Hanna Zdanowska i Piotr Gliński na przystanku metro
Aż dziw bierze, że w apogeum kampanii wyborczej jest jeszcze miejsce na rzeczy, gdzie ludzie z dwóch stron politycznej barykady są w stanie działać dla wspólnego, dobrego projektu. Jakkolwiek niemodnie i banalnie by to brzmiało. Takim łódzkim dobrem wspólnym jest podziemna linia kolejowa, którą przywykliśmy już nazywać łódzkim metrem.
W tunelu najpierw miała być jedna stacja, później dwie. Teraz okazuje się, że może uda się zbudować trzeci przystanek kolejowy. A to wszystko dzięki chęci prezydent Hanny Zdanowskiej z PO i wicepremiera Piotra Glińskiego z PiS.
Kiedy kolej stawiła opór pomysłowi budowy trzeciego przystanku, wicepremier Gliński ogłosił, że ministerstwo infrastruktury analizuje jednak pomysł. Są oczywiście pewne„ale”. Można się zastanawiać, czy ma sens mnożenie przystanków na tak krótkim odcinku tunelu, ale załóżmy, że ma. Drugie „ale” to niepewny status owego trzeciego przystanku, bo wiążącej odpowiedzi jeszcze nie ma.
Ale niezależnie od losów tego trzeciego przystanku jest coś bardzo ważnego: komuś przynajmniej się chce podjąć inicjatywę, zastanowić, a nie zepchnąć do rowu, bo pomysł wystrzelono z innych okopów politycznych.
Nie jest to zresztą pierwszy taki przypadek. Autentyczne zaangażowanie prezydent Łodzi i wicepremiera Glińskiego obserwowaliśmy podczas ubiegania się przez Łódź o tzw. małą wystawę Expo. Efekt był widoczny. Przegraliśmy z Argentyną dosłownie o włos.
Bywały i wcześniej przykłady takiej współpracy – prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki i premier Marek Belka też się jakoś dogadywali, choć byli z innych politycznych bajek. Ale że obaj ekonomiści i łodzianie, łatwiej było to zrozumieć.
Kampania wyborcza, zwłaszcza w takim okresie jaki mamy teraz, skłania do chwycenia za sztylet, żeby utoczyć przeciwnikowi trochę krwi. Ale po kampanii trzeba będzie dalej żyć, może nawet budować trzeci przystanek metra.