IPN wróci do sprawy dzieci z Lebensborn
Po naszej publikacji, w której nasz rozmówca wyjawił, że podczas wojny eksperymentowano na dzieciach z Lebensborn, sprawą zajął się IPN
To jest pewne - w niemieckim jeszcze Połczynie istniał Lebensborn, w którym rodziły się dzieci dla Rzeszy. W ostatnich latach jego prowadzenia trafiały tu dzieci z tzw. rabunku - dzieci obcokrajowców - przymusowych robotnic, zesłanych do obozów koncentracyjnych lub zamordowanych przez hitlerowców, które pozytywnie przeszły badania rasowe. Świadczą o tym liczne publikacje, prowadzone śledztwa, dokumenty i relacje żyjących „zrabowanych” dzieci. O prowadzonych eksperymentach na dzieciach, które do adopcji nie trafiły, nie ma jednak śladu. A właśnie o tym mówił w naszej sierpniowej publikacji pan Jan (nie ujawniamy jego prawdziwych danych personalnych, dop. red.), który sam miał być w Lebensborn i którego wykraść miała matka. To od niej miał się dowiedzieć o kapliczce, która tuż po wojnie została postawiona w pobliżu obecnego ośrodka Skaut, a przedwojennego ośrodka szkoleniowego dla sportowców przygotowujących się do igrzysk olimpijskich. Bo to w nim, jak twierdzi pan Jan, któremu z kolei mówiła o tym matka, miały być przeprowadzane eksperymenty na dzieciach i w pobliżu miały być grzebane ich ciała.
Sprawą zainteresowały się władze Połczyna. Stosowne pismo trafiło do szczecińskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Sprawdzaniem nowego wątku dotyczącego Lebensborn w Połczynie zajął się prokurator referatu śledczego w koszalińskiej delegaturze Krzysztof Bukowski, który kilkanaście lat temu zajmował się już tym Lebensbornem.
- Pojechałem do Połczyna. Rozmawiałem z tym mężczyzną. Złożył oświadczenie, w którym przyznał, że został zabrany do ośrodka Lebens-born przez nieznane mu osoby, a następnie, tuż przed ewakuacją tego ośrodka, został stamtąd zabrany - mówi prokurator Krzysztof Bukowski. - Dodatkowo powiedział, że od matki dowiedział się, że pod kapliczką pochowane są dzieci z Lebens-born. Wśród nich i te, które zmarły na skutek eksperymentów medycznych.
Pierwotnie, przed pracami przy budowie zalewu poł-czyńskiego, kapliczka umiejscowiona była kilkanaście metrów od obecnego jej położenia.
Prokurator Bukowski zamierza przeprowadzić wizję lokalną. Nie wyklucza ekshumacji. Na razie jednak zamierza jeszcze przesłuchać innych wskazanych świadków oraz sprawdzić wątek dotyczący matki pana Jana, a dokładnie jej pobytu w obozie pracy w Pile.
Otwartą zostaje też sprawa upamiętnienia istnienia Lebensborn w Połczynie. Postawienie symbolicznej tablicy z pękniętym sercem - znakiem pozostałych ośrodków - mogłoby się odbyć już, w obecnym sanatorium Borkowo. Posadowienie jej jednak w pobliżu kapliczki to już kontrowersyjna sprawa. W tym przypadku, nie ma się co dziwić, że władze Połczyna chcą zaczekać naefekty śledztwa. A te dopiero się rozpoczęło.
Wiadomo natomiast, że jeszcze w listopadzie poł-czyńska młodzież będzie miała okazję dowiedzieć się o istniejącym podczas wojny Lebensborn w Połczynie bezpośrednio od prokuratora Bukowskiego. Jego ustalenia dotyczące Lebensborn w Poł- czynie poczynione w prowadzonym śledztwie z 2001 roku opublikowane zostaną w „Roczniku Koszalińskim”.