Im więcej znaków, tym bardziej je ignorujemy
Bywa, że na każdy kilometr drogi przypada 15-20 znaków. A przecież kierowca ma ograniczoną zdolność ich odczytywania.
Informują nas o tym kierowcy - Czytelnicy. - Im więcej znaków, tym robią na nas mniejsze wrażenie. Dochodzi do tego, że przestaje się na nie zwracać uwagę - stwierdzają.
Problem miał przynajmniej złagodzić program przeglądu oznakowania drogowego przygotowany przez poprzednią ekipę rządową.
- Oznakowanie dróg woła o pomstę do nieba - stwierdza bydgoski poseł PO Paweł Olszewski, były wiceminister infrastruktury. - Mieliśmy nadzieję, że nasz pilotażowy program przeprowadzony w ubiegłym roku przez bydgoski oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad uda się po zmianie przepisów wprowadzić w całym kraju. Niestety, nie zdążyliśmy.
Jak dodaje poseł, ważną zmianą w prawie byłaby odpowiedzialność karna zarządcy drogi za złe oznakowanie. Parlamentarzysta złożył interpelację do obecnego ministra infrastruktury, który odpowiedział mu, że na razie program jest zawieszony.
- W pilotażowym programie wytypowano kilkaset miejsc na drogach wszystkich zarządców, które wymagają zmiany oznakowania, przycięcia krzaków zasłaniających znaki lub ustawienia luster na skrzyżowaniach. Wytyczne zostały zrealizowane, a raport trafił do resortu infrastruktury - wyjaśnia Tomasz Okoński, rzecznik bydgoskiego oddziału GDDKiA.
- W samej Bydgoszczy jest 24,5 tys. znaków, ale w tej liczbie zawierają się tabliczki z nazwami ulic - wylicza Krzysztof Kosiedowski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy. - To dużo, ale to dla bezpieczeństwa. Gdy dochodzi do jakiegoś zdarzenia, policja w pierwszym rzędzie sprawdza, czy dany odcinek drogi jest właściwie oznakowany.
Kosiedowski przypomina, że w niektórych miejscach znaki są dublowane - ustawiane nie tylko po prawej stronie ulicy, ale też z lewej. To także dla bezpieczeństwa, bo niekiedy kierowcy skarżą się, że jadąc lewym pasem, nie zauważyli znaku ustawionego po prawej. Znaki bywają dublowane także tam, gdzie zmieniona jest organizacja ruchu, by przemówiły do tych, którzy się zagapią. Rzecznik uważa, że lepiej ustawić o jeden znak za dużo niż potem załamywać ręce, że doszło do wypadku.
- Czasem jakiś znak jest zdejmowany jako niepotrzebny, ale za chwilę otrzymujemy skargę od kierowców argumentujących, że jednak był potrzebny - kończy rzecznik.