Historia domowa. Okrutna zemsta za krzywdy, których doznała rodzina
Filip W. za zabicie ze szczególnym okrucieństwem Sebastiana W. usłyszał właśnie prawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Tarnowie: 9 lat pozbawienia wolności.
Dochodziła godzina 21.00, ale komendant zgodził się jeszcze porozmawiać z młodym człowiekiem, który mimo późnej pory przyszedł na komisariat.
Policjant podał mu rękę na powitanie, wskazał krzesło i zapytał z troską w głosie: o co chodzi, chłopcze?
Filip W. (szczupła, wychudzona twarz, spuszczony wzrok, potargane włosy) był konkretny aż do bólu. Bez zbędnego wstępu powiedział na jednym oddechu, że zabił i podpalił swojego ojca.
Funkcjonariusz poprosił o powtórzenie wypowiedzi, bo jakoś niezbyt dowierzał tej spontanicznej relacji 21-latka.
Wtedy Filip W. jeszcze raz przyznał się do zbrodni, podał nazwisko ojca i dodał, że zabójstwa dokonał w miejscu zamieszkania. Tu za rogiem w Tuchowie, ulica Daszyńskiego, numer.
- Bóg mi tak kazał i serce tak podpowiedziało, że muszę zabić ojca za wszystkie złe rzeczy, które wyrządził mamie, siostrze i mnie samemu - twierdził chłopak.
Dodał jeszcze, że ojciec swoim zachowaniem zrujnował im życie i dlatego zasłużył na taki właśnie los.
Komendant zauważył, że mimo dramatycznej w treści relacji jego rozmówca jest nad wyraz spokojny, nie okazuje emocji i zdenerwowania. Wzruszył się tylko na chwilę, gdy napomknął o krzywdzie członków rodziny.
W tym jednym momencie głos mu się załamał, zadrżała broda i na ułamek sekundy twarz wykrzywił grymas bólu.
Dwa szybkie telefony i zapadła decyzja, by chłopaka przewieźć do komendy miejskiej. Dla jasności sytuacji sprawdzono, że jest trzeźwy, nie brał narkotyków i dopalaczy. Samochód pomknął do Tarnowa, gdzie zatrzymanego mieli przemaglować na wszystkie strony bardziej doświadczeni dochodzeniowcy.
W czasie transportu tylko raz wulgarnie w obecności innego policjanta konwojowany odniósł się do swojego czynu: „zaj...łem ch.., jest po sprawie i nie ma o czym opowiadać”. Bez wyrzutów sumienia, rzeczowo, dosadnie.
Sąd wydaje wyrok
Gdy 13 miesięcy później, w styczniu 2017 r. Sąd Okręgowy w Tarnowie wydawał wyrok na Filipa W., miał już w garści opinie biegłych kilku specjalności, relacje wszystkich świadków, protokoły przeszukań i wyniki sekcji zwłok.
Nad życiem oskarżonego pochyliło się dwóch doświadczonych, zawodowych sędziów i troje ławników.
Wystarczyło im pięć terminów wokand, by zdecydować o dalszym losie chłopaka, którego na proces doprowadzano skutego łańcuchem, w czerwonym drelichu niebezpiecznego przestępcy i w asyście policyjnego konwoju z bronią maszynową. Trochę dziwne, bo wszyscy wiedzieli, że Filip nie był agresywny.
Z wywiadu środowiskowego wynikało coś przeciwnego: uczynny, grzeczny, bezinteresownie pomagał sąsiadom w czasie powodzi, pracowity. Po prostu przeciwieństwo swojego ojca.
Ojciec i domowa przemoc
46-letni Sebastian W. dręczył swoją rodzinę. Przez 20 lat małżeństwa na celowniku domowego terrorysty była głównie żona Dorota, ale dopiekł też najstarszej córce Karolinie, młodszemu synowi i najmłodszej Krystynie. Pijackie wrzaski, bicie, wyzwiska, poniżanie bliskich - wychowywanie się w takich warunkach to nie jest normalna rzecz.
Filip z trudem sobie z tym radził. Jego najgorsze wspomnienie z dzieciństwa to sytuacja, gdy miał ledwie 10 lat. Tamtego dnia ojciec próbował do łazienki wciągnąć żonę. Filip chciał stanąć w obronie krzywdzonej matki, ale nie miał szans z silniejszym ojcem.
Na szczęście interweniowała starsza, 14-letnia wtedy siostra Karolina, która wybiła szybę w drzwiach łazienki.
Dopiero wtedy Sebastian W. odstąpił od swojego planu i domownicy mogli odetchnąć. Nie zawsze wszystko tak dobrze się kończyło. Dorota W. żałowała potem, że się stłuczone szkło nie wbiło się jej w twarz, bo miała dość takiego życia.
Mąż potrafił innego dnia bić o ścianę domu głową Doroty W., a Filipowi wykrzyczeć, że jest synem k...y. Dzieci namówiły matkę, by się rozwiodła, ale gdy tak się stało, sytuacja wcale się nie poprawiła. Wręcz przeciwnie, negatywne zachowania Sebastiana W. jeszcze przybrały na sile. Nie chciał się wynieść z przybudówki ich domu, bo kogo by wtedy prześladował?
