I nawet führer bywał na tym wzgórzu...
Bardzo możliwe, że gdyby nie Karl Kaiser, to Sulęcin nie miałby wielu kluczowych obiektów, które ma teraz...
Wraz z mieszkańcami Sulęcina wybieramy się na spacer. Zbliżamy się do tzw. Winnej Góry (ul. Moniuszki). I słyszymy: - O tak, tutaj to Kaiser postawił te budynki, które należą teraz do Sulęcińskiego Ośrodka Kultury - mówią. Idziemy dalej. - O, a tutaj, to Kaiser postawił domy dla swoich pracowników. A tam, to była już firma. Duży teren, prawda? - zagadują ludzie.
Przy Winnej Górze znajduje się też dom, nazywamy przez niektórych „pałacem”. Teraz jest to wielorodzinny budynek, jasnozielony, z niewyrównanym terenem dookoła. - Wszystko niszczeje - komentują mieszkańcy i machają ręką na to, co widzą. - Podobno gdzieś są jeszcze jakieś rzeźby, czy też fontanny... ale gdzie? Pewnie jak Ruscy wchodzili to miasta, to zabrali wszystko, co widzieli. Nawet kawałki gipsu - mówi sulęcinianin.
Dziś mówiliby: biznesmen
Wystarczy choć na chwilę stanąć na Winnej Górze, przy SOK-u, albo byłym kąpielisku, by móc powoli odtwarzać historię tego miejsca. Bo jak się okazuje, kąpielisko było kluczowym miejscem kiedyś i dziś. A, że historia lubi zataczać koło...
Karl Kaiser (ur. 1888 r.) pochodził z Gleeisen, czyli Glisna, był synem właściciela ziemskiego i cieśli, Wilhelma Kaisera. Karl od zawsze uważany był za ambitnego i pracowitego - nim rozpoczął dzień w szkole, pomagał rodzicom. Dzięki swojej ciężkiej pracy w szkołach na dwóch fakultetach dobrze poznał elektromechanikę. Przez kilka lat sukcesywnie zgłębiał wiedzę o silnikach po to, by móc później dorobić się na nich niemałych pieniędzy.
W końcu 16-letni Karl podejmuje pierwszą pracę. I można powiedzieć, że nie mógł trafić lepiej. Gdy zaczął pracować w Borsing w Berlinie. To właśnie to miejsce i jego szefowie pokazali mu, czym jest społeczna odpowiedzialność biznesu. Wpoili, że dobry biznes, to zadowoleni robotnicy. A zadowoleni robotnicy mają zapewnioną rozrywkę, pakiet socjalny i nie martwią się o to, gdzie będą mieszkać, ani co jeść. A jeśli przedsiębiorca wypełni swój obowiązek, to szybko przełoży się to na jego zysk. I tak też się stało w przypadku młodego Kaisera. Berlin był jego przepustką do wielkiej kariery.
W końcu Kaiser wraca do Zielenzig. Przyjmuje się, że jego wkład w rozwój miasta zauważalny był od 1918 r. Rusza fabryka Elektromotoren Were - Kaiser (dziś firma działa już tylko na terenie Niemiec).
Nowe życie w tym samym mieście
Na starych widokówkach z Sulęcina widać, że życie kwitło tutaj w najlepsze. Piękne, brukowane alejki pełne ludzi. Z pewnością jednak większość z nich pełnię szczęścia osiągnęła dopiero po 1918. Dzięki fabryce Kaisera bezrobocie znacząco spadło. Co istotne, postawiono też wiele domów dla robotników. - To było dość charakterystyczne dla tamtych czasów. Niemieccy przedsiębiorcy od dawna wiedzieli o ich odpowiedzialności względem pracowników. Można powiedzieć, że fundowali im niezły pakiet socjalny na start. A najlepiej mieli ci robotnicy, którzy trafili na tak obrotnego szefa, jak Karl Kaiser. Każdy, kto interesuje się historią naszego regionu, wie kim był i co zrobił - mówi historyk Mateusz Maszczyk.
Niemieccy przedsiębiorcy od dawna wiedzieli o ich odpowiedzialności względem pracowników
Co ciekawe Kaiser wybudował też kilka okazałych urzędów. A w jego domach, ludzie mieszkają do dziś. Na Winnej Górze i w okolicach, Karl Kaiser stworzył jednak taki kompleks sportowo - turystyczny, że dziś trwa próba reaktywacji tego miejsca.
W okresie międzywojennym powstał ośrodek sportu i wypoczynku, czyli obecny SOK. Ze zdjęć wynika też, że już w tamtych czasach znajdowało się tutaj chętnie odwiedzane przez mieszkańców kąpielisko. A niektórzy w mieście mówią również, że „już za Niemca był nasz stadion lekkoatletycznym, na którym były wielkie zawody”. To może właśnie dlatego Adolf Hitler był tak zauroczony tym miejscem, że w latach 1936-1940 kilkakrotnie odwiedzał to miejsce? Może to była jego oaza spokoju, albo miejsce intensywnego wyładowania złych emocji.
Winna Góra czaruje do dziś
Od pewnego czasu Winna Góra wraca do życia. Sulęciński Ośrodek Kultury skupia wokół siebie wielu mieszkańców. Organizuje zajęcia, warsztaty i minikino. Oprócz tego, kawałek dalej, organizowane są koncerty. Małe i duże. Jeszcze kawałeczek dalej, rozbudowywany jest lekkoatletyczny stadion z myślą o kształceniu młodych olimpijczyków. - Coraz więcej osób odwiedza to miejsce, bo widzi w nim duży potencjał. Tutaj kultura, sport i relaks są na każdym rogu - mówi pani Małgosia.
Nieco zapomniane jest jednak kąpielisko. Porośnięte trawami, brudne. Nie zachęca do tego, by spędzać przy nim czas. Jeszcze nie tak dawno, część mieszkańców starała się o jego reaktywację. Mieli wielkie plany co do tego, co tutaj można stworzyć. Mieli też wizje, jak będą bawić się tutaj z dziećmi i wnukami. Wielki zapał i entuzjazm jednak opadł, gdy należało zmierzyć się z realiami. Nie wszyscy ten pomysł widzieli w tak jasnych barwach, a i pieniędzy na reaktywacją zabrakło.
- Jeśli chcemy jednak odnowić to miejsce, zwrócić się ponownie ku niemu, to musimy zrobić to kąpielisko! Nawet nie tak w stu procentach, ale chociaż tak, żeby nie kłuło w oczy. To kawał historii, jak to wszystko tutaj (mężczyzna pokazuje rękoma kilka punktów wokół - dop. red.). Młodzi tego nie wiedzą, ale to wszystko stawiał Niemiec. A podobno, nawet Hitler odwiedzał to miejsce! Widocznie coś ono w sobie ma... może chwalić tego nie należy, ale odnowić chyba też nie zaszkodzi... - zastanawia się spotkany senior, który „jeszcze wiele o tym miejscu mógłby mówić”...