Historia imperium węglem pisana. Jak gigant wkręcił się w taśmy
W Toruniu trwa śledztwo w sprawie Marka Falenty i byłego szefa węglowych składów z Białych Błot. Chodzi o spotkanie w 2014 roku z rosyjskim kontrahentem, któremu pokazano sfałszowany nakaz prokuratorski.
Dwa miejsca na obrzeżach Bydgoszczy są świadectwem dawnego prosperity nieistniejącego już największego dystrybutora opału w Polsce. Pierwsze znajduje się na skraju osiedla Miedzyń. Pod lasem, tam gdzie kończy się ulica Wiśniowa, stoi niedokończona, ale mimo wszystko imponująca bryła. Dom, który budował Marcin W., były szef firmy węglowej, miał być gigantyczny. Teraz ceglany budynek bez ściany frontowej jest zdany na łaskę pogody i przypadkowych, przygodnych lokatorów.
Budowa została przerwana w roku 2014. W tym samym, w którym zaczęły się poważne kłopoty węglowego hegemona.
Drugie miejsce znajduje się również na skraju lasu, ale w pobliskiej miejscowości Białe Błota. Teren za zakładem Prefabet, wciśnięty między ulicę Betonową, a nasyp kolejowy niosący trakcję łączącą Bydgoszcz z Poznaniem - to kilka hektarów pustkowia. A jeszcze niedawno zalegały tu hałdy węgla, który miał trafić do 350 oddziałów firmy w całej Polsce. Pracowały ciężkie maszyny sortujące, a ochrona przeganiała co ciekawszych gapiów, którzy spacerując po lesie zapuszczali się zbyt blisko terenu firmy.
Jeszcze w październiku 2014 roku pod
bramę zakładu, z okrzykami „Solidarność! Solidarność!”, podeszli górniczy związkowcy z KWK Brzeszcze z Jarosławem Grzesikiem na czele. Przyjechali na prośbę mieszkańców, ale też dlatego, że opał składowany i sortowany w Białych Błotach trafił do Polski zza wschodniej granicy. A to z oczywistych względów godziło w ich interesy.
Do protestujących nie wyszedł wtedy nikt z zarządu spółki. Jej szef, Marcin W. już od pięciu miesięcy przebywał w areszcie pod zarzutami wyłudzeń podatkowych i prania pieniędzy. Do firmy dobijali się wierzyciele, a w Warszawie - jakby tego wszystkiego było mało - trwało śledztwo w największej od lat aferze politycznej. I w tym śledztwie wątek Marcina W. również się pojawił.
Cała ta historia zaczęła się stosunkowo niedawno w 2012 roku. To wtedy w Krajowym Rejestrze Sądowym pojawia się pierwszy wpis dotyczący spółki o nazwie MM Logistic. Prezesem zarządu był Arkadiusz Miłosz P.
Firma miała imponującą listę dziedzin, na polu których działała. Wśród 192 przedmiotów jej działalności można wymienić, między innymi dziewiarstwo, serwisowanie samochodów, serwis maszyn, prace związane z budową dróg, sprzedaż hurtowa komputerów i oprogramowania, transport towarów. Na liście znalazło się nawet badanie rynku i opinii publicznej oraz produkcja mebli i skup złomu. Jednak to obrót paliwami miał być przyszłością firmy.
W sierpniu 2012 z KRS-u wykreślona zostaje MM Logistic, a w jej miejsce pojawia się nowa firma Składywęgla.pl.
W śledztwie, które właśnie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Toruniu, zarzuty usłyszało już pięć osób. - Dotyczą podrobienia jednego z dokumentów Prokuratury Okręgowej w Gdańsku - wyjaśnia prok. Andrzej Kukawski.
Śledczy nie wiedzą jeszcze dokładnie, kiedy popełniono przestępstwo. Przyjmują, że miało to miejsce w ciągu kilku tygodni od marca do maja 2014 roku.
W Bydgoszczy szefowie spółek zajmujących się dystrybucją węgla spotkali się z graczem giełdowym Markiem Falentą i przedstawicielami spółki OAO KTK (Kuzbasskaja Topliwna Kompanija) eksportującej opał z Rosji. Spotkanie miało dotyczyć między innymi spłaty długu (10 mln dolarów) firmy Falenta Investments oraz innych zobowiązań handlowych. Falenta - w opinii śledczych z Torunia
- miał wtedy przedstawić kontrahentom ze wschodu dokument wystawiony rzekomo przez gdańską prokuraturę i świadczący o zajęciu kont firmowych. Z kolei według Gazety Wyborczej ten dług sięga już 26 mln dolarów.
