Groźby i wandalizm stały się argumentami w sporze o puszczę

Czytaj dalej
Fot. Janusz Bakunowicz
Andrzej Zdanowicz, Janusz Bakunowicz

Groźby i wandalizm stały się argumentami w sporze o puszczę

Andrzej Zdanowicz, Janusz Bakunowicz

Jak nie zrezygnujesz z protestów przeciw wycince, to spalą ci dom - usłyszał Łukasz Synowiecki. Takich agresywnych zachowań jest więcej. W sporze o ochronę Puszczy Białowieskiej często zamiast argumentów merytorycznych używa się gróźb.

Chcesz żyć, to wyprowadź się stąd. Ty jesteś ch... - karteczkę z taką treścią ktoś podrzucił na posesję Łukasza Synowieckiego, ps. „Siwy”. To działacz organizacji ekologicznych, który od kilku lat mieszka w Masiewie na skraju Puszczy Białowieskiej. Grożono mu także przez telefon. A nieznani sprawcy pod jego nieobecność wtargnęli na posesję i zniszczyli przybitą do ściany tabliczkę z napisem popierającym ochronę puszczy.

- Wcześniej z sąsiadami żyłem w komitywie. Co prawda, nasze poglądy się różniły, ale to nie miało wpływu na nasze stosunki towarzyskie - opowiada Łukasz Synowiecki. - Dopiero jak zaczęły się w puszczy protesty przeciwko wycince i powstał „Obóz dla Puszczy”, zaczęły dziać się różne dziwne rzeczy.

Udział w protestach i pobyt w „Obozie dla Puszczy”, zorganizowanym przez ekologów, spowodowały, że rzadko bywał w domu. Często wyjeżdżał w rodzinne strony poza obręb województwa.

- Pewnego razu zadzwonił do mnie znajomy, który odwiedzał moją posesję i poinformował, że została zniszczona tabliczka z napisem „Cała Puszcza pod ochroną” - opowiada Łukasz Synowiecki. - Tabliczka była mocno przytwierdzona do ściany domu i ktoś po prostu musiał wejść na teren posesji i wyrwać ją przy pomocy jakiegoś narzędzia. Mogła to być metalowa łapka do wyciągania gwoździ.

Znajomy znalazł również karteczkę z groźbą.

- W tym samym dniu zadzwonił do mnie także sąsiad - dodaje pan Łukasz. - Zazwyczaj był dla mnie życzliwy, choć wiedział, jakie mam poglądy. „Jak się przyczepisz do maszyn, to wiedz, że tym samym miejscowym zabierasz pracę” - coś w tym stylu powiedział. I jeszcze dodał, że jak tak będę się zachowywał, to dom mi spalą. Znam tego sąsiada, trochę nadużywa alkoholu i podejrzewam, że jego pogróżki były zainicjowane przez kogoś innego. Domyślam się przez kogo, ale tym powinny zająć się organy ścigania.

Pan Łukasz powiadomił o wszystkim policję. - Chciałem, aby policja przynajmniej pojawiła się we wsi, porozmawiała z ludźmi - wyjaśnia. - To wzbudziłoby przynajmniej pewien respekt wśród mieszkańców. Tak jednak się nie stało. Po pewnym czasie otrzymałem jedynie informację z prokuratury, że w tym przypadku nie zostanie wszczęte żadne postępowanie, ponieważ nie doszło tu ani do przestępstwa, ani nawet wykroczenia. I że postanowienie to nie wymaga uzasadnienia.

Od postanowienia się odwołał, ale procedury trwają i pan Łukasz czeka na odpowiedź.

Przypadek pana Łukasza jest jednym z bardziej drastycznych przejawów sporu wokół wycinki w Puszczy Białowieskiej.

Innym było zaatakowanie i zabranie kamery operatorowi telewizji Polsat, który przygotowywał materiał o puszczy. Sprawcy mieli go uderzyć w twarz, próbować rozjechać autem i zabrać na jakiś czas kamerę. Policja zatrzymała w związku z tym dwie osoby - ojca i syna - pracujących przy wycince. Na wniosek prokuratora, sąd umieścił obu w areszcie tymczasowym. Ale wkrótce zostali z niego zwolnieni.

Jak tłumaczył przed kamerą prokurator Jan Andrejczuk, umieszczenie ich w areszcie było związane z obawą mataczenia w sprawie. Gdy jednak główni świadkowie zostali przesłuchani, zagrożenie takie przestało istnieć, więc pobyt obu podejrzanych w areszcie był już bezpodstawny.

Już kilka miesięcy temu podczas różnego rodzaju spotkań i debat, oprócz wymiany argumentów, padały też - szczególnie pod adresem ekologów - groźby i to wypowiadane nie tylko przez „zwykłych ludzi”, ale też osoby pełniące funkcje publiczne. Podczas jednego z takich spotkań w puszczy, lokalny samorządowiec powiedział o ekologach „takich, to się kiedyś łopatami goniło”. Oczywiście nie była to oficjalna wypowiedź. Padła podczas indywidualnej rozmowy.

A na razie przed sądem stanęło siedmioro ekologów, którzy 8 czerwca w okolicach wsi Czerlonka blokowali ciężkie maszyny używane do wycinki lasu. Odpowiadają oni za zakłócenie porządku publicznego. Jest to co prawda tylko wykroczenie, ale z zarzutem tym się nie zgadzają.

- To był tylko akt obywatelskiego protestu przeciw łamaniu prawa przez państwo - mówił 55-letni Piotr Romanowski, jeden z obwinionych. - Podczas protestu zachowywaliśmy się spokojnie, cicho i nikomu nie robiliśmy krzywdy. Protestowałem, bo czuję się patriotą, a Puszcza Białowieska jest naszym wielkim skarbem narodowym i trzeba ją chronić.

Sprawa trwa, kolejny jej termin wyznaczono na listopad.

Prawnik, prof. UwB dr hab. Ewa Katarzyna Czech: Wielka szkoda, że w sporze o legalności, mającej obecnie miejsce, wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej nie wypowiadają się specjaliści z zakresu prawa. Nie wspomina się na przykład, że w postanowieniu Trybunału Sprawiedliwości o zaprzestaniu wycinki znajduje się klauzula bezpieczeństwa publicznego. Powołując się na tę klauzulę, nie można z góry zakładać, że wycinka w Puszczy Białowieskiej, w każdym przypadku jest nielegalna. Brak jest definicji „bezpieczeństwa publicznego” w naszym prawodawstwie i powinna ona podlegać interpretacji w odniesieniu do konkretnej sytuacji. Problem w tym, że takiej prawnej interpretacji w odniesieniu do Puszczy Białowieskiej nikt nie przygotował. A powinni ją opracować prawnicy biegli w prawie ochrony środowiska, przy współpracy z leśnikami i specjalistami z zakresu nauk przyrodniczych. Bez niej stwierdzenie o legalności czy nielegalności dokonywanych wycinek jest przedwczesne.

Andrzej Zdanowicz, Janusz Bakunowicz

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.