lewandowski?
Pozytywnie. W polityce działa nie od dzisiaj… Poza tym, ceni sobie dotychczasową współpracę. To człowiek kompromisu. Jest bardzo sprawny zarządczo, co pokazał w GOAP-ie czy przejmując cmentarze komunalne. No i poradził sobie z bałaganem, który po Jarosławie Pucku zastał w ZKZL. Pan Pucek też świetnie spisuje się na Facebooku. Jest dobry w obrażaniu i krytykowaniu innych.
Czyli Tomasz Lewandowski ma odpowiadać za transport, mieszkaniówkę...
Taką propozycję złożyłem w kontekście współpracy z ruchami miejskimi. Teraz się zastanawiam, jak to wszystko najlepiej poukładać, jak wykorzystać potencjał tych, którzy przez ostatnie cztery lata ciężko ze mną pracowali. Mam szacunek dla pracy Macieja Wudarskiego. Jest uczciwy i pracowity, odpowiadał za skomplikowane obszary. Doceniam to, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę charakter jego zaplecza politycznego. Trudno było Maciejowi z nim współpracować. Miał więcej problemów niż Tomek Lewandowski. Choć Katarzyna Kretkowska nie jest najłatwiejszą osobą do współpracy, to Wudarski miał gorzej…
Ale rozstajecie się w zgodzie?
Tak, jak ze wszystkimi, rozstaję się w pokojowo. Wiadomo, że kryteria i zasady, jakimi się kieruję są proste i czytelne. Jak w sporcie: jest wynik - jest medal, nie ma wyniku - nie ma medalu. Muszą być osiągnięcia. Dużo wymagam od siebie, ale także od innych.
Czy Rada Miasta zdominowana przez Platformę pomoże, czy zaszkodzi Poznaniowi?
W polityce najważniejsza jest pokora, a pycha kroczy przed upadkiem. Pokory mam sporo. Nie wyobrażam sobie działać tak, jak PiS na poziomie krajowym. Z naszej listy umożliwiliśmy start różnym kandydatom – ze środowiska Kongresu Kobiet czy ludziom młodym. Zarówno w polityce doświadczonym, jak i będącym w niej od niedawna. Takimi działaniami pokazujemy, że u nas kryterium doboru nie jest przynależność partyjna, ale umiejętności i odpowiedzialność. Staram się korzystać z kompetencji różnych środowisk i to przez ostatnie cztery lata się sprawdziło. Jestem przekonany, że będzie tak dalej. Na wieczorze wyborczym widzieliście państwo, że we mnie nie ma pychy czy triumfalizmu.
Zobacz też: Wyniki wyborów 2018 w Poznaniu - Tych radnych nie zobaczymy w nowej radzie miasta
Pan mówi za siebie, są jeszcze inni członkowie, radni Platformy, a wygrany bierze łupy. Czy nie będzie próby desantu na fotele prezesów miejskich spółek?
Mam wpływ nie tylko na zarządzanie miastem. Jestem również wiceprzewodniczących zarządu regionu PO, mam więc wpływ również na to, co dzieje się w tej formacji.
À propos kadr i kompetencji. Jak to będzie wyglądało w miejskich spółkach. Już teraz pojawiają się głosy, że na przykład z ZKZL Arkadiusza Stasicę zastąpi Bartosz Guss?
Decyzji personalnych nigdy nie przekazuję przez media. Dokonuję oceny na podstawie sposobu działania danej spółki czy instytucji. Niestety, czasami jest tak, że z kimś się żegnam. Nie robię tego z powodów politycznych, ale na bazie oceny sprawności zarządzania. Dużo wymagam od siebie i od innych, ze mną nie pracuje i nie żyje się łatwo.
Jak pan ocenia pracę prezesa Stasicy?
