Internet przed wyborami. Na Twitterze panuje wojna
Z Marcinem Grudniem, ekspertem i trenerem medialnym, znawcą nowych mediów i wykładowcą w Społecznej Akademii Nauk w Warszawie, rozmawia Patryk Drabek.
Już w niedzielę wybierzemy posłów i senatorów, którzy coraz częściej docierają do wyborców poprzez internet. Jaką rolę w kampaniach wyborczych w Polsce odgrywają obecnie media społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter?
Myślę, że ta rola jest coraz bardziej istotna. Już kampania prezydencka pokazała, że w ogóle wiele dzieje się w internecie i w mediach społecznościowych. Teraz mamy ciąg dalszy. W tej chwili to kanał informacyjny, który dla partii politycznych i kandydatów jest równoważny z telewizją czy bilbordami. To takie miejsce, w którym dla komitetów wyborczych jest przestrzeń na snucie pewnej cyfrowej opowieści, jak to się ładnie nazywa. Chodzi o to, że mogą posługiwać się różnego rodzaju emocjami i na żywo komunikować się z wyborcami. Przykłady widzimy na co dzień. Barbara Nowacka wrzuca często krótkie filmiki nagrywane telefonem lub tabletem, a przesłanie jest bardzo emocjonalne. Kandydatka dziękuję wszystkim np. za udział w spotkaniach i jest to bardzo osobiste. To z punktu widzenia mediów społecznościowych jest bardzo istotne i to klucz, który umożliwia dotarcie do odbiorców. Osobista narracja i dzielenie się emocjami jest niezwykle ważne.
Dla niektórych polityków media społecznościowe mogą być jednak pułapką. Szybkość przekazywania informacji i relacjonowanie wydarzeń na żywo sprzyja wpadkom.
Tak, ale komitety wyborcze zwracają uwagę na to, że z jednej strony jest to bardzo ważny kanał promocji, a z drugiej jest na tyle otwarty, że trzeba uważać na to, co się tam umieszcza i liczyć się z tym, że jest to na żywo komentowane. W tej chwili trudniej o spektakularne wpadki, co tylko potwierdza, że to już przemyślana strategia związana z korzystaniem z tych mediów. To już nie jest puszczane na żywioł. Zwraca się uwagę na to, jak dyskutuje się z oponentami i co wrzuca się do sieci.
Czy kiedy polubimy fanpage polityka na Facebooku lub dodamy do ulubionych jego opinie na Twitterze, to oznacza, że go popieramy?
Nie przywiązywałbym szczególnej wagi do „lajków”. Dobrze wiemy, że często jest to decyzja podjęta pod wpływem chwili i nie zawsze jest to przemyślane. Nie wyciągałbym tak daleko idących wniosków, że od razu mamy do czynienia z jakimś gestem poparcia. Na tzw. „lajkowanie” składa się wiele elementów. Może być tak, że operując w tym wirtualnym świecie, gdzie hejt lub złośliwa riposta jest w cenie, możemy tego kandydata nie popierać, ale „lajkiem” doceniamy jakiś komentarz, którym odpowiedział innemu kandydatowi. Może być wiele powodów, dlaczego klikamy „lubię to”. Nie stawiałbym śmiałej tezy, że jest to ewidentne poparcie i świadoma deklaracja. W niektórych przypadkach może tak być, chociaż wydaje mi się, że to mniejszość.
Jeśli chodzi o kliknięcie „lubię to”, mamy jasność. Czy jednak nie jest tak, że popieramy polityka, gdy udostępniamy na Facebooku i podajemy dalej na Twitterze treści, które pokazują kandydata w dobrym świetle?
Pewnie tak. Jeśli chodzi już o udostępnianie na Facebooku, to rzeczywiście są to zazwyczaj kwestie, z którymi się zgadzamy. Na Twitterze, którym emocjonują się obecnie dziennikarze i politycy, trwa natomiast pewna wojna poglądowa i takie udostępnianie to element, który pokazuje podziały. Na Twitterze jest tak, że albo retweetujemy wpisy, które popieramy albo takie, z którymi zamierzamy dyskutować lub je po prostu wyśmiać.
Kto podczas tej kampanii wywarł największe wrażenie, jeśli chodzi o korzystanie z nowych technologii?
Generalnie widać dużo podobnych ruchów, a nikt nie ma bardzo oryginalnych pomysłów. Mam wrażenie, że komitety korzystają z narzędzi w coraz bardziej świadomy sposób, ale nie jest tak, że kogoś można bardziej wyróżnić, ponieważ świetnie radzi sobie w nowych mediach, a ktoś słabiej.
Czy cisza wyborcza ma sens, szczególnie patrząc na to, co dzieje się na portalach społecznościowych? Wszystko jest tam bardzo dynamiczne i trudno zweryfikować, czy ktoś złamał ciszę, pisząc np. o warzywach i cenach, które mają nawiązywać do nazw partii i zdobytego poparcia.
Uważam, że to powinno być zniesione, a jednym z powodów jest to, co dzieje się w mediach społecznościowych. Dobrze wiemy z kampanii prezydenckiej, że jest to taka przestrzeń, w której w czasie ciszy wyborczej pojawiają się różne abstrakcyjne, ale zarazem kreatywne pomysły. Są też m.in. piosenki nawiązujące do nazwisk kandydatów. Teraz pewnie będzie podobnie.
Nowe media mogą być skutecznym orężem dla komitetów wyborczych? Jak jest teraz i jak może być w przyszłości?
To dobre pytanie. Oczywiście widać nieograniczony potencjał. Mogą pojawić się kolejne narzędzia, które będą wykorzystywane do krótkich, ale bardziej zaawansowanych transmisji wideo. Mam jednak takie poczucie, że następuje pewien przesyt. Młodzi ludzie, którzy są uważani za takich, którzy chętnie korzystają z Facebooka, mówią np., że ograniczają swoją obecność na takich portalach. Oczywiście nie jest tak, że nagle nastąpi jakiś radykalny odwrót od mediów społecznościowych, ale obserwuję pewne zmęczenie i ograniczenie ich do funkcji czysto komunikacyjnych, a nie informacyjnych. Pytanie co będzie się działo w przyszłości, ale w tej chwili nie jesteśmy w stanie udzielić jasnej odpowiedzi.