Grzegorz Furgo: To ja się czuję zdradzony przez Nowoczesną [ROZMOWA]
O przyczynach swojego przejścia do Platformy Obywatelskiej mówi poseł Grzegorz Furgo.
Transfery najlepiej udają się w sporcie, w polityce już niekoniecznie.
Nie nazwałbym siebie transferowiczem. Nie przeskoczyłem z partii opozycyjnej do partii władzy. Nowoczesna i Platforma są niemal z tego samego pnia. W obu partiach głosowaliśmy przecież tak samo.
To Nowoczesnej zawdzięcza Pan jednak, że po raz pierwszy znalazł się w Sejmie. I nagle po półtora roku mówi Pan tej partii: już cię nie lubię, wybieram inną.
Ależ ja byłem entuzjastą Nowoczesnej. Jednak w polityce, podobnie jak w życiu, trzeba patrzeć do przodu i wierzyć w sukces. A w Nowoczesnej nie było ostatnio ani idei, ani planu na przyszłość. Ten projekt skazano na porażkę.
A konkretnie?
Nie wiem, co takiego dzieje się z ludźmi, którzy wchodząc do Sejmu, szybko zaczynają tracić poczucie rzeczywistości. I zaliczają polityczny... odjazd.
Myśli Pan o światełku w tunelu, które Ryszard Petru od czasu do czasu widział podczas spotkań z Jarosławem Kaczyńskim?
Nie mówię tylko o liderze. Mam na myśli to, że wielu posłom nagle zaczęło się wydawać, że są niezwykle ważni. I że należy głównie uprawiać politykę medialną, taką od wywiadu do wywiadu. W Nowoczesnej przede wszystkim zastanawiano się, jak zorganizować następnego dnia konferencję prasową i jak przypilnować medialnego stolika. Wiem, że Sejm jest w pewnym sensie teatrem, ale polityk nigdy nie powinien być aktorem. Bo inaczej przegra.
To co Pana poróżniło z Nowoczesną?
Brak jakiejkolwiek wizji samej partii. Robienie polityki z dnia na dzień. Kompletne oderwanie się partyjnej góry od tak zwanych dołów, czyli ludzi w lokalnych strukturach. Nie mówiąc już o tak poważnych błędach popełnianych po drodze jak utrata subwencji czy złe decyzje kadrowe.
Jakie decyzje ma Pan na myśli?
Na przykład obsadzenie przez Ryszarda Petru prezydium klubu i zarządu partii tylko swoimi ludźmi. W tych gremiach zresztą siedzą te same osoby. A moim zdaniem, klub poselski powinien mieć inne władze niż partia. Nie mówiąc już o wielkich, wizerunkowych wpadkach, jak ta nazwana przez media „operacją Madera”. O tym mówiłem już pani w wywiadzie na początku roku. I wtedy przepowiadałem, że te straty będą niesłychanie trudne do odrobienia.
Ale jeszcze miał Pan nadzieję, że lider je odrobi.
Nadzieję miałem jeszcze dwa tygodnie temu. I robiłem wszystko, żeby rozmawiać. Tylko że do lidera przestało cokolwiek docierać. To ścisłe prezydium stało się tak hermetyczne, że lider wierzy tylko tym czterem, najważniejszym osobom. A polityka uprawiana jedynie przez kilka osób w partii, w starciu z tak poważnym przeciwnikiem, jakim jest PiS, musi skończyć się klęską. Ryszard Petru nie chciał słuchać i nie słuchał. Zaczął zaliczać porażki i jeszcze źle je znosił. Może te porażki musiały przyjść przy takich doradcach.
Teraz Pan to mówi.
My to mówiliśmy jeszcze w grudniu ubiegłego roku, kiedy sondaże dawały nam 28-procentowe poparcie. Wtedy podpowiadaliśmy liderowi, że czas rozpocząć negocjacje koalicyjne z Platformą i PSL. Ale nie zrobiono nic, licząc na to, że się „połknie” Platformę. I że wkrótce będziemy mieli 40-procentowe poparcie. Na posiedzeniach klubów politycznych rozmawiano głównie o tym, jak dołożyć największej partii opozycyjnej, czyli naszemu potencjalnemu koalicjantowi. Dla mnie taki sposób uprawiania polityki był już tylko jej karykaturą. Wiem, że dzisiaj Polacy od opozycji oczekują zgody.
Między Schetyną i Petru nie ma chemii. I pewnie nie będzie.
Ale moim zdaniem Platforma i Grzegorz Schetyna odrobili ostatnio lekcje. Zrozumieli, dlaczego przegrali. Idę z każdym o zakład, że tylko lider PO jest w stanie pokonać Jarosława Kaczyńskiego. Nie ma takiego drugiego. Ma dużą partię i lokalne struktury, ma pieniądze, no i ma cel - wygrać z PiS.
Chyba nawet politycy Platformy nie mówiliby tak ciepło i z taką wiarą o swoim liderze. Oni też mówili, że Schetyna ma wodzowskie zapędy, że otacza się swoją grupą.