Pracę ZKZL oceniam pozytywnie. Natomiast indywidualnej oceny poszczególnych osób nie mam w zwyczaju komunikować w prasie. Chyba, że ktoś mnie sprowokuje. Tak było np. podczas debaty przedwyborczej w telewizji WTK, gdy Dorota Bonk-Hammermeister, zakwestionowała kompetencje Mariusza Wiśniewskiego. Generalnie w takiej dużej strukturze, jaką jest miasto, gdzie działają 23 spółki zależne, decyzje personalne i wymiana słabszych ogniw na lepsze - to proces. Trwał przez cztery lata i będzie trwał przez następne pięć. Inaczej niż w PiS - tam obowiązuje hasło „teraz my”, a w wielu różnych miejscach lądują Misiewicze-spadochroniarze.
Czyli jest pan w stanie spacyfikować apetyty swoich kolegów partyjnych na te stołki w ZKZL, MPGM?
Do tej pory sobie z tym radziłem. Moje podejście do tego tematu sprawia, że nikt nie odważył się przychodzić z takimi propozycjami. W tym zakresie jestem bezkompromisowy. Zasady są proste i czytelne. Mogę się spotkać, wysłuchać czyjejś opinii, ale decyzje podejmuję samodzielnie. To ja odpowiadam przed poznaniakami.
Sprawdź: Gdzie w Poznaniu była najwyższa frekwencja? [TOP 6]
Czy to pan wpadł na pomysł, by Bartosz Zawieja był wiceprezesem Remondisu? Wszyscy wiedzą, że jest między wami konflikt. Co dalej z nim będzie?
Bartoszowi Zawiei bardzo zależało, by spróbować swoich sił w biznesie. Wykazał się dużą sprawnością w Starostwie Powiatowym, starosta miał o nim pozytywną opinię. O tę posadę Bartosz bardzo zabiegał, wziąłem też pod uwagę różne napięcia związane z GOAP-em. Poza tym, jasno zadeklarował, że chce, że będzie szkolił niemiecki. Tu nie chodzi o jakiś konflikt. Mogę się z kimś nie zgadzać, spierać, ale liczą się kompetencje.
A sprawdził się w Remondisie?
Tu opinia nie jest jednoznaczna. Słyszałem wiele dobrego w sprawie dużego przetargu na odbiór i zagospodarowanie odpadów, ale docierały do mnie też negatywne sygnały.
Może spać spokojnie, czy nie?
W urzędzie nikt nie może spać spokojnie. Trzeba zasuwać.
Widzi Pan możliwość współpracy z Zawieja na płaszczyźnie politycznej?
Podzielam tu opinię Filipa Kaczmarka. Stwierdził, że aktywności politycznej Zawiei w ostatnim czasie nie widział, ani w mediach, ani w kampanii. Słyszałem za to, ktoś z zarządu miejskiej Platformy rozwieszał plakaty jego mamie, która zdecydowała się startować z listy Jarosława Pucka. Nie mam jednak czasu się tym zajmować, są o wiele ważniejsze rzeczy.
Wróćmy jeszcze do spółek miejskich. Mówił pan, że po wyborach poznamy prezesa Poznańskich Inwestycji Miejskich. Kto nim zostanie po śmierci Pawła Śledziejowskiego?
Chcę wzmocnić zarząd tej spółki, ale nie podejmowałem decyzji personalnych na kilka miesięcy przed wyborami.
Czy kandydatem na prezesa jest Michał Prymas, wiceprezes ZKZL?
Na pewno ma bardzo wysokie kompetencje, ale na to pytanie jeszcze nie odpowiem. Mam nadzieję, że Michał Prymas będzie w stanie się zmierzyć z dużymi wyzwaniami.
Jak pan widzi współpracę z PKP? Tuż przed wyborami ogłoszono, że Poznań chce skomunalizować dworzec kolejowy.
Złożyliśmy konkretny wniosek do odpowiedniego organu, więc - po korzystnym dla nas rozstrzygnięciu - PKP będzie musiało ten dworzec Poznaniowi oddać - i tyle. Oczywiście jestem gotowy siąść do stołu z zarządem lub ministrem infrastruktury, ale mogę rozmawiać jedynie o konkretach – zmianach, pieniądzach, harmonogramie prac. Do tej pory w sprawie dworca spotykano się na kawce u wojewody i tworzono wizje, z których nic nie wynikało. Ile można gadać? To już trzy lata!
