Grzechy główne w ataku
Koniec serii zwycięstw „Katarzynek". To był najtrudniejszy test dla Elmedina Omanicia i jego ekipy.
Porażkę w pierwszym meczu z Wisłą Can Pack Kraków kibice wybaczyli, bo szkoleniowiec zaczął prowadzić zespół raptem trzy dni wcześniej. Potem były trzy kolejne zwycięstwa i wyjazd do MKS Polkowice, który nie przegrał od ponad dwóch miesięcy.
Egzamin okazał się jednak zbyt trudny. Torunianki prowadziły tylko na początku meczu po „trójce” Weroniki Idczak 3:0 i jeszcze 5:4 po trafieniu Joanny Walich. Potem skuteczna gra w ofensywie przychodziła im z dużym trudem. W akcjach było wiele chaosu, niecelnych podań i złych decyzji, torunianki gubiły piłkę nawet w kontrach z przewagą liczebną.
Na szczęście dużo lepsza była obrona. To dzięki temu „Katarzynki” nie pozwoliły przez 4 minuty trafić gospodyniom z gry iodrobiły straty od 7:15 do 14:16 na koniec kwarty.
W 2. odsłonie jednak same potrzebowały ponad 4 minut, aby trafić pierwszy raz do kosza (Paulina Misiek). Znowu jednak pracowitością w defensywie odrobiły dystans. Wynik mógł znacznie lepszy, gdyby nie fatalna skuteczność. W jednej akcji „Katarzynki” trzy razy spudłowały spod kosza. Do przerwy Energa miał skuteczność z gry 26 procent (MKS niewiele więcej, bo 33).
W trzeciej kwarcie przez 9 minut gry Energa zdobyła zaledwie 5 punktów, a przewaga MKS urosła już do 13 „oczek”. Dwiema „trójkami” popisała się m.in. Ewelina Gala (40:29 w 28. minucie).
„Katarzynki” jednak jeszcze się nie poddały. W ostatnich 90 sekundach tej kwarty zdobyły 9 punktów z rzędu, w ostatniej sekundzie jeszcze z dystansu przymierzyła Idczak i przewaga MKS stopniała do 42:38.
W 34. minucie Energa zbliżyła się nawet na 44:42, ale wtedy za trzy trafiły Kaczmarska i Bojović. W całym meczu Energa miała z gry 17/59 (28 proc.) i do tego 24 straty.