To jednak doświadczony polityk. A tego doświadczenia brakuje jeszcze Ryszardowi Petru. Uległ łatwej pokusie bycia na świeczniku. Uległ czarowi klakierów, którzy mu powtarzali - jaki ten nasz przyszły premier jest fantastyczny, świetny i kochany. Przed tym każdy doświadczony polityk powinien się bronić.
Schetyna nie ma charyzmy, słychać zarzut.
A Jarosław Kaczyński ją ma? Też jej nie ma.
Kiedy jednak mówi, to wszyscy go słuchają. I potem każde jego słowo jest nicowane.
Ale to Grzegorz Schetyna swoim przemówieniem podczas dyskusji nad wotum nieufności dla rządu wyprowadził Jarosława Kaczyńskiego z równowagi. Tak go wypunktował, że lider PiS zaliczył jedno ze swoich najgorszych wystąpień, jakie słyszałem. Po prezesie weszła na mównicę pani premier, która zareagowała również niezwykle histerycznie na wystąpienie Schetyny. Widać, to ich zabolało. Na PiS trzeba mieć sposób. Nie wystarczą same PR-owe zagrywki. Bo wtedy wygląda to tak, jakby księstwo Liechtenstein wypowiedziało wojnę Francji i liczyło na zwycięstwo.
To wyjście czterech posłów z Nowoczesnej w Wielkim Tygodniu może być takim gwoździem do politycznej trumny tej partii?
Tego Nowoczesnej nie życzę. Boli mnie jednak, że polityka w takim wydaniu przetrąciła polityczne kręgosłupy grupie fantastycznych ludzi, którzy wnieśli do Sejmu trochę świeżości. Jeśli tam nic się nie zmieni, to za dwa lata te osoby znajdą się na tak zwanym politycznym śmietniku. Nie będą w stanie nic zrobić. W partii trzeba mieć własne zdanie. I jeżeli człowiek jest odsuwany i karany za to, że to zdanie ma, to po co trwać w takiej partii? Już jest klub w Sejmie i jeden wódz, który jak tylko podniesie rękę, od razu widzi las innych rąk. Ten wódz nazywa się Jarosław Kaczyński. Tego chcemy? Ja nie.
Ale czy to nie Ryszard Petru powinien się czuć przez waszą czwórkę oszukany? Zainwestował w was...
Dlaczego Petru ma się czuć oszukany, a nie my? Ja i moi koledzy też daliśmy Nowoczesnej swoje twarze. Przez półtora roku legitymizowaliśmy coś, co było jakby z premedytacją prowadzone na dno. Człowiek próbuje się ratować. Życzę Nowoczesnej jak najlepiej. Ale wszystko jest w rękach lidera. Im szybciej odklei się od niedobrych doradców, tym lepiej.
Jakich doradców ma Pan na myśli?
Nigdy nie używam nazwisk. Ale to są ludzie, których on słucha. Wiem jedno, że bez niego Nowoczesna jako partia nie ma szans. On jest naturalnym liderem.
Ale może dojść do zmiany lidera?
Ja już jestem poza tym, ale odchodząc, słyszałem od kolegów, że na najbliższym posiedzeniu klubu planowane są zmiany w prezydium. Zobaczymy, czy tym razem się uda. Bo do tej pory nam się nie udało tych zmian wywalczyć. Więc kto tu się może czuć zdradzony? Mówiłem nieraz, że Nowoczesna nie ma szans w wyborach samorządowych, ponieważ jest do nich kompletnie nieprzygotowana. Że listy mogą być tworzone z łapanki. Że straciliśmy dużo czasu. I że mamienie ludzi w lokalnych strukturach zwycięstwem jest politycznym bujaniem. Bo oni będą musieli zapłacić za swoją kampanię i mogą utopić pieniądze. Ja się tego bałem, że nie potrafiłbym im potem spojrzeć w twarz. Ale o tym w partii nie rozmawialiśmy. Wiele tematów było przemilczanych. Milczano na temat finansów klubu parlamentarnego i partii. Tego, że zostały „przekichane”. A pani mi mówi, że to ja mam przyznać, że zdradziłem? Nowoczesna to jeden wielki wolontariat w terenie. Mnóstwo ludzi wierzących. I to jest fantastyczne. Ale tego nie wolno zmarnować.
Platforma Pana nie rozczaruje? Bo wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
Wydaje mi się, że mogę jeszcze wiele w Platformie zrobić. Że moje zdanie i trojga kolegów może się w tej partii liczyć. A tu już nic nie mogliśmy. Uważam, że przegralibyśmy wszystko. Pani być może spytałaby mnie za rok - a wy co zrobiliście? Siedzieliście sobie w spokoju, a teraz płaczecie, że PiS wygrało wszystko. Gdzie wtedy byliście? Gdzie pan był wtedy? Ja właśnie przez te ostatnie miesiące byłem „wtedy”. Wierzę, że dam sobie radę w Platformie.
Teraz Pana lider nazywa się Grzegorz Schetyna.
I nie mam z tym żadnego problemu. Modlę się, żeby mieć silnego lidera. Przez całe życie to ja musiałem być liderem, prowadząc własną firmę. A teraz chciałbym pomóc Platformie wypalić gorącym żelazem to zło, które się dzieje pod rządami PiS. Bo ja to widzę każdego dnia w Sejmie z bardzo bliska.