Grudziądzanin: - Strażnicy nie zajęli się pijakiem
Pijany mężczyzna leżał do północy na ulicy Tysiąclecia. Municypalni zapewniają, że starali się pomóc mężczyźnie, ale ten odmówił.
Mieszkaniec ulicy Tysiąclecia nie kryje oburzenia.
- Zauważyłem wieczorem na ulicy leżącego człowieka. Był zamroczony, bo pił denaturat. Nie był w stanie samodzielnie iść - przekonuje pan Jerzy, emeryt z ul. Tysiąclecia. - Wezwałem strażników miejskich.
Municypalni przyjechali i zabrali pijanego do radiowozu. - Myślałem że zabiorą go na izbę wytrzeźwień lub do szpitala. Tymczasem musieli go gdzieś po drodze wypuścić - mówi emeryt. - Bo już półtorej godziny po interwencji, ten sam mężczyzna ponownie przybłąkał się na ulicę Tysiąclecia. Położył się w tym samym miejscu i leżał do północy. Jeśli tak mają wyglądać interwencje strażników, to ja dziękuję. Przecież ten człowiek mógł umrzeć z wychłodzenia.
Strażnicy przyznają, że sytuacja wyglądała podobnie, jak opisał ją Czytelnik. Zaznaczają jednak, że nie wiele więcej mogli zrobić.
- Nie zabraliśmy tego mężczyzny do radiowozu, a jedynie nakazaliśmy mu oddalić się z tego miejsca - tłumaczy Jan Przeczewski, komendant Straży Miejskiej w Grudziądzu. - W ocenie funkcjonariuszy nie był na tyle pod wpływem alkoholu, aby kwalifikował się do zabrania na izbę. Odmówił też pomocy medycznej.
W tej sytuacji strażnikom nie pozostało nic innego jak poprosić go o oddalenie się.- Zgłaszający sprawę grudziądzanin powinien jeszcze raz do nas zadzwonić i poinformować, że mężczyzna wrócił i leży na chłodzie - podsumowuje Jan Przeczewski.
Łukasz Ernestowiz