W gronie osób, które są podejrzane w tej sprawie, znajdują się: Marcin W. (założyciel Składówwęgla.pl), Rafał R. (współpracownik) oraz między innymi Tomasz P. (prawnik). Pewnie nikt z tego grona nie przypuszczał, że dwa miesiące później wszyscy zostaną aresztowani, Składywęgla.pl znajdą się na skraju upadku, a krajem wstrząśnie największa od lat afera polityczna.
A jeszcze niespełna dwa lata wcześniej nic nie zapowiadało takiego obrotu sytuacji. Rozmach, z którym budowano markę Składówwęgla.pl dorównywał szybkiemu rozwojowi tej spółki. W 2013 roku w całej Polsce istniała już sieć około 350 punktów dystrybucji opału, które tworzyły „Składy” Firma szybko stała się potentatem, zyskując pozycję niemal monopolisty w detalicznym handlu węglem w kraju.
W 2013 roku zarząd spółki zainwestował w ogólnopolską kampanię reklamową. Spoty informujące o okazyjnych cenach opału w „składach Składów” emitowane były w „prime timie” w telewizji, na antenach stacji radiowych, a w prasie „szły” całokolumnowe reklamy.
W lutym tego samego roku prezes Arkadiusz P., jako przedstawiciel firmy istniejącej dopiero od pół roku podpisał umowę z klubem Polonia Bydgoszcz. Przez trzy lata Składywęgla.pl miały być sponsorem tytularnym żużlowej drużyny. W tym czasie na rzecz klubu co roku miało wpływać kilkaset tysięcy złotych.
- Na pewno jest to więcej niż 500 tysięcy złotych na cały okres trwania umowy, a takie informacje się wcześniej gdzieś pojawiały - zapewniał P. na konferencji prasowej, podczas której strony podpisały dokument. - Takiej firmy jak nasza nie trzeba długo namawiać do finansowania sportu. Sam jestem sportowcem, a Składywęgla.pl już wspierają kilka dyscyplin. Jesteśmy sponsorem Polskiej Federacji OYAMA, brązowej medalistki z Londynu - kajakarki Beaty Mikołajczyk, drużyny baseballowej Baza Bydgoszcz. Firma wspierała też między innymi Więcborski Klub Motorowy.
- Teraz czarny sport będzie się kojarzył z czarnym węglem - kwitował prezes P. Po czym przekazał prezydentowi Rafałowi Bruskiemu i Sebastianowi Chmarze specjalne „karty superkibica” za wspieranie klubu żużlowego.
W tym przełomowym roku firma odnotowała prawie 240 mln zł przychodów (jak podawał Puls Biznesu). Składywęgla.pl jako spółka rosły błyskawicznie.
Wyśmienitych nastrojów kierownictwa firmy nie psuł nawet fakt, że w Białych Błotach, gdzie przedsiębiorstwo miało swoją siedzibę, mieszkańcy zaczęli już się przeciw niemu buntować. Mieli dość sortowni węgla, która wyrosła tuż obok osiedla domów jednorodzinnych. Szczególnie odczuli to ci, którzy mieszkają przy ulicach Azalowej, Asfaltowej i Ametystowej. Ale z relacji bydgoszczan wynikało, że węglowy pył docierał nawet do oddalonego o parę kilometrów osiedla Błonie.
- Tu drzewa umierają stojąc - mówił pan Roman, leśnik z zawodu. Mieszka przy Azaliowej. Jego działka niemal sąsiadowała z terenem składów. - Brzozy i sosny są czarne od pyłu węglowego, wszystko usycha! - wtórowali mu inni mieszkańcy: - Umrzemy przez ten pył. A inspektorat ochrony środowiska odpisał nam, że ten pył nie szkodzi. Pylica nam nie grozi? - pytał znowu pan Krzysztof.
- WIOŚ nie wydawała żadnych decyzji dotyczących działalności składu węgla, bo nie było podstaw prawnych ku temu. Pozostawały one w gestii wójta - wyjaśnia Małgorzata Witkowska z wydziału inspekcji Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
Osobną sprawą było zasypanie śródleśnego stawu znajdującego się na terenie użytkowanym przez spółkę. Jeziorko powstało w latach pięćdziesiątych jako pozostałość po wyrobisku żwirowym. W 2012 roku po prostu zniknęło, a w jego miejscu zaczęto usypywać hałdy węglowe. Sprawą w 2015 roku zajął się wójt Maciej Kulpa. Wystąpił do ustanowionego przez sąd zarządcy majątku po węglowej firmie. Miały zostać wykonane badania materiału użytego do zasypania stawu. Jak zakończyło się to postępowanie? Wójt nie odniósł się do pytania, które w tej sprawie do niego skierowaliśmy.
