Horror bliźniaczek. Ojczym gwałcił je obie. Obie milczały
12-letni Marek z zazdrością patrzył, jak ojczym zabiera Ulę na spacer do lasu, a następnego dnia prowadzi tam Wikę. Po latach dowiedział się, że Roman N. podczas tych spacerów gwałcił obie pasierbice.
Takie rodzinne tajemnice są głęboko skrywane nie tylko przez sprawcę, który - co oczywiste - woli jak najdłużej zachować w sekrecie swoje praktyki, bo ma świadomość grożącej mu surowej kary. Także ofiary milczą długie lata, co niewątpliwie kładzie się cieniem na ich życiu. W przypadku krzywdzonych dzieci ta niemożność powiedzenia komukolwiek o swoim dramacie wynika ze wstydu, braku bliskiej osoby i z uzależnienia od dręczyciela.
W takiej sytuacji znalazły się właśnie bliźniaczki Ula i Wika. Każda z osobna była wykorzystywana przez ojczyma i każda jedynie się domyślała, że tej drugiej dzieje się krzywda. Nie miały jednak śmiałości, by o tym ze sobą porozmawiać. Nie mówiąc o matce, która przebywała w pokoju obok. Jednak jak przychodziło co do czego, stawała po stronie męża, gdy ten miał pretensje, że dziewczynki są bałaganiarami, niechętnie się uczą i nie mają ambicji.
Wypady do lasu i stodoły
Wika widziała, że tak jak i ją ojczym zabiera Ulę do lasu i tam robi swoje. Ula także była świadkiem, że Roman N. bierze za rękę Wikę i prowadzi ją do stodoły. Widziała to i milczała na temat losu siostry, bo co bowiem w takiej sytuacji może zrobić 10-letnie dziecko?
Raz matka zastała ich w stodole. Jej mąż zaczął wykonywać nerwowe ruchy, imitując prace gospodarskie, a córka była zmieszana. Widać było rumieniec na jej twarzy. Matka nie podjęła tematu, nie zapytała: co wy tutaj robicie, co się dzieje, dlaczego Roman masz rozpięte spodnie? Zamiast tego odwróciła się i wyszła.
Ula i Wika długo milczały o tym, co dzieje się w domu. Swój dramat przeżywały w samotności
Matka Romana N., która mieszkała w tym samym budynku, zapewniała potem, że niczego niepokojącego nie dostrzegła w zachowaniu syna. Jego brat, który czasem wpadał z żoną w odwiedziny, ponoć również nie wiedział, że Roman N. robi coś złego.
- Dobry był dla dzieci, zarabiał na budowach w kraju i za granicą. Porządny gość - mówił o bracie. - Jeśli już coś złego można powiedzieć, to tylko o jego żonie Beacie, która dzięki zarobkom męża opływała w dostatek. I trwoniła go na głupoty - mówił.
Faktycznie żyli skromnie, by nie powiedzieć - biednie. Mieszkali we wsi na północ od Krakowa. Beata z pierwszego małżeństwa miała syna Marka, rok później na świat przyszły bliźniaczki. Potem jej związek się rozsypał w drobny mak. Poznała Romana N., budowlańca, malarza o silnych dłoniach. Po ślubie wprowadziła się do niego z trójką swoich pociech, ale potem i jemu urodziła troje dzieci.
Nie da się ukryć, że Roman N. sporo pracował - jeździł na budowy do Warszawy i wracał na weekendy. Początkowo jej dzieci traktował jak swoje. Mówiły do niego: tato, tatusiu. Właziły na kolana.
Szybko skończyła się ta sielanka. W stosunku do najstarszego dziecka - Marka - mężczyzna potrafił być brutalny. Bił, kopał, używał pasa i kabla. Strofował i dziewczynki. Żonę wolał dręczyć psychicznie - gdy raz wezwała policję, rodzinie założono niebieską kartę.
Gdy Beaty nie było w domu, Roman N. zaczynał dobierać się do dziewczynek. Molestował je zawsze osobno. Mówił, by wszystko zachowały w tajemnicy, bo i tak nikt im nie uwierzy. Około 2013 roku, gdy bliźniaczki miały 10 lat, a on był w domu na długotrwałym zwolnieniu, zaczął obywać z nimi regularnie stosunki seksualne. W kuchni, w stodole, w trakcie spaceru do lasu. Z każdą z osobna, około trzech razy w tygodniu. Nie stosował żadnych zabezpieczeń.
Gdy zaczęły dorastać i były coraz silniejsze, stosował przemoc. Wika podrapała go raz i drugi, więc dał jej spokój. Gdy matka widziała siniaki na jej nogach, córka tłumaczyła, że na lekcji wychowania fizycznego doznała kontuzji.
