Iskrzy na prawicy. PiS w Grudziądzu nie jest jednomyślny
Podczas ostatniej konferencji posła Jana Krzysztofa Ardanowskiego ujawniła się kolejna rysa na monolicie grudziądzkiego PiS-u, którym już wcześniej targały wewnętrzne niesnaski.
- Bywały tutaj nieporozumienia. Czas je zakończyć. Niech PiS w Grudziądzu weźmie się za przygotowania do wyborów samorządowych. Bo nieodpowiedzialni ludzie, którzy doprowadzili do kryzysu ze szpitalem w mieście, muszą zostać odsunięci od władzy. Kto to uczyni? Skłócony i rozbity wewnętrznie PiS? Nie! Dlatego oczekuję kompetencji od członków - strofował lokalnych przedstawicieli PiS-u poseł Ardanowski. - Jestem daleki od stosowania dyscypliny. Zwołam spotkanie, aby omówić działanie struktur miejskich. Zastanowimy się też na nim, czy szefowa PiS-u w Grudziądzu jest w stanie pogodzić swoje obowiązki w Warszawie z działalnością lokalną.
Nieoficjalnie mówi się o tym, że w Grudziądzu są dwa obozy PiS-u. Jeden skupiony wokół senatora Andrzeja Mioduszewskiego i wiceminister Marzenny Drab (szefowa PiS w Grudziądzu), drugi wokół radnego Andrzeja Wiśniewskiego.
Podział ten ujawnił się także przy okazji sprawy długu szpitala. Klub radnych PiS/Ruch dla Grudziądza chce, aby władze centralne wprowadziły w mieście zarząd komisaryczny. Pozostali trzej radni PiS-u (nie należą do klubu) nie podpisują się pod tym pomysłem. - Są inne rozwiązania tej trudnej dla miasta sytuacji, które podjął już senator Mioduszewski - mówi Marek Totleben, radny i członek zarządu PiS w Grudziądzu. - Nie wiem czy wprowadzenie zarządu komisarycznego to dobry pomysł. Na pewno dosyć odległy. Myślę że można o nim mówić w perspektywie kilku miesięcy.
Wcześniej, Andrzej Wiśniewski przekonywał, że zarząd komisaryczny to kwestia dni lub tygodni. Jego zdaniem rozłamu w lokalnym PiS-ie nie ma, a senator Andrzej Mioduszewski został poproszony przez władze miejskie o interwencję i wprowadzony przez nie w błąd.