„Grały” teatralne maski zrobione z chleba
Pamiętacie ojca z popularnego serialu „Wojna domowa”? To Kazimierz Rudzki. Teatralne szlify zdobywał w... Dobiegniewie.
Oflag II C - to obóz jeniecki, który funkcjonował w latach 1940 - 1945 w Woldenbergu (dzisiejszy Dobiegniew). Obóz ten budowało 500 polskich żołnierzy, którzy zostali wzięci do niewoli podczas kampanii wrześniowej 1939 roku. Tam właśnie Niemcy planowali przetrzymywanie w niewoli polskich oficerów.
Tak rodzi się... obóz
Oflag II C powstał na obszarze o powierzchni 25 hektarów. Na terenie tym postawiono 25 murowanych baraków. Tu mieli trafiać polscy oficