Hej, jadę w las! Moim SUV-em. Jest wysyp, są grzybiarze, ich auta - i tylko służba leśna zapadła się pod ziemię [felieton]
By się dowiedzieć, że grzyby są gdzieś w pobliżu, nie muszę wychodzić z domu. Informuje mnie o tym Facebook. Na co drugim profilu znajomych pojawiają się koszyki, kosze, wiadra i skrzynki pełne kapeluszowych trofeów. Przekonuje mnie to przy okazji, że znajomych mam kulturalnych i ekologicznych. Nikt z nich nie podsuwa pod obiektyw foliowych worków ze zgniecionymi na galaretowatą masę podgrzybkami, który to widok prześladuje mnie w realu.
Co dziwne, do plastiku zbierają grzyby nie tylko przypadkowi znalazcy. Robią to także ekipy, których pozostały rynsztunek (kalosze, moro, peleryny i termosy) wskazuje na zaplanowaną i długą wyprawę.
By się dowiedzieć, że grzyby są w bardzo bliskim moim pobliżu, nie muszę wchodzić do lasu. Jako że las mam za drogą, to wystarczy, że otworzę furtkę i luknę sobie w prawo i lewo. Jak mam jedno auto w polu widzenia, to jeszcze nie dowód. Mógł nim przyjechać marzyciel, który teraz smętnie snuje się wokół auta, przekonawszy się, że jeszcze nie czas, a w każdym razie nie tu. Kiedy jednak na drodze dostrzegam kilka wozów bez kierowców i pasażerów, to nie może być akt zbiorowego marzycielstwa. Jest wysyp!
Jest wysyp! - przed poprzednim weekendem zaalarmował Facebook. Znajomi z wiadomych powodów nie piszą dokładnie, gdzie im się poszczęściło. Wysyp w najbliższej okolicy potwierdził jednak rzut oka na drogę. Ruszam w las i ja. Okazuje się, że kilka aut na drodze pod moim domem było jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Las usiany jest nie tylko grzybami, ale i samochodami. Jedni karnie zatrzymują się na duktach z tabliczkami „droga dopuszczona do ruchu”, inni przebijają się ścieżkami i ścieżynkami. Zachodzę w głowę, po co. Porzucone auta stoją w tym samym miejscu przez długie godziny. Domyślam się, że w tym czasie i kierowcy, i pasażerowie przeczłapali po ściółce wiele kilometrów. Dlaczego żal im było paru kroków, dzięki którym nie rozjeżdżaliby miejsc, w których z takim pożądaniem wypatrują kapeluszy?
Zaczynam natomiast rozumieć, po co Polakom są SUV-y. W mieście, obserwując gabaryty i stroje ludzi gramolących się za kierownicę SUV-a, mogłem jedynie wysunąć hipotezę, że nie są to miłośnicy terenowych masakr ani bezkrwawych łowów przy pomocy teleobiektywów. Teraz rozumiem. SUV-a Polak potrzebuje na grzyby! Raz, że w las wjedzie nim głębiej. Dwa, że stercząca bryła SUV-a jest dobrym punktem orientacyjnym. A byłaby jeszcze lepszym punktem orientacyjnym, gdyby grzybiarze decydowali się na zakup SUV-ów w pomarańczowym czy innym żarówiastym kolorze. Pewnie mniej też byłoby pohukiwania i nawoływania się na grzybobraniu.
Dodatkowo korzystaliby na tym piesi. No bo jaka to sprawiedliwość, że od pieszych za miastem wymaga się teraz chodzenia przy drogach w odblaskach, zaś SUV-y mogą jeździć w maskujących kolorach. Niestety, moda na żarówiaste SUV-y jeszcze do nas nie zawitała.
Jednego tylko elementu brakuje mi w tej jesiennej, leśnej układance: służb leśnych. Domyślam się, że wolą spokojnie przeczekać ten okres w leśniczówkach, by się nie narażać.
Wszak grzyby to nasze dobro narodowe. A dobra narodowego dobry Polak gotów jest bronić do krwi ostatniej!