Hawaj był piękny… Nieznana historia archipelagu
Hawaj jest piękny / Hawaj uroczy / Hawaju powiedz, czy kochasz mnie” - głosi tekst nieco już zapomnianej pieśni biesiadnej. Turystów przybywających na Hawaje witają tubylcy, zawieszając im na szyjach wieńce z kwiatów. Świeci słońce, woda jest błękitna, czasem co prawda wybuchnie jakiś wulkan (jak w ostatnich tygodniach), ale ogólnie rzecz biorąc jest fajnie i wszyscy są szczęśliwi. Tyle że nie tak do końca. Zupełnie u nas nieznana historia archipelagu jest bowiem niezwykle dramatyczna i - dla władających nim obecnie Amerykanów - dość wstydliwa.
Na kanale AMC (repertuar filmowy stacji dostępnych tylko w kablu lub z satelity jest o wiele ciekawszy niż odbieranych „z powietrza” i uznawanych za wiodące) trafiłem na pochodzący z roku 2009 film Marca Forby’ego zatytułowany „Księżniczka Ka’iulani”.
To oparta na faktach historia młodej hawajskiej arystokratki, wręcz bohaterki narodowej, wielce zasłużonej w walce nie tyle o niepodległość Hawajów (to w starciu ze Stanami Zjednoczonymi było nierealne), ale o prawa obywatelskie mieszkańców wysp.
Ka’iulani, córka hawajskiej księżniczki i szkockiego biznesmena, wychowuje się w Anglii, nieświadoma losów swej ojczyzny. A te są dramatyczne: w latach 1810-1893 Hawaje były niepodległym królestwem, w latach 1894-1898 republiką, do chwili kiedy zostały siłą wcielone do Stanów Zjednoczonych.
Proces podboju Hawajów był dość długi i krwawy, choć nie aż tak tragiczny, jak analogiczny proces zachodzący na ziemiach Indian. Gdy księżniczka wraca do kraju, podejmuje starania o uzyskanie jak największych praw dla swojego ludu, skazanego już na dyktat amerykański. Dociera w końcu do prezydenta Grovera Clevelanda, udowadniając mu, że Hawajczycy nie są barbarzyńcami.
Ostatecznie wyspiarze nie unikają aneksji, udaje się im jednak uzyskać pełnię praw wyborczych, początkowo bardzo ograniczonych. Niestety, sama Ka’iulani umiera w roku 1899, w wieku 23 lat, wedle jednej wersji z nieszczęśliwej miłości, wedle innej z powodu utraty ojczyzny (sam film tego nie wyjaśnia).
A w napisach końcowych pojawia się ciekawa informacja: prezydent Bill Clinton oficjalnie przeprosił Hawajczyków za wspomnianą aneksję, co jednak wcale nie usprawiedliwia kolejnej „czarnej karty” w historii tego kraju, wciąż chętnie pouczającego innych o wolności i demokracji.