Historia jarmarku. Do Gdańska przypływało 400 okrętów ze świata
Gdańszczanie mogą o Jarmarku św. Dominika opowiadać godzinami. Chyba każdy ma sentyment do tej imprezy, chociaż w pierwszej połowie sierpnia licznie odwiedzają ich bliscy i znajomi z różnych zakątków Polski, a lokatorzy domów, które sąsiadują ze straganami i estradami, narzekają na hałas.
Wystarczy jednak przespacerował się w te sierpniowe dni gdańskimi uliczkami, by poczuć niepowtarzalną atmosferę handlowego święta. Od samego początku jarmark organizowany jest na początku sierpnia, gdy zbliża się dzień jego patrona.
Wierni łasi na odpusty
Początki jarmarku świętego Dominika sięgają 1260 roku, kiedy to papież Aleksander IV udzielił gdańskim dominikanom przywileju odpustowego.
Tradycją jest, że każdego świętego wspomina się w dzień jego śmierci, czyli w dniu narodzin dla Nieba. Każdemu zakonowi zależało, żeby propagować chwałę własnych świętych, a zwłaszcza swojego założyciela.
Magnesem, który miał przyciągać wiernych do konkretnego kościoła, był właśnie odpust, czyli darowanie wiernym (pod pewnymi warunkami) kar za popełnione grzechy. A ponieważ wierni w owych czasach szczególni bali się czyśćca, więc na odpusty byli łasi, i nic dziwnego, że każdorazowo przyciągały one tłumy wiernych.
Wkrótce odpustom zaczął towarzyszyć jarmark, ale w którym to było roku dokładnie - nie wiadomo. Nie zachowały się bowiem żadne źródła pisane...
- Jak wyglądały dawne jarmarki? Dominikanin, urodzony w Gdańsku, Martin Grüneweg, w swoim manuskrypcie napisał: „Ponieważ lud rokrocznie zgodnie z dawną tradycją przybywał na święto Dominika, najlepszy jarmark miasta też przypadał na ten dzień świąteczny”.
Na placu, zwanym placem świętego Dominika, stawiano liczne kramy. Podczas trwającego dwa tygodnie jarmarku można było kupić smakołyki i przeróżne egzotyczne towary.
Zaglądali wtedy do Gdańska kupcy z całej Europy. Rozpoczęcie Dominika oznajmiały w południe wszystkie dzwony w mieście. Wtedy rozpoczynało się wielkie handlowanie.
W 1568 roku nuncjusz papieski Giulio Ruggieri odwiedził Gdańsk. Jego relację przytacza w „Bedekerze gdańskim” Jerzy Samp;
„W miesiącu sierpniu odbywa się wielki jarmark św. Dominika czternaście dni i dłużej trwający, na który zbierają się Niemcy, Francuzi, Hiszpanie i Portugalczycy i wtedy do portu zawija przeszło 400 okrętów naładowanych winem francuskim i hiszpańskim, jedwabiem, konfiturami i innymi płodami hiszpańskimi, korzeniami portugalskimi, cyną i suknem angielskim.”
Towar przeznaczony do handlu detalicznego wystawiano w kramie bądź rozkładano na ziemi. Inny, czekający na hurtowników, pozostawał w spichlerzu lub w okrętowej ładowni
Polscy flisacy, zwani w Gdańsku Szymkami, chodzili obwieszeni glinianymi garnkami. Popularna bowiem była sprzedaż obnośna. Ceny na Dominiku były dużo niższe niż w sklepach, stąd jego popularność, zwłaszcza wśród mniej zamożnej ludności.
Barwne parady
Atrakcją były barwne parady trup teatralnych, do których w XIX wieku dołączyły zespoły cyrkowe nierzadko połączone z pokazem słoni, małp i egzotycznych drapieżników.
W 1938 roku z cyrkowej menażerii uciekł dwumetrowy krokodyl i wskoczył do Motławy. Upłynęło sporo czasu, zanim udało się go odłowić. Na placykach i w budach czekały „miasteczka liliputów” i kobiety-dziwa porośnięte sierścią.
W jednym miejscu zobaczyć było można mrożące krew w żyłach piłowanie ludzi zamkniętych w ogromnych pudłach, w innym - dowiadywało się od wróżbity, jaka nas czeka przyszłość. Podczas jarmarku w 1845 roku była okazja spotkania się z „ostatnim królem Azteków”.
Na Dominiku zjawiali się znachorzy, zielarze, wyrywacze zębów i zwykli szalbierze. Węgierski szlachcic i pastor kalwiński Márton Csombor tak pisał o jarmarku, na którym był w 1616 roku; „Widziałem zegar pięknie grający melodie niczym organy, nie tylko wtedy gdy miał godzinę wybijać, lecz także gdy pan jego sobie tego życzył. Dwa posążki odrobione na podobieństwo Murzynów uderzały w tamburyny, cztery Anioły trąbiły, a Hektor z Achillesem gonili się na koniach, aż w końcu wychodziła śmierć i rozdzielała ich kosą”.
Złupili miasto
Jest też ponura karta w jarmarkowej historii. Gloger tak pisze w swojej encyklopedii: „Dla Gdańska pamiętny był długo jarmark doroczny w dniu św. Dominika, podczas którego w r. 1310 Krzyżacy, korzystając z oddalenia Łokietka, zajętego sprawami Małopolski, po raz pierwszy opanowali to bogate miasto polskie, złupili je i wymordowali część ludu i kupców licznie na ten jarmark zgromadzonych”.
Wędrowanie
Około 1473 roku jarmark z targowiska przy kościele św. Mikołaja przeniósł się na plac Dominikański (dzisiejszy Targ Węglowy). Wkrótce plac przestał wystarczać, wiec handel przeniósł się na nowe targowiska.
Jeden z ostatnich jarmarków tak opisał Bruno Zwarra we wspomnieniach z 1938 roku: „Już od Elbląskiej (Langgarten) stały na chodniku liczne, pełne owoców budki. Na obszernym placu, niedaleko mostu Siennickiego znajdowały się od strony rzeźni i magazynów rzędy stoisk za artykułami codziennego użytku. Tam uwijali się polscy i niemieccy handlarze, wśród których byli nawet górale podhalańscy”.
Po II wojnie światowej impreza zniknęła z kalendarza. Do tradycji tej powrócono w latach 70. Na taki pomysł wpadli dziennikarze „Wieczoru Wybrzeża”, kiedy popularna popołudniówka obchodziła 15 urodziny.