Pojawiły się też kontrowersje, co do prawnej strony działalności Składów w Białych Błotach. - Teren składu użytkowany był nielegalnie bez decyzji ustalającej warunki zabudowy oraz decyzji środowiskowej - mówi Anna Zdunek, szef referatu ochrony środowiska Urzędu Gminy Białe Błota. - Wójt wydał decyzję wstrzymującą nielegalne użytkowanie. Od decyzji spółka składała odwołania.
Węglowy biznes kręcił się na zasadzie napędzających się wzajemnie dwóch spółek. Składywęgla.pl jako dystrybutor kupowały opał od siostrzanej firmy MM Group. Ta z kolei odbierała tani węgiel za pośrednictwem mającej siedzibę w Gdyni polskiej filii rosyjskiego eksportera o nazwie OAO KTK. Od 2012 roku 1,5 mln klientów ogrzewało zatem swoje domy węglem pochodzącym z rosyjskiego Kuzbassu i z Kazachstanu.
Świetnie rozwijający się biznes Marcina W. przyciągnął uwagę Marka Falenty, właściciela domu maklerskiego Hawe, mającego pakiety większościowe w wielu spółkach, biznesmena figurującego na liście stu najbogatszych Polaków. Przedsiębiorca kupuje 40 proc. udziałów w Składachwęgla.pl i zapowiada, że do końca roku 2014 wprowadzi firmę na parkiet warszawskiej giełdy.
W tym samym czasie jednak działalnością spółek zaczął interesować się Główny Inspektor Informacji Finansowej. Sygnał o podejrzanych transakcjach przekazał mu jeden z banków. GIIF z kolei poinformował o sprawie Prokuraturę Okręgową w Bydgoszczy. Rozpoczęło się śledztwo. Prokuratura podejrzewała, że może chodzić o pranie pieniędzy, ale potrzebowała ponad rok, by zdobyć mocne dowody.
Datę uderzenia w kierownictwo węglowych spółek wyznaczono na 6 czerwca 2014 roku. Do biur weszli funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Zatrzymali 12 osób z zarządów firm, zabezpieczyli kilkadziesiąt teczek z dokumentacją, między innymi z fakturami potwierdzającymi wzajemny przepływ gotówki, a także maszyny do sortowania węgla wartości ponad 3,5 mln zł. Wśród 12 zatrzymanych znaleźli się: Marcin W., założyciel i dyrektor generalny firmy, Arkadiusz Miłosz P., prezes oraz m.in. radca Tomasz P.
Marcin W. usłyszał m.in. zarzuty kierowania grupą przestępczą, a jego pracownicy - oszustw, wyłudzania podatku VAT i wyprania około 85 mln zł. Pięć osób zostało aresztowanych. W. pozostanie za kratami najdłużej, bo aż do połowy 2016 roku. Pod koniec roku 2014 sąd „odwiesił” mu wyrok za oszustwa, którym skazany był w roku 2009.
Tydzień po aresztowaniach w Składachwęgla i MM Group tygodnik „Wprost” publikował artykuł pt. „Handel głową Rostowskiego”. Znajdował się tam zapis z rozmowy szefa NBP Marka Belki z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem, m.in. o zmianie ustawy o NBP. To początek tzw. afery taśmowej. W restauracjach sieci Sowa&Przyjaciele oraz Amber Room podsłuchani zostali czołowi politycy PO oraz lobbyści, w tym Jan Kulczyk. Sprawą ujawnienia nagrań zajęła się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Szybko dopatrzono się związku mającego łączyć ujawnienie nagrań z uderzeniem CBŚP w węglowy biznes pod Bydgoszczą. Trop prowadził do Marka Falenty, którego oskarżono o stosowanie nielegalnych podsłuchów i skazano w ubiegłym roku na 2,5 roku więzienia. W tej sprawie jako kontrahent podejrznego zeznania składał również Marcin W.
Falenta nie komentuje śledztwa toruńskiej prokuratury. Wcześniej mówił „Pomorskiej”, że jedyne długi wobec Rosjan nie ciążyły na nim, a na „podmiocie Falenta Investments.”
Komentarza na temat zarówno bydgoskiego, jak i toruńskiego śledztwa odmówił też mecenas Piotr Hinc, który reprezentuje Marcina W.