Ula była bardziej bezwolna i Roman N. nie miał z nią problemów w tym względzie. Gdy w seks z nieletnimi wdawała się nuda, pokazywał im filmy pornograficzne i patrzył, jak reagują.
Filmy były ze zwierzętami.
Seksualne niewolnice ojczyma
Dla Romana N. układ z dziećmi był idealny. One jednak dorastały i zaczynały rozumieć, że są seksualnymi niewolnicami ojczyma. By je namówić na dobrowolny seks, obiecywał zgodę na wyjazd na kolonię lub kupno psa, ale to już przestało działać.
Około 2017 roku najpierw Wika, a potem Ula - każda niezależnie od siebie - opowiedziały jednej koleżance ze szkoły, co robi ojczym. Rówieśniczka namawiała je, by zgłosiły sprawę wychowawczyni, ale bliźniaczki były w klinczu wstydu i poczucia niemocy. Jedna, a potem druga zaczęły się okaleczać, bo nie potrafiły poradzić sobie z emocjami i poczuciem winy. Zaczynały rozumieć, w czym uczestniczą i nie miały od nikogo pomocy. Jak przyznać się komukolwiek, że ojczym jest pedofilem? Ich dramat trwał osiem lat. Dopiero w kwietniu 2018 roku Ula poszła z koleżanką na przerwie do jednej z nauczycielek. Wydukała, że jest w domu problem z ojczymem.
- Bije cię? - zapytała nauczycielka.
Ula zaprzeczyła ruchem głowy. - To coś gorszego - odparła.
Potem opowiedziała o dramacie, o molestowaniu i gwałtach. Zszokowana nauczycielka zaniemówiła z wrażenia . Zaprowadziła dziewczynkę do pokoju, po czym wezwała jej wychowawczynię i dyrektorkę podstawówki. Po tym, co kobiety usłyszały, zawiadomiły policję.
Roman N. bronił się w typowy sposób.
- Nie krzywdziłem dzieci, nie molestowałem ich, nie gwałciłem. Dbałem o nie, zabierałem na wycieczki nad wodę i do wesołego miasteczka - twierdził. I dodał, że jedyne restrykcje, jakie stosował wobec bliźniaczek, to zakaz malowania i ubierania się w obcisłe ubrania. Owszem, widział okaleczenia na ich ciałach - Ula mówiła, że chciała sobie wydrapać inicjały chłopaka na skórze. A w ogóle, dodał, „to jest teraz moda na samookaleczenia”.
Gdy bliźniaczki miały 10 lat, zaczął odbywać z nimi regularne stosunki. W kuchni, stodole, w lesie. Mówił: nikt wam nie uwierzy
Gdy w jego komputerze odkryto 178 plików porno potwierdził, że czasem oglądał z żoną takie treści, ale dzieciom ich nie pokazuje. Dziewczyny jednak zeznały, że wysyłał im, jak to określiły, „zboczone filmiki”. Według jego relacji to żona stosowała przemoc w stosunku do dzieci i miała problem z seksem. Opowiadał, że kupiła sobie wibrator i znalazła sobie kochanka, a on teraz nie wie, czy ich ostatnie dziecko jest jego. Sugerował, że jego żona i jej kochanek pewnie od dawna się spotykali i chcą się go teraz pozbyć. Dlatego żona musi być w w zmowie z córkami.
- One kłamią. Do lasu same chodziły pobiegać, bo się odchudzały. Czy gdyby były molestowane i bite, to mówiłyby do mnie tatku? - pytał. Dodał, że dziewczynki przecież lgnęły do niego i się go nie bały.
Z opinii biegłego seksuologa wynika, że oskarżony ma cechy zaburzeń preferencji seksualnych pod postacią pedofilii. Jest wysokie prawdopodobieństwo powtórzenia się podobnych zachowań w przyszłości. Wymaga więc leczenia.
Wyrok
Biegły zauważył u Romana N. brak poczucia winy i wstydu, uczuć wyższych i tendencję do obwiniania innych za swoje niepowodzenia. To egocentryk, skoncentrowany na sobie i swoich potrzebach.
Zdaniem sądu relacje pokrzywdzonych dzieci były wiarygodne i dlatego wymierzył gwałcicielowi karę 11 lat więzienia. Orzekł też zakaz zbliżania się do bliźniaczek przez 10 lat na odległość mniejszą niż 100 metrów. Ma im też zapłacić po 20 tysięcy złotych.
Sąd dodał, że przestępstwa przeciwko wolności seksualnej występują nader często i silnie godzą w dobra pokrzywdzonych, zwłaszcza małoletnich. Wymierzona kara umocni więc postawę potępienia dla sprawcy i przekonanie, że przestępstwo spotyka się z surową reakcją.
Sąd Apelacyjny w Krakowie utrzymał ten wyrok w mocy.