Mamy mniej więcej połowinki wyborów samorządowych i wakacje od wyborów parlamentarnych. Mimo że kampanii żadnych nie ma, bo z litery prawa być nie może, to... trwają one nieustannie.
Zauważyli Państwo jak często politycy używają zwrotów „my jako
Pasji dostają ci politycy, którzy mają za konkurentów osoby z większą, samodzielną władzą. W Białymstoku są to radni, przede wszystkim PiS. Są w opozycji do prezydenta, a ten ma szereg okazji do lansu. Jak tylko jest jakaś miejska biesiada, rozdanie nagród, otwarcie fabryki, zaraz miasto, internet i media rozkwitają podobiznami wodza. Radni zaś nie mają tylu sympatycznych, łatwych sposobności, żeby w miłej atmosferze przypomnieć się wyborcom. To musi boleć. Nie bez kozery co jakiś czas wyrażają niezadowolenie. Mam na ten temat podobne zdanie.
Jeżeli na plakatach użyte jest sformułowanie „Prezydent Miasta Białegostoku Tadeusz Truskolaski zaprasza na cudowny jarmark”, jest ono okraszone legitymacyjną podobizną i uznamy to za etyczne, wówczas należy uczciwie i konsekwentnie wszystkie druki urzędowe opatrzyć tym samym początkiem i fotografią. Przykładowo: „Prezydent Miasta Białegostoku Tadeusz Truskolaski wzywa do natychmiastowego uiszczenia zaległych opłat wraz z odsetkami” lub „Prezydent Miasta Białegostoku Tadeusz Truskolaski informuje o eksmisji ze skutkiem natychmiastowym”. Z tym, że nie uważam, iż wpisywanie imienia i nazwiska jest zawsze w porządku. Według mnie nie powinno znaleźć się ono nigdy przy okazji imprez cyklicznych - zarówno w materiałach miasta jak i przekazach medialnych. Bez względu na to, które to będą Dni Białegostoku, zawsze organizatorem jest urząd prezydenta, a nie osoba. Imię i nazwisko powinno być pominięte również przy tych okazjach, które nie są osobistego autorstwa aktualnego szefa urzędu miasta. Jeśli giełdę staroci wyprosił radny Koronkiewicz, to na pierwszą mógłby zaprosić prezydent oraz z imienia i nazwiska Wojciech Koronkiewicz, bo się przysłużył. Na kolejne - prezydent miasta Białegostoku. Tadeusz Truskolaski nie ma z giełdą nic wspólnego. No chyba, żeby tam stał i sprzedawał stare płyty, a pieniądze szły do budżetu miasta.
Bezwzględnie nasz włodarz mógłby być wzmiankowany personalnie, gdyby był czegoś przynajmniej częściowym wykonawcą lub pomysłodawcą. Ale, uwaga, nie że całą robotę czy koncept wyprodukowali podlegli mu urzędnicy, bo wtedy też jest to nieuczciwe. To tak, jak gdyby redaktor naczelny „Porannego” swoim osobistym szyldem próbował opatrywać skromny, niepozorny, schowany gdzieś w czeluściach gazety felieton o politycznym lansie.