Tadeusz Zysk mówił, że zabezpieczono już 50 mln zł w budżecie PKP na rozbudowę dworca. Wierzy pan w te zapowiedzi?
Moim zdaniem na taką inwestycję potrzebne są większe środki. Zamierzam zresztą spotkać się z Tadeuszem Zyskiem i porozmawiać nie tylko o dworcu. Niedawno wymieniliśmy się numerami telefonów. Bardzo go szanuję, ale chciałbym się dowiedzieć, co zafascynowało go w Jarosławie Kaczyńskim.
Pójdziecie razem do teatru? Po debacie w „Głosie” wystosował pan takie zaproszenie.
Z przyjemnością pójdę z Tadeuszem Zyskiem na „Wielkiego Fryderyka”. Będę go bardzo namawiał, by wstąpił do PiS i starał się poprawiać funkcjonowanie tej partii. Tacy ludzie są tam potrzebni. Wspomniał o wspólnej lampce wina, więc - choć generalnie alkoholu unikam - z chęcią przyjmę taką propozycję.
A kiedy wbije pan łopatę pod budowę tramwaju na Naramowice? Zapowiadano, że nastąpi to w sierpniu, pytanie tylko którego roku?
Trasa oczywiście powstanie, a prace pójdą planowo. Potrwają do końca 2021 roku, a wszystkie odbiory odbędą się w 2022. Tramwaj na sto procent pojedzie, nawet gdybym w czasie realizacji tej inwestycji miał dokonywać zmian personalnych.
Ale to dopiero pierwsza część inwestycji.
Już w trakcie budowy pierwszego etapu będziemy przygotowywać wszystko pod realizację kolejnych, najpierw odcinka od Wilczaka w stronę ul. Estkowskiego. Jeżeli sprawdzą się moje przypuszczenia dotyczące wzrostu przychodów miasta z PIT-u, zakładam, że będziemy mogli realizować tę inwestycję w wymiarze szerszym, niż wstępnie zakładaliśmy.
Wie pan ile waży metr szyny tramwajowej?
Nie, ale wiem, ile waży jeden tramwaj Tramino. 46 ton.
Zapowiadał pan jednak, że w poprzedniej kadencji uda się oddać trasę tramwajową na ul. Falistą. Miał pan osobiście nosić tory, gdyby doszło do opóźnień. O termin zakończenia inwestycji założyli się nawet dziennikarze „Gazety Wyborczej” i Radia Poznań.
Miałem przenieść dziennikarkę „Gazety Wyborczej” po tej trasie, więc mam nadzieję, że sprostam temu wyzwaniu, bo przy tej inwestycji rzeczywiście jest przesunięcie.
Czytaj też: W tych gminach w Wielkopolsce była najwyższa frekwencja. Nawet powyżej 70 proc.!
Miał pan też w razie opóźnień zaprosić na kaczkę z pyzą dziennikarza Radia Poznań.
Jak najbardziej, dam mu kilka propozycji, niech sobie wybierze restaurację. (śmiech).
Czy w tej kadencji rozpocznie się budowa trasy tramwajowej na os. Kopernika?
Czasem mam problem z odpowiedzią o rozpoczęcie budowy, bo często chodzi wtedy o prace budowlane. Najtrudniejsze jest jednak przygotowanie. W przypadku tej trasy trwają już prace koncepcyjne, natomiast czy na teren budowy wjadą koparki, czy będzie układane torowisko - takiej deklaracji nie mogę dziś złożyć.
A tunel na Grunwaldzkiej będzie gotowy?
Na sto procent. Nawet dziś dostałem informację, że na ten cel udało się pozyskać o 10 milionów złotych więcej dofinansowania unijnego.
W trakcie kampanii niemal wszyscy oponenci wypominali panu niezrealizowanie obietnicy dotyczącej budowy czterech tysięcy mieszkań komunalnych. To ile ich miasto wybuduje przez pięć kolejnych lat?
