Grzegorz Schetyna w Krakowie. Jarzyna bezrybia
Przyjechał do Krakowa pan Krzysztof Jarzyna ze Szczecina, szef wszystkich szefów... Zapewne ta słynna scena z „Poranku kojota” zamarzyła się Grzegorzowi Schetynie, kiedy przed wejściem do gabinetu Jacka Majchrowskiego zapraszał dziennikarzy na spotkanie po negocjacjach z prezydentem Krakowa.
Wywiadów jednak nie było, a szef PO czmychnął ukradkiem z magistratu. Okazało się bowiem, że prof. Majchrowski Schetyny i PO nie potrzebuje, więc nie powtórzy się sytuacja z Wrocławia, gdzie lider opozycji robił show z kandydatem, dla którego prezydentura głównego miasta Dolnego Śląska to sposób na przetrwanie w polityce.
Włodarz Krakowa jest w zupełnie innej sytuacji. Choć daleko mi do jego zwolenników, to muszę przyznać, iż zupełnie nie wiem, z kim miałby tu przegrać? Każdy kandydat, czy to PiS-u, czy to PO lub Nowoczesnej, przegra z nim w drugiej turze. Tak samo jak polegnie Łukasz Gibała, któremu - mimo dość aktywnej kampanii - wciąż brakuje wystarczającej rozpoznawalności i silnego zaplecza z cennymi nazwiskami.
Wszystko wskazuje więc na to, że czekają nas kolejne lata rządów tego samego skostniałego układu i zaledwie mgliste wizje zmiany. Zresztą, nawet gdyby one nastąpiły, czekałoby nas co najwyżej jakieś pseudoprzewietrzenie magistratu i zapchanie go w zamian partyjnymi funkcjonariuszami.
A betonowanie miasta i tak by trwało, bo akurat w tej kwestii partie są dość solidarnie mocne w gębie, ale słabe w czynach, o czym świadczyła choćby afera z gruntami na Golikówce. Cóż, nie widać w naszym życiu publicznym silnych osobowości, zdolnych porwać krakowian swą wizją miasta sięgającą dalej niż krótkie strategie łasych na urzędowe gaże partyjnych spin doktorów.