Historia. Tarnowski generał - Franciszek Latinik - słynął z odwagi i niewyparzonego języka
Generał Franciszek Ksawery Latinik - postać nie wiedzieć, czemu prawie zapomniana w Tarnowie, skąd pochodził. W przeciwieństwie do Śląska Cieszyńskiego, gdzie do dziś otaczany jest niemal kultem za wkład w utrzymanie tej ziemi przy Polsce.
Przy okazji historia wojskowości pokazuje go jako jednego z architektów Cudu nad Wisłą w 1920 roku. A piłsudczycy po wsze czasy będą mu pamiętali jego nieskrywaną awersję do legionistów.
Tarnowski okres Latiników
Rodzina przyszłego generała przybyła do Tarnowa w 1859 roku z Białej Śląskiej.
- Jego ojciec, Antoni Latinik był nauczycielem. Uczył w szkole głównej czteroklasowej, która mieściła się obok katedry oraz dwuklasowej szkole realnej, do której uczęszczał między innymi Józef Szujski - opowiada tarnowski historyk Antoni Sypek.
Badacz zidentyfikował też dom, w którym zamieszkali Latinikowie i gdzie 17 lipca 1864 roku przyszedł na świat Franciszek Ksawery.
- Wówczas nie było jeszcze nazw ulic. Domy miały nadane numery i były przypisane do konkretnej dzielnicy. W ich przypadku była to Strusina 12, czyli dzisiejszy róg Krakowskiej i Urszulańskiej - wyjaśnia Antoni Sypek.
W Tarnowie rodzą się pierwsze dzieci w rodzinie. Franciszek miał w sumie siedmioro rodzeństwa. Część z nich urodziła się już jednak w Krakowie, dokąd Latinikowie postanowili przeprowadzić się w 1869 roku. W naszym mieście powstawały również pierwsze prace naukowe seniora rodu, które dotyczyły zagadnień związanych z geografią.
Po szczeblach kariery w armii
Franciszek kończy gimnazjum w Krakowie, a w 1882 roku Szkołę Kadetów w Łobzowie i zaczyna służbę w CK Armii. Trzy lata później jest już podporucznikiem. Równolegle z awansem na kolejny stopień zaczyna studia w wiedeńskiej Akademii Sztabu Generalnego.
Następnie pracuje w Biurze Kartograficznym Sztabu Generalnego. Dowódcy przerzucają go do kolejnych jednostek. Latinika widzimy we Lwowie, na Bałkanach, gdzie rysuje mapy, następnie wraca do Krakowa, gdzie zostaje komendantem w szkole, której był absolwentem. I tu zastaje go wybuch I wojny światowej. Rusza na front. Wielka odwaga, którą wykazał się w bitwie pod Gorlicami dała mu gwiazdkę pułkownika. Prowadził też oddziały na Bukowinie, we Włoszech i w Tyrolu, gdzie cudem uniknął śmierci.
Po rekonwalescencji został skierowany do Zamościa jako dowódca okręgu wojskowego.
Z orłem na czapce
W Zamościu zastaje Latinika odzyskanie przez Polskę niepodległości. Momentalnie odżywają w nim patriotyczne tradycje patriotyczne kultywowane w rodzinie. Wspomina swojego dziadka ze strony matki - Teofila Romera - który za udział w powstaniu krakowskim z 1846 roku skazany został na 12 lat więzienia w twierdzy.
Bez wahania zrzuca austriacki mundur. Stało się to 2 listopada 1918 roku. Po dwóch tygodniach ma już pierwszy przydział - zostaje dowódcą okręgu wojskowego w Cieszynie. Ma od podstaw tworzyć armię, a jednocześnie odpierać ataki Czechów, którzy chcą zaanektować te tereny. Początkowo wojna układa się nie po jego myśli. Traci kolejne przyczółki. Wszystko zmienia się 30 stycznia 1919 roku pod Skoczowem. Tam zatrzymuje czeską ofensywę, doprowadza do podpisania zawieszenia broni, zostaje oddelegowany do Komisji Rozjemczej i w nagrodę zostaje mianowany generałem-podporucznikiem.
Architekt Cudu nad Wisłą
Końcem lipca 1920 roku zostaje wezwany na przedpola Warszawy. Powierzony mu zostaje odcinek obrony w okolicach Modlina, Zegrza i Góry Kalwarii. Wyraża kategoryczne życzenie mianowania go gubernatorem wojskowym Warszawy. Do jego zadań należy utrzymanie porządku w mieście, zapewnienie dostaw żywności, ustalenie górnych cen na produkty spożywcze i niedopuszczenie do szerzenia się epidemii na skutek opieszałości w chowaniu poległych.
Latinikowi podlegali zarówno wojskowi, jak i ludność cywilna. Trwa to przez cały okres bitwy warszawskiej. Później odpiera bolszewickie ataki pod Radzyminem. Podczas działań pościgowych prowadził polskie wojska w kierunku Tarnopola. „Cud nad Wisłą” kończy jako generał dywizji. W korpusie polskich generałów otrzymał dziesiąte miejsce pod względem starszeństwa. Następnie dowodzi okręgami wojskowymi w Poznaniu, Kielcach. Działa w Kapitule Orderu Virtuti Militari oraz Komitecie Budowy Pomnika Nieznanego Żołnierza.
Na wojnie z... legionistami
Mimo niewątpliwych zasług, Latinik nie był pupilem marszałka Józefa Piłsudskiego, który go tak charakteryzował: „Śmiesznie zarozumiały, z niczego niezadowolony, nawet z siebie. Intrygant, jeden z generałów psujących polską armię i prawie niezdatny do użycia. Cieszyłbym się, gdyby go w polskiej armii nie było”.
Naczelnik nie mógł mu wybaczyć sympatyzowania z endecją, wprost zarzucając Latinikowi szerzenie faszyzmu oraz nieskrywanej niechęci do legionistów.
Generał nie pozostawał dłużny: „Wolę walczyć z pomywaczami niż z takim wojskiem”, „Ci, którzy byli coś warci, zginęli. Ci, którzy żyją, są nic niewarci” - słyszeli legioniści. Czarę goryczy przelało potraktowanie w Przemyślu prośby o oddelegowanie grupy oficerów na uroczystości dziesięciolecia legionów. Mieli usłyszeć od Latinika stwierdzenie: „Dziś przychodzicie, panowie, z uroczystościami Legionów, jutro przyjdą Żydzi ze zdobyciem Jerycha, a pojutrze Ukraińcy z Petlurą”. I odesłał petentów z kwitkiem. Takie zachowanie doprowadziło do zbiorowej dymisji kilkunastu wysokich stopniem wojskowych, związanych z Piłsudskim. Wydarzenie w historii nazywane jest „strajkiem generałów”. By wyciszyć skandal, zmuszono Latinika do przejścia w stan spoczynku, przez co miał uniknąć sądu honorowego. Generał zawiesza mundur woskowy do szafy 1 marca 1925 roku.
Spokojny żywot w Krakowie
Franciszek Latinik wraca w rodzinne strony. Mieszka z żoną i trzema córkami w Krakowie przy ul. Studenckiej 2. Na świat przychodzi sześcioro jego wnucząt, miedzy innymi zmarły niedawno Jerzy Vetulani, późniejszy profesor, neurobiologii i biochemii. W czasie II wojny światowej Latinik nie angażował się w działalność konspiracyjną. Po wojnie zorganizować Związek Emerytów Wojskowych i Wdów.
Franciszek Latinik umiera 29 sierpnia 1949 roku. Spoczywa na Cmentarzu Rakowickim w grobowcu rodzinnym.