Dalej groził byłej już żonie, bił ją, chodził nago po mieszkaniu i załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne w kuchni. W końcu wyprowadził się z przybudówki dopiero w 2008 r., gdy pobił najstarszą córkę i usłyszał wyrok za znęcanie.
Dorota W., choćby chciała, nie miała się gdzie wynieść, bo jej wniosek o lokal zastępczy został załatwiony odmownie. Sebastian W. dostał nowy wyrok za znęcanie się, tym razem nad bratem, a potem były kolejne skazania za katowanie bliskich, groźby, naruszenie nietykalności cielesnej.
Rodzinie założono tzw. Niebieską Kartę dla ofiar przemocy domowej.
Spokojniej zrobiło się jednak, gdy na kilka miesięcy Sebastian W. trafił do więzienia. Pozbawiono go też władzy rodzicielskiej nad najmłodszym dzieckiem.
Wyjazd na Wyspy
Dorota W. ratunku szukała w Anglii, bo miała tam wsparcie koleżanek. U jednej z nich zamieszkał też Filip W., ale izolował się od rodziny. W Polsce przerwał naukę w technikum i liczył, że sobie poradzi za granicą. Miał jednak problemy z pracą i w końcu stał się bezdomny.
Gdy przypadkowo spotkał matkę, uspokajał ją, że ma się świetnie na Wyspach. Jednak w tajemnicy przed Dorotą W. wrócił do Polski po 13 miesiącach pobytu w Wielkiej Brytanii. Jednym mówił, że został okradziony na lotnisku i stracił zarobioną fortunę, a innym, że padł ofiarą oszustwa przy załatwianiu pracy i majątku nie zrobił. Prawdę znał tylko on sam.
W każdym razie, pod koniec listopada 2015 r., zjawił się u ciotki pod Tarnowem. Przyjechał ze Śląska taksówką, gdzie podobno szukał i nie znalazł znajomego. Taksówkarz ulitował się nad nim i bez zapłaty przywiózł go w rodzinne strony.
Filip W. po powrocie do kraju wyraźnie się zmienił. Ciotka określała go słowem: dziwny. Zamknięty w sobie, nie odpowiadał na pytania, witał i żegnał się słowami „z Bogiem ciociu”. Godzinami spędzał czas przed telewizorem lub słuchając radia. Wzruszał się wtedy i płakał.
Tragiczny grudniowy wieczór
3 grudnia 2015 roku Filip pojawił się u znajomej, by skorzystać z komputera i porozmawiać z przebywającymi w Anglii matką i siostrą. Połączyli się dzięki Skype’owi, widzieli się, padły wyznania miłości i były łzy radości, że mogą się usłyszeć.
Jednak w pewnej chwili rozmowa zeszła na cierpienia, których źródłem był Sebastian W.
Matka powiedziała Filipowi, że były mąż przed jej wyjazdem z kraju odgrażał się, że zabije ją i najmłodszą córkę. Wspomniał przy tym, że obie spali, więc w panice uciekły z domu.
Wyznanie matki wstrząsnęło Filipem. Tym bardziej że to samo usłyszał od młodszej siostry, gdy rozmawiali już w cztery oczy. Coś w nim wtedy pękło i powiedział Krystynie, że zabije ojca za wszystkie krzywdy. Ruszył w kierunku rodzinnego domu, do którego miał kilka kilometrów.
Po drodze wpadł na stację paliw w Dąbrówce Tuchowskiej. Z kosza na śmieci zabrał plastikową butelkę i nalał tam pół litra benzyny. Zapłacił 2,54 zł i skierował się do Tuchowa.
Potem podał kilka wersji na temat przebiegu rozmowy z ojcem, ale sąd wykluczył jedną po drugiej. Nie uwierzył, że Sebastian W. pierwszy zaatakował syna, a ten w samoobronie siedem razy uderzył go łopatą, a leżącego oblał benzyną i podpalił. Nie uwierzył także, że rozmowa z matką i siostrą tak wpłynęła na chłopaka, że zabił ojca pod wpływem silnego wzburzenia. Podobnych wyznań Filip słyszał już wiele.
Cierpienia ponad karę
Zdaniem sądu Filip W. jest winny zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, bo choć głęboko nieprzytomny, to jednak Sebastian W. żył, gdy syn oblał go benzyną i podpalił. Strażacy wezwani do pożaru znaleźli zwęglone zwłoki.
Sędziowie nie mieli też wątpliwości, że oskarżony zadał ojcu cierpienia ponad miarę i działał z zemsty za krzywdy ojca. To miała być swoista odpłata za zło, jakie Sebastian W. wyrządził rodzinie.
Dostrzegli wysoki stopień winy Filipa W., fakt, że był poczytalny w chwili zbrodni, działał ze szczególnym okrucieństwem i nie był sprowokowany przez ojca. Za okoliczność łagodzącą uznali, że oskarżony przez całe dzieciństwo i młodość doznał dotkliwych cierpień fizycznych i psychicznych ze strony Sebastiana W.
Oceniając linię życia chłopaka, sąd doszedł do przekonania, że nie jest osobą zdemoralizowaną w stopniu wymagającym sięgnięcia po minimalną karę 12 lat więzienia i dlatego nadzwyczajne złagodził mu karę do 9 lat pozbawienia wolności. Ten wyrok jest już prawomocny.