Moim zdaniem około 5 tysięcy. Należy założyć, że jesteśmy w stanie oddawać około tysiąc rocznie. W poprzedniej kadencji musieliśmy uporządkować bajzel w ZKZL po Jarosławie Pucku i przygotować pola inwestycyjne.
Krytykował pan wydanie 700 milionów złotych na budowę stadionu, tymczasem teraz miasto ma wydać 150 na odświeżenie ronda Rataje. Nie szkoda takich pieniędzy?
Określanie tej modernizacji „odświeżeniem” to błąd. Stadion jest przede wszystkim źle zaprojektowany, trudno z tym polemizować. Kosztował dwukrotnie więcej niż podobne obiekty w Niemczech. Tu nie ma więc wątpliwości, że w błoto wyrzucono około 400 milionów złotych. Na rondzie Rataje zostanie wymienione torowisko i cały system kierowania ruchem. W tych 150 milionach znajduje się także zakup nowych autobusów elektrycznych. Przy kosmetycznych zmianach rondo byłoby w stanie funkcjonować przez kolejne 10 lat, ale musimy pamiętać o kwestiach bezpieczeństwa. Dziś jest niebezpieczne, dochodzi tam do wielu poważnych wypadków.
Od kilku miesięcy sporo mówi się o stadionie Szyca. W trakcie kampanii mówił pan, że decyzja o przyszłości tego terenu i ewentualnej budowie hali sportowo-widowiskowej podjęta zostanie na podstawie obserwacji wypełnienia imprez w wyremontowanej Arenie. Co zatem będzie się działo przez najbliższych pięć lat na tej działce?
Pytałem kolegów, prezydentów innych miast, którzy wybudowali hale na kilkanaście lub kilka tysięcy widzów, jak wygląda kwestia ich utrzymania. Do mniejszej hali rocznie trzeba dopłacić kilka milionów, większej, np. 15-tysięcznej - nawet kilkanaście milionów. Budowa większego obiektu to wydatek rzędu 350-400 milionów złotych. Dlatego - moim zdaniem - w zupełności wystarczy nam obiekt na 6 tysięcy osób. Imprez, które są w stanie ściągnąć tak liczną widownię jest coraz mniej. Teren od stadionu Szyca do Aquanetu będzie dedykowany sportom wyczynowym, to tam przenosimy np. klub łuczniczy „Surma”.
Zapewne pracuje już pan nad przyszłorocznym budżetem. Co się w nim znajdzie?
Ważne obszary to zrównoważony transport i budowa mieszkań komunalnych, ale bardzo zabiegam też o to, by lepiej wynagradzać pracowników urzędu, instytucji kultury i pracowników socjalnych. Mamy naprawdę problem z rekrutacjami. Ogólnie rzecz biorąc, budżet będzie większy niż w tym roku.
Sprawdź też: Wybory samorządowe 2018 - W tych gminach była najniższa frekwencja w Wielkopolsce
Prosimy o konkrety.
Kontynuacja tramwaju na Naramowice, dalsze inwestycje w Wartostradę, ochrona środowiska. Do tego remonty chodników, na które w poprzednich latach przeznaczaliśmy 100 milionów. Chcę, by teraz tę kwotę podnieść do 200 milionów i więcej środków przeznaczyć na utrzymanie czystości. Istotny będzie też rozwój dzielnicowych centrów sportu.
Wyliczył pan ile będą kosztować budżet miasta wszystkie wyborcze obietnice Jacka Jaśkowiaka?
Mamy to policzone tak, by je zrealizować. Spływają do mnie dane dotyczące rosnących przychodów z PIT-u, podatków od nieruchomości czy zatrzymania ujemnego salda migracji. Pozwalają na optymizm. Świadomie unikałem obietnic typu premetro czy budowa hali widowiskowo-sportowej.
To jaki plan z wpływu PIT-u zamierza pan zrealizować?
Do 2023 roku chcę przebić własny szacunek, czyli 1,5 miliarda złotych.
Kiedyś śmiano się takich deklaracji.
Tak. Teraz już się nie śmieją.