Henryk Tomczak: Moja przygoda z muzyką zaczęła się od trąbki
Z Henrykiem Tomczakiem, poznańskim gitarzystą basowym, rozmawiamy o pięćdziesięcioleciu jego działalności artystycznej i piątkowym koncercie jubileuszowym w ramach Głos Rock Festiwalu.
Mija 50 lat Pana obecności na estradzie. Czy od razu Pana instrumentem była gitara basowa?
Chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 43 w Poznaniu. Działała tam orkiestra. Byłem może w czwartej, piątej klasie, gdy na lekcjach śpiewu nauczyciel zapraszał do udziału w niej. Gdy zgłosiłem się, okazało się, że brakuje trębacza. Nauczyciel dał mi trąbkę, abym ćwiczył w domu. Dmuchałem i byłem cały czerwony. Oczy wychodziły mi na wierzch. Mama powiedziała: poproś pana, aby dał ci jakiś inny instrument. W tej orkiestrze grali też moi kuzynowie z rodziny Stróżniaków. Wiesiek, który grał na akordeonie, poradził mi, abym wybrał ten instrument, i tak zrobiłem.
Kiedy byłem w Technikum Spożywczym, poznałem Piotra Kuźniaka. Miał on już wtedy zespół Szafiry z Anną Szmeterling. Któregoś dnia Piotr powiedział: zostaw akordeon, będziesz grał na gitarze basowej. Gdy zapytałem, skąd wezmę instrument, stwierdził, że kolega, który grał w Szafirach, chce sprzedać swoją gitarę i mogę ją kupić. Akordeon miał klawisze i basowe guziki. Otwierałem podręcznik do nauki na akordeonie i szukałem dźwięków na gryfie. Któregoś dnia poszliśmy z Piotrem do Janusza Maślaka. Powiedział, że za tydzień dostanie kasę od rodziców i kupi perkusję Everplay. Zaczęliśmy próby w klubie Kwadrat przy ulicy Dojazd. Graliśmy na fajfach. Braliśmy udział w przeglądach.
I potem był zespół Stress?
Gdy Anna Szmeterling ściągnęła Piotra do Wagantów, zostaliśmy z Januszem sami. Poszliśmy do klubu Kwadrat, gdzie grała kapela, w której był młody gitarzysta z czarną grzywką w okularach. Był to Mariusz Rybicki. Zgodził się grać z nami i tak powstał Stress.
Przez jak długi czas funkcjonował Stress?
Do roku 1975. Potem grałem już w zespole HEAM Marka Bilińskiego. Odszedłem ze Stressu, ponieważ z oddziału Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego w Bydgoszczy, pod który podlegaliśmy, dostaliśmy road-menedżera, który nam nie płacił, chociaż sporo wówczas koncertowaliśmy. Grając w HEAM-ie pracowałem jednocześnie w Estradzie Poznańskiej przy produkcji Międzynarodowej Wiosny Estradowej. Poprosiłem jej dyrektora Stanisława Nowotnego, aby udostępnił nam jakiś pawilon, abyśmy mogli się zaprezentować. Cały pawilon był pełen! Wkrótce zgłosił się do nas mąż Haliny Frąckowiak, Krzysztof Bukowski, z propozycją abyśmy z nią zagrali. Nasze brzmienie przypominało mu grupę SBB, z którą Halina nagrała płytę pod tytułem „Geira”. SBB byli zajęci i nie mieli czasu na koncerty z nią, tymczasem przed Haliną był wyjazd do Związku Radzieckiego. Wówczas dołączył do nas również gitarzysta Wojciech Hoffmann.
Z którym potem założyliście Turbo?
Gdy zakończyliśmy trasę po Związku Radzieckim, Marek Biliński otrzymał wiadomość, aby przygotował nowy, szerszy program na kolejną trasę po ZSRR. Niestety, czasy były takie, że z przyczyn politycznych radziecka agencja „Goskoncert” nie chciała już angażować zespołów rockowych z Polski. Marek Biliński otrzymał propozycję grania w zespole Bank, a Wojtek i ja założyliśmy Turbo.
Turbo przede wszystkim kojarzy się z wielkim przebojem „Dorosłe dzieci”. Graliście go wiele razy. Nie znudził się Panu?
Rzeczywiście, to bardzo popularny utwór. Moim zdaniem w pewnym momencie Turbo trochę wstydziło się go grać.
Dlaczego?
Nie wiem do końca. Na przestrzeni lat Turbo bardzo się zmieniało. Dla mnie „Dorosłe dzieci” to do dziś wspaniała ballada rockowa.
Jak długo grał Pan w Turbo?
Do 1983 roku.
Co było potem?
Non Iron. Nazwę wymyślił skrzypek Krzysztof Rękosiewicz. Gdy szliśmy na koncert grupy Iron Maiden w Arenie stwierdził: Skoro oni nazywają się Iron Maiden dlaczego my nie możemy nazywać się Non Iron. W 1985 roku zarejestrowaliśmy koncert, który został wydany na kasecie magnetofonowej a w 1988 nagraliśmy longplay. Graliśmy do roku 1997. Rozpadliśmy się bo mieliśmy problemy z wokalistami. Śpiewał z nami Leszek Szpigiel, a po nim Grzegorz Kupczyk, który wolał skupić się na grupie CETI. Śpiewał z nami też wokalista grupy RH Plus Zbigniew Dera.
A potem założył Pan grupę Izotop?
Tak. Jacek Markowski prowadził Blues Club Stary Browar. Była tam wspaniała atmosfera. Zaproponował miejsce na próby Z Ostrowa ściągnąłem gitarzystę Przemysława Łukasiewicza, Hot Water zawiesiło wtedy działalność i zaczął z nami grać perkusista Dariusz Nowicki.
I tak gracie już 20 lat. Niedawno wydaliście singla. Kiedy można się spodziewać albumu?
Pracujemy nad tym.
Padło tu kilka nazwisk. Kto wystąpi na Pana koncercie jubileuszowym?
Najbardziej zależało mi na tym, aby pojawiły się oryginalne składy. Będzie oryginalny skład Non Iron, z którym nagraliśmy płytę. Po Leszku Szpiglu na scenę wejdzie Grzegorz Kupczyk, z którym nagraliśmy dwie płyty. Dołączy też do nas Andrzej Łysów, który grał na gitarze na płycie „91”. Ze Stanów Zjednoczonych przylatuje Zbigniew Dera. W drugiej części zagra grupa Izotop. Będą premierowe kompozycje z naszego singla i kilka starszych utworów.
Koncert „Henryk Tomczak - 50 lat na scenie” z udziałem gości odbędzie się w piątek 26 października o godz. 20 w klubie muzycznym Blue Note (ul. Kościuszki 79). Ceny biletów: 50-60 zł.