Gwara poznańska znów staje się niezwykle popularna
Rozmowa z Waldemarem Kurowskim, felietonistą, satyrykiem, popularyzatorem gwary, autorem książki "Jak widze... czyli na szage bez Pyrlandię".
Ukazała się właśnie Twoja książka „Jak widze... czyli na szage bez Pyrlandię”. To Twoje felietony pisane gwarą. Skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie gwarą poznańską?
Sięga wczesnego dzieciństwa. Mój ojciec świetnie w niej mówił i zaszczepił mi gwarę. W formie żartu zawsze coś do nas mówił po naszymu i wtedy wszyscy śmialiśmy się, bo to fajnie brzmiało. W szkole był okres, że gwarę tępiono i trzeba było uważać, aby jej nie używać. Często jednak się łapałem na tym, że nie wszystko miało odpowiednik w języku polskim, przynajmniej według mojej wiedzy. Bo na przykład do dziś gdy chodzę na występy czy spotkania gwarowe łapię ludzi na tym, że nie wiedzą na przykład jak nazywa się przyrząd do mieszania czyli kwyrlejka. Znają określenie gwarowe, ale nie znają handlowego.
Montewka?
Ale nikt tak w Poznaniu nie powie. Chyba, że ktoś młody. Starsi mówią kwyrlejka. Pamiętam, że choć w szkole gwarę tępiono używaliśmy określenia kwyrlejka.
Czy poznaniacy znają gwarę?
Myślę, że teraz coraz więcej poznaniaków sobie ją przypomina. Był okres gdy wstydzili się mówić po naszymu. A teraz każdy wyłapuje pojedyncze słowa i mówi: a u mnie się tak mówiło, a u mnie tak. I nagle pojawiło się wśród nas wielu znawców gwary.
Na ile trzeba znać gwarę, aby pisać w niej felietony?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień