Czy procedura in vitro przeprowadzają lekarze weterynarii? Czy rodzice zamawiają płeć i kolor oczu dziecka? - to dylematy jednej z poznańskich radnych. Lekarze dementują hipotezy radnej i odpowiadają, że te sformułowania krzywdzą pary, które cierpią, bo przez wiele lat nie mogą zajść w ciążę.
Poznań zdecydował się pomóc parom zmagającym się z problemem niepłodności. Niewielką przewagą głosów udało się wprowadzić uchwałę, która zapewnia dofinansowanie metody in vitro dla poznaniaków. Zarówno przyjęcie programu, jak i wybór realizatorów poprzedziły burzliwe dyskusje i płomienne przemówienia, podczas których padło wiele słów dotyczących zarówno samej metody, jak i placówek, w których będzie ona dofinansowana przez miasto.
Radni prawicy porównują in vitro do eugeniki i niewolnictwa, wyrażają troskę o los zarodków, które nie spełniają wymagań rodziców dotyczących płci i koloru oczu. Na zarzuty radnych odpowiada lekarz oraz przedstawiciele kliniki, co do której było najwięcej wątpliwości.
Kto sprawdził kliniki?
– Ogłoszono konkurs na dzieci. Wygrał oferent, który zaproponował najniższą cenę
– stwierdziła w swoim wystąpieniu na sesji Ewa Jemielity, radna PiS. I zapytała: – Czy najtańsza oznacza także najlepszą?
Radna PiS zastanawiała się, czy radne PO i Lewicy, zasiadające w komisji konkursowej mają wystarczającą wiedzę medyczną, by ocenić oferentów. – W jaki sposób sprawdzono warunki lokalowe tych placówek, ich wyposażenie, liczbę i kwalifikacje personelu? – dopytywała E. Jemielity.
Magdalena Pietrusik-Adamska, dyrektor Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych, a zarazem przewodnicząca komisji konkursowej tłumaczy, że nie było takiej potrzeby. Dlaczego? Placówki te spełniają wymogi określone w ustawie o leczeniu niepłodności (między innymi posiadają przygotowanie merytoryczne, pomieszczenia i urządzenia, zatrudniają osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje), bo inaczej minister zdrowia nie wydałby im pozwolenia na prowadzenie tego typu działalności.
Radnej opowiada także doktor Łukasz Sroka, ginekolog z Kliniki Leczenia Niepłodności InviMed: – In vitro to metoda, która w Polsce stosowana jest od prawie 20 lat. Początkowo rzeczywiście nie było przepisów, które prawnie regulowałyby kwestie tych procedur medycznych. Wraz z wprowadzeniem rządowego programu refundacji in vitro pojawiły się wytyczne dotyczące stosowania tej metody, a od listopada 2015 roku mamy ustawę, która jasno i wyraźnie określa, kto i w jaki sposób może przeprowadzać zabiegi in vitro w Polsce. Ustawa uregulowała rynek, dała też możliwości weryfikacji ośrodków in vitro w naszym kraju. Przepisy dotyczą wszystkich placówek, także naszej. Osoby, które nas krytykują nie zadały sobie trudu, żeby się zapoznać z naszą kliniką. Chętnie zaprosilibyśmy panią radną Ewę Jemielity oraz innych samorządowców, żeby pokazać nasze standardy, które są w pełni zgodne w wymogami medycyny XXI wieku. Działamy w oparciu o standardy i zalecenia Europejskiego Towarzystwa Rozrodu Człowieka i Embriologii (ESHRE), Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu (PTMR), American Society for Reproductive Medicine (ASRM) oraz zasady określone przez Ministerstwo Zdrowia.
Alternatywna metoda in vitro wkrótce dostępna w Polsce
źródło: TVN24/x-news.pl
Czy w laboratoriach obowiązuje prawo polskie czy izraelskie?
Czy członkowie Rady Naukowej InviMedu posiadają uprawnienia do wykonywania zawodu w Polsce? Czy nadzorując laboratoria w Polsce, dr Safran stosuje prawo polskie czy izraelskie? – pytała podczas sesji Ewa Jemielity podważając kompetencje przedstawicieli kliniki.
Odpowiada Aleksandra Bilewicz, rzecznik Kliniki Leczenia Niepłodności InviMed: – Pani radna Jemielity chyba nie rozumie roli rady naukowej. Embriolog dr Anat Safran jest uznanym na świecie embriologiem. Z jej doświadczeń, oprócz nas, korzystają kliniki w różnych krajach, m.in. ośrodki w Moskwie, Brnie, Taszkencie w Uzbekistanie, Santo Domingo na Dominikanie, New Dehli w Indiach. Nie musi być zatrudniona w Polsce, by pełnić rolę doradcy naukowego w InviMed. Przypominam, że laboratoriami embriologicznymi klinik InviMed zarządzają: Bartłomiej Wojtasik, starszy embriolog ESHRE (European Society of Human Reproduction and Embriology) oraz dr Ricardo Faundez, wybitny embriolog, światowej klasy ekspert praktykujący w Polsce od prawie czterdziestu lat.
Niewolnictwo, eugenika i in vitro?
O obiekcjach moralnych i etycznych wobec in vitro mówił radny PiS, Przemysław Aleksandrowicz: – W XIX wieku cywilizowany człowiek akceptował niewolnictwo, w XX wieku uważał eugenikę za dobry kierunek, dzisiaj uznaje in vitro jako metodę leczenia niepłodności. Mam nadzieję, że ludzkość się opamięta i odrzuci metodę powstawania człowieka w szkle tak, jak odrzuciliśmy niewolnictwo i eugenikę.
Doktor Łukasz Sroka: – Negatywne opinie o in vitro biorą się z niewiedzy, z nie do końca wytłumaczalnych lęków podsycanych przez różne ideologie. My nie tworzymy żadnych sztucznych organizmów, nie zastępujemy Boga. To nie jest działanie wbrew naturze, ale wspomaganie naturalnych procesów, które u danej kobiety, czy mężczyzny zostały w jakiś sposób zaburzone. Są sytuację, kiedy plemnik nie jest w stanie dotrzeć do komórki jajowej i my pomagamy ominąć te przeszkody. Czasami leżą one po stronie kobiety, na przykład w przypadku niedrożnych jajowodów, czasami u mężczyzny z powodu chociażby słabych parametrów nasienia. Nie zmieniamy natury, nie zastępujemy jej, nie tworzymy niczego nowego. Z punktu widzenia etyki sprawy związane z rozrodem zawsze będą kontrowersyjne. Kiedyś zresztą, podobne opinie można było usłyszeć o przeszczepach. Bo jak to? Z namaszczonego, uświęconego ciała człowieka pobierać organy i traktować je jak części zastępcze? Szczególne wątpliwości budziły przeszczepy serca, które uważano za organ odpowiedzialny za uczucia. I jak to serce, którym człowiek kochał, które przed chwilą biło, nagle ma znaleźć się w zupełnie obcym ciele? Dzisiaj wiemy, że za uczucia odpowiada mózg. Przeszczepy nie wzbudzają już takich kontrowersji i nikt nie podważa metody transplantacji jako ratującej życie. A przecież przeszczep nie leczy choroby serca na takiej samej zasadzie, jak in vitro nie leczy niepłodności.
Embriolog to nie lekarz
Wiele emocji i komentarzy wywołała definicja in vitro, którą przedstawiła radna E. Jemielity w trakcie jednego z programów WTK, dotyczącego dofinansowania in vitro przez miasto.
– To jest metoda reprodukcyjna, dawniej nazywana weterynaryjną, do powoływania do życia nowej istoty ludzkiej –
stwierdziła E. Jemielity. Natomiast podczas sesji RM przytoczyła kilka przykładów doświadczenia zawodowego, wykształcenia czy osiągnięć zawodowych zespołu embriologów InviMed. Przypomniała np., że dr Ricardo Faundez, dyrektor naczelny embriologii w klinice InviMed był wcześniej między innymi starszym specjalistą naukowo-technicznym Zakładu Diagnostyki Laboratoryjnej Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW w Warszawie czy koordynator Laboratorium Zapłodnienia In Vitro Ośrodka Biotechnologii Rozrodu Zwierząt w Centralnej Stacji Hodowli Zwierząt w Parzniewie. – Embriolodzy nie są lekarzami – twierdzi radna. I dodaje, że w tym zespole są absolwenci biologii, Wydziału Biologii i Hodowli Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu czy biotechnologii SGGW.
Dr Łukasz Sroka odpiera te zarzuty: – Cały zespół naszej kliniki ma ogromne doświadczenie w pracy z ludzkimi komórkami. Nasi lekarze kończyli studia na uniwersytetach medycznych, co jest sprawą oczywistą. Mamy specjalizacje uzyskane podczas pracy w najlepszych klinikach w kraju i za granicą. Ja sam całe szkolenie specjalizacyjne odbyłem w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Od czterech lat pracuję w InviMedzie. Wątpliwości pani radnej dotyczą embriologów. Zarzut, że nie są oni lekarzami jest absurdalny. Na uniwersytecie medycznym nie ma takiego kierunku. Embriologiem może zostać biolog, a taki kierunek oferują uniwersytety oraz dawne akademie rolnicze, których obecne nazwy to uniwersytety przyrodnicze. Ktoś mógł zaczynać swoją karierę zawodową jako embriolog pracujący z komórkami zwierząt, ktoś inny mógł napisać jedną ze swoich prac naukowych w oparciu o doświadczenia dotyczące komórek zwierzęcych, ale co to ma do rzeczy, jeżeli obecnie taka osoba ma kilkunastoletnie doświadczenie w embriologii ludzkiej? Dyskredytowanie czyichś kwalifikacji na podstawie tytułu pracy magisterskiej to nieporozumienie.
Wybór płci tylko w filmach?
Ewa Jemielity powołuje się na izraelską gazetę „Haaretz”. Opisała ona przypadek pary, której pozwolono wybrać płeć dziecka, choć nie było wskazań medycznych. Radna przytacza fragment wypowiedzi dr Anat Safran, dyrektora laboratorium, w którym dokonano selekcji płci: „moim zdaniem, jesteśmy blisko olbrzymiej fali ludzi, którzy zadają sobie pytanie, czy ich sytuacja może również uzasadnić wybór płci”. Dr A. Safran jest w radzie naukowej InviMed. Czy w laboratoriach InviMed dokonywana jest selekcja płci? - zastanawia się E. Jemielity. – Czy przyszli rodzice wybierają kolor oczu?
Aleksandra Bilewicz odpowiada: – Ani w klinikach InviMed, ani w żadnym innym ośrodku leczenia niepłodności w Polsce nie selekcjonuje się zarodków ze względu na płeć czy kolor oczu. Absurdalne zarzuty radnej wynikają albo z jej kompletnej nieznajomości tematu od strony medycznej i prawnej albo są wytworem wyobraźni pobudzonej filmami science fiction. Odsyłam radną do Ustawy o leczeniu niepłodności, a konkretnie do Art. 26, ust. 2.Apelujemy do radnej, aby nie wypowiadała się na tematy, o których nie ma pojęcia. Sformułowaniami sugerującymi, że dzieci są „zamawiane” krzywdzi 1,5 mln polskich par, które cierpią, bo nie mogą zajść w ciążę.
Dr Sroka dodaje: – Należy zaznaczyć, kim są nasi pacjenci. My do tej procedury nie kwalifikujemy zdrowych, młodych par, którym nie chce się starać o dziecko. To są pary, którym nie udało się uzyskać ciąży przez wiele lat. Miałem pacjentkę, która trzykrotnie podchodziła do procedury in vitro w Wielkiej Brytanii. Bez powodzenia. Po pierwszej próbie u nas, również nie udało jej się zajść w ciążę. Kolejna próba to była jej ostatnia szansa. Wykorzystaliśmy zamrożone zarodki i tym razem się udało. To nie jest odosobniony przypadek. Pragnienie macierzyństwa to bardzo silna potrzeba. In vitro to zazwyczaj ostatnia szansa dla osób, którym nie udało się zajść w ciążę innymi metodami. Tacy ludzie naprawdę nie myślą o płci dziecka, czy kolorze oczu.
Niech sami dadzą się zamrozić
J. Frankiewicz przyznaje, że jest bardzo radykalna w poglądach na in vitro. – Dla mnie życie rodzi się w momencie zapłodnienia komórki jajowej – mówi. – Jedna z radnych powiedziała mi, że nikt nie niszczy zarodków, bo one są zamrażane. Ale co potem z nimi się dzieje? To jest uśmiercanie zarodków. Ci, którzy popierają in vitro, niech sami dadzą się zamrozić.
O zamrażaniu zarodków mówi doktor Sroka: – Zanim z organizmu kobiety zostaną pobrane komórki jajowe, pacjentka przechodzi terapię hormonalną, która pozwala na uzyskanie większej niż w naturalnym cyklu liczby jajeczek. Ta procedura nie jest obojętna dla organizmu kobiety. Wpływa nie tylko na jej zdrowie, ale też samopoczucie. Zdarza się, że uzyskanie zdrowej komórki jajowej jest bardzo trudne i czasochłonne. Kiedy już się to uda, komórka zostaje zapłodniona i po kilku dniach trafia do macicy. I tutaj musimy już zdać się na naturę. Oczywiście, wspomagamy utrzymanie ciąży, ale nawet w naturze nie jest tak, że z każdej zapłodnionej komórki jajowej powstaje ciąża.
Doktor Sroka wyjaśnia również, dlaczego zarodki są mrożone? – Aby dać parze większą szansę na posiadanie dziecka bez konieczności po raz kolejny przechodzenia przez trudną drogę kuracji hormonalnej, zamrażamy zarodki, które można wykorzystać do kolejnego transferu. Jest jeszcze inny aspekt. Ludzie zazwyczaj chcą mieć więcej niż jedno dziecko. Do procedury in vitro podchodzą zazwyczaj kobiety po 30, czy 35 roku życia. Zanim urodzą pierwsze dziecko i będą gotowe na kolejne są już w okolicy czterdziestki. A ryzyko wad genetycznych rośnie z każdym rokiem. Można je ograniczyć wykorzystując zarodki zamrożone w czasie, kiedy kobieta miała te 30, czy 35 lat.
Co dzieje się z zamrożonymi zarodkami? Czy rzeczywiście są niszczone?
– Zgodnie z procedurami zarodki mogą być przechowywane przez 20 lat –
wyjaśnia doktor Sroka. – Jeśli w tym czasie para ich nie wykorzysta, zarodki trafiają do adopcji i mogą dać szczęście innej parze zmagającej się z problemem niepłodności. Zawsze jednak ustalamy te kwestie z pacjentami. To oni decydują się na konkretne rozwiązania. Są pary, które nie godzą się na mrożenie zarodków i my respektujemy ich oczekiwania. W takich sytuacjach pobieramy tyle materiału, aby został on w całości wykorzystany podczas jednej procedury.
Program miejski
W Poznaniu program in vitro z dofinansowaniem miasta będą realizować trzy placówki: InviMed, IVITA i Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu przy ul. Polnej. Pierwsza z nich zaproponowała najniższą cenę i ona dostanie 40 proc. zaplanowanych na ten cel funduszy, a dwie pozostałe po 30 proc.
Komentuje Marta Żbikowska:
Profesor Leszek Pawelczyk, niekwestionowany autorytet w dziedzinie leczenia niepłodności powiedział kiedyś, że pragnienie posiadania dziecka jest silniejsze niż ideologia i światopogląd. Doszedł do takiego wniosku po wielu latach obserwacji i wielu rozmowach z parami starającymi się o dziecko. Przyglądając się dzisiejszym dyskusjom o in vitro w Polsce, wyraźnie widać, że ideologia i światopogląd są silniejsze niż zdrowy rozsądek.
Odnoszę wrażenie, że dyskusje na temat in vitro toczą się w oderwaniu od samych zainteresowanych, czyli par borykających się z problemem niepłodności. Ta wymiana poglądów między zwolennikami i przeciwnikami tej metody nie ma nikogo przekonać. Wydaje mi się, że zdanie na ten temat większość osób, których problem niepłodności może dotyczyć, ma już ściśle określone. Dyskusja o in vitro przyjęła formę festiwalu wymiany coraz bardziej kontrowersyjnych i kuriozalnych argumentów. Przypomina bardziej konkurs na skecz roku, niż merytoryczną wymianę myśli. Nie wiem, czy pary starające się o dziecko biorą pod uwagę zdanie bojowników o godność embrionów podejmując decyzję o wykorzystaniu ostatniej szansy na dziecko. Na pewno czytanie o metodach weterynaryjnych, porównywanie metody in vitro do eugeniki jest dla nich bolesne. Nie chcę nawet wyobrażać sobie, jak czują się dorastające dzieci, których rodzice zdecydowali się na skorzystanie ze zdobyczy medycyny, dla których in vitro było jedyną metodą na zajście w ciążę.
Przeciwników in vitro zdaje się to nie interesować. Mówią o godności, poszanowaniu człowieka, ale tylko tego wybranego. Wydaje się, że nie dostrzegają faktu, że in vitro nie jest metodą obowiązkową. Kto ma obiekcje natury etycznej nie musi z niej korzystać. Każdy ma prawo do swoich poglądów, którymi może dzielić się z innymi. Granicą jest poszanowanie drugiego człowieka o odmiennych poglądach. Myślę, że w wielu wypowiedziach dotyczących metody in vitro granica ta została przekroczona.