Grzegorz Grzyb: Chciałem, żeby ostatni odcinek przejechał Robert Hundla, ale wymiękł

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Solski
Miłosz Bieniaszewski

Grzegorz Grzyb: Chciałem, żeby ostatni odcinek przejechał Robert Hundla, ale wymiękł

Miłosz Bieniaszewski

Z Grzegorzem Grzybem, rajdowym mistrzem Polski rozmawiamy m.in. o turyście w aucie i planach na nowy sezon.

W końcu się doczekałeś i pierwszy raz zostałeś rajdowym mistrzem Polski...

Trzykrotnie byliśmy wicemistrzami, wygrywaliśmy w różnych kategoriach, ale po tylu latach startów wieloma samochodami w końcu udało nam się triumfować w klasyfikacji generalnej. Cieszymy się bardzo.

Zostałeś mistrzem, mimo że auto nie do końca jeździło tak jakbyście sobie tego życzyli...

To była nasza największa bolączka. Walczyliśmy z autem, a nawet w Rajdzie Rzeszowskim, gdzie w klasyfikacji RSMP wygraliśmy, cały rajd jechaliśmy nie w pełni sprawnym autem. Oczywiście nie mówiliśmy o tym głośno, ale tak było. Mnie cieszy, że od pierwszego odcinka sezonu prowadziliśmy i utrzymaliśmy pierwsze miejsce do końca.

Okazało się, że tytuł miałeś już w ręce przed ostatnim Rajdem Arłamów. Ucieszyła cię ta wiadomość, czy wolałbyś go zdobyć w walce?

Nie byliśmy do końca pewni czy jakaś załoga nie wystartuje w aucie włoskim, a była taka możliwość. Tak czy inaczej wiedzieliśmy, że wystarczy nam się znaleźć w pierwszej piątce. Okazało się, że rywale się ostatecznie nie pojawili i nic nam nie mogło odebrać tytułu. Pojechaliśmy innym, mniejszym autem i była to słuszna decyzja. Przed rajdem mieliśmy tylko krótkie testy i to w deszczu i nie było szans się przygotować, ale z każdym oesem robiliśmy postępy. Celem było dotarcie do mety i wynik schodził na dalszy plan. Jechaliśmy płynnie, ale rozważnie.

Kilku czołowych kierowców w Arłamowie się nie ścigało. Mówiło się, że to forma protestu...

Bzdura na resorach. Brzeziński i Nivette nie zgłosili się w formie protestu, ale dla mnie jest to śmieszne. To jednak ich wybór.

Trochę mało tych załóg startowało w Arłamowie...

Jedna mniej niż rok temu. Osobną sprawą jest, że faktycznie tych załóg startuje coraz mniej i ich liczba w naszym kraju spada. Tutaj trzeba bić trochę na alarm, żeby ten sport, który kochamy był może jeszcze bardziej atrakcyjny dla młodych kierowców i kibiców.

Po pierwszym dniu Rajdu Arłamów byłeś piąty. Sporo straciłeś na pierwszym oesie...

Popełniłem błąd, bo źle mieliśmy zapisane notatki. Podeszliśmy na zbyt dużym luzie, przedobrzyłem i zrobiła się strata.

Cały rajd ukończyłeś na tej piątej pozycji. Jesteś zadowolony?

W kat. samochodów napędzanych na przednią oś drugie miejsce przegraliśmy o sekundę. Miałem w ogóle plan, żeby ostatni oes przejechał mój pilot Robert Hundla, ale wymiękł (śmiech). Nie skorzystał z prezentu. Nie raz w formie żartu mówił do mnie, że on to by dopiero na danym oesie pokazał jak trzeba jechać, nie to co ja. Chciałem mu więc dać szansę. To pokazuje, że dla nas nie wynik był tutaj najważniejszy. Chcieliśmy tu być, bo bardzo lubimy startować w tym rajdzie.

Mówiłeś po pierwszym oesie, że było śmiesznie. Co miałeś na myśli?

Robert śmiał się ze mnie w trakcie jazdy, że jadę za słabo (śmiech). W ogóle śmiesznie było w aucie, bo jak jedziesz autem R5 to pilot nie ma czasu podnieść głowy, ale teraz mi mówił, że już dawno nie mógł sobie tyle pooglądać na odcinku (śmiech).

Czyli miałeś turystę w aucie...

Trochę tak było (śmiech).

Miałeś też uwagi do zachowania kibiców...

Przed pierwszym oesem ktoś wylał na drogę olej i wysypał gwoździe. Nie rozumiemy o co może chodzić takim ludziom.

Tradycyjnie odcinki były wymagające?

Część odcinków znaliśmy, ale niektóre były nowe. A wszystkie jednakowo wymagające i dzięki temu fajne. Trzeba się było napocić. Szkoda, że nie wszystkie oesy były szybkie, bo jak już nasze autko się rozpędziło to było fantastyczne, ale po hamowaniu gorzej szło znowu rozpędzanie.

Jak w tym roku poszło wam na Słowacji?

W generalce zajęliśmy drugie miejsce. Podobnie jak w Polsce wygraliśmy pierwszy rajd, a później zaczęły się kłopoty z autem. Wymienialiśmy silnik, innym razem poszło sprzęgło. Sezon był w kratkę. Wicemistrzostwo jest dobre, ale jako obrońcy tytułu musimy je traktować jako porażkę. Przez jedenaście lat startów na Słowacji nie byliśmy jednak niżej niż na trzecim miejscu w generalce, a to już sukces.

Tam miałeś niebezpieczny wypadek w trakcie Rajdu Koszyc. Wyglądało to nieciekawie...

Największy wypadek w mojej karierze. Nie mieliśmy już szans na mistrzostwo, ale chcieliśmy wygrać ten rajd. Czasem jak się za bardzo chce, to coś może pójść nie tak. Nie usłyszałem informacji o zakręcie i przy 150 km/h wlecieliśmy do lasu. Było groźnie.

Tegoroczny Rajd Rzeszowski był również rundą Rajdowych Mistrzostw Europy. W mocnej stawce uplasowałeś się na podium, co zapewne możesz przypisać sobie jako sukces...

Była to dla nas bardzo ciekawa sprawa. Jak już mówiłem auto nie było w pełni sprawne i staraliśmy się jechać taktycznie. Najważniejsze było zdobyć jak najwięcej punktów w RSMP. Mam nadzieję, że to była dobra rozgrzewka przed przyszłym rokiem.

Czyżbyś planował podbój Europy?

Bardzo byśmy chcieli startować w Rajdowych Mistrzostwach Europy i mamy na to szanse. Nie chcę zapeszyć, ale liczę, że wszystko pójdzie po naszej myśli.

Sezon zbliża się do końca. Są już plany urlopowe?

Ja jeszcze pojadę w czterech rajdach. Jeśli chodzi o plany urlopowe, to na razie wiem, że święta spędzę w Rzeszowie. Co będzie później to się zobaczy. Trzeba też będzie trochę ochłonąć, bo działo się sporo.

Miłosz Bieniaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.