IX Symfonia Es-dur Dymitra Szostakowicza
Słucham jej zawsze, gdy chcę sobie poprawić humor. Najpierw poznałem nuty, później dźwięki, a na końcu historię. I tak w ogóle z muzyką powinno być, że najpierw się słucha, a potem gada, a nie na odwrót. Po pierwsze tonacja Es-dur już sygnalizuje coś radosnego, jak walc brillante op. 18 Chopina, jego Nokturn grany w pociągach Pendolino, albo V Koncert Fortepianowy „cesarski” Beethovena. Jak Es-dur, to słońce, euforia itp.
Trzeba wyjaśnić, że Szostakowicz nie stał się ofiarą „klątwy dziewiątej symfonii” jak Schubert, Mahler i Bruckner, Dvořák, Sibelius, czy Penderecki. „Klątwa” polega na tym że wymienieni pisali dziewięć albo około tego symfonii, zbliżając się do liczby ustanowionej przez Beethovena, jakby jakieś fatum dzieliło życie kompozytora właśnie na tyle kawałków. Mimo, że Szostakowicz napisał symfonii 15, to akurat ta dziewiąta wypadła w szczególnym momencie, bo już w 1943 była zaplanowana na zwycięskie zakończenie II wojny przez Związek Radziecki. Jak widać u Rosjan święta nawet planuje się z dużym wyprzedzeniem. Na początku Szostakowicz ściemniał, że będzie na orkiestrę, wielkie chóry i solistów, patetyczne, imperialne, ale wyszedł z tego jeden z najlepszych żartów w historii muzyki.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień