Ich pomoc płynie aż do Tanzanii
- Pomaganie daje nam wielką satysfakcję. Przy okazji sami możemy się czegoś nauczyć - mówią członkowie Koła Misyjnego. I już planują kolejne akcje, które pozwolą zebrać pieniądze dla sierot.
- W listopadzie 2012 roku do naszej parafii, podczas tygodnia misyjnego, przyjechała siostra Cecylia Bachalska z Lublina, ze zgromadzenia Sióstr Misjonarek Najświętszej Marii Panny Królowej Afryki. Zaczęła opowiadać o misjach, o zbiórce, jaką zorganizowała dla dzieci z Afryki. Właśnie wtedy razem z przyjaciółką pomyślałyśmy, że chcemy zrobić coś dla innych. Postanowiłyśmy i zaczęłyśmy działać - opowiada Wiktoria Dmytruk, która należy do Koła Misyjnego w Sulechowie, działającego przy parafii pw. świętego Stanisława Kostki.
Decyzję o rozpoczęciu działalności misyjnej podjęła bardzo szybko, bo już w czwartej klasie szkoły podstawowej. I zamierza ją kontynuować tak długo, jak tylko się da.
Dziewczęta zaczęły od robienia zwykłych koralikowych bransoletek. - Zbierałyśmy koraliki gdzie tylko się dało. Było to ogłoszone w całej parafii . A jak zrobiłyśmy, to zaraz sprzedawałyśmy - mówi Wiktoria Dmytruk.
Potem rozszerzyły swoją działalność, przygotowując wyroby rękodzielnicze na różnego rodzaju jarmarki. - Zwróciłyśmy się również z prośbą o pomoc do naszej katechetki, pani Krysi Zamolskiej, która prowadzi nasze koło.
Chcieliśmy robić coraz więcej
Od tego momentu koło misyjne zaczęło się rozrastać. Zainteresowanie pomocą innym wykazywali klasowi i szkolni znajomi dziewcząt. - Dołączali do nas młodsi i starsi. Coraz bardziej się to rozkręcało, a i my chcieliśmy robić coraz więcej. Szukaliśmy więc tych, do których tę pomoc można by skierować - opowiadają członkowie koła.
Okazja pojawiła się niedługo potem, podczas świąt Bożego Narodzenia. Do parafii pw. św. Stanisława Kostki przyjechała siostra z Tanzanii i podsunęła młodzieży pomysł na pomoc. Opowiedziała im o sierocińcu w Tanzanii, w którym mieszka jedenaścioro dzieci. - No i tak to się zaczęło. Nawiązaliśmy z nimi kontakt mailowy, zaczęliśmy przesyłać im pieniądze, które udało nam się zebrać. Poznawaliśmy ich zwyczaje, problemy, radości i zmartwienia. Dowiedzieliśmy się na przykład, że wakacje mają w zupełnie innym czasie, niż my. Ale również chodzą do szkoły, mają zmartwienia, zdają testy i egzaminy. My z kolei pisaliśmy, co u nas. Zawiązała się przyjaźń - opowiada Wiktoria.
Dzięki swojej działalności, młodzież miała okazję nie tylko poznać zwyczaje obowiązujące w Afryce. Dzieciaki zobaczyły również, na czym polega działalność misyjna od kuchni. - Ciekawiło nas, jak to jest naprawdę. Bo o tych misjach dużo się mówi, ale niekoniecznie jest okazja, by poznać je od kuchni - mówią. Przekonali się również, że działalność misyjna to naprawdę ciężka praca. Ale przy okazji też dająca mnóstwo satysfakcji.
W tym roku mogli kupić sobie kurczaka i zjeść go wspólnie. Kurczaka! Rozumiecie?
- Czasami aż w głowie się nie mieści, że to, co u nas jest tak oczywiste i banalne, tam może uchodzić niemal za święto - mówi Krystyna Zamolska, opiekunka koła. - Podam taki przykład. Wysłaliśmy raz część pieniędzy na święta dla naszych podopiecznych. Otrzymaliśmy potem od nich wiadomość, że są nam bardzo wdzięczni, bo w tym roku mogli kupić sobie kurczaka i zjeść go wspólnie. Kurczaka! Rozumiecie?
Działalność koła nie ogranicza się jedynie do pomocy sierocińcowi w Tanzanii. Młodzież wraz ze swoją opiekunką włączała się również w akcję Fundacji Pomocy Humanitarnej Redemptoris Missio, która polegała na zbiórce bandaży, a także mydeł, które zostały wysłane do Kamerunu.
Wielkim marzeniem dzieci jest również wyjazd do Afryki. - Być może pojawi się taka okazja za około dwa lata. - Mamy możliwość wyjechać do Etiopii. Nawiązałam współpracę z misjonarzem, który jest u nas, w Polsce. Na stałe przebywa w Warszawie. Namawiał mnie bardzo do wyjazdu, więc może się uda - mówi pani Krystyna.
Do tego jednak czasu koło ma w planach kolejne licytacje, spotkania, jarmarki i koncerty, w czasie których zbiera pieniądze dla swoich podopiecznych. Za nimi koncert kolęd, który zorganizowali w sulechowskim Zborze. Podczas koncertu odbyła się również licytacji fantów - nie tylko wykonanych własnoręcznie, ale i pozyskanych od sponsorów, aktorów, sportowców.
- Chcemy również poszerzać nasze kręgi. W tej chwili jest nas piętnaścioro. Ale co sobotę w salce parafialnej organizujemy spotkania, na których opowiadamy o swojej działalności i namawiamy do włączenia się do pomocy. Bo pomaganie jest naprawdę fajne - mówi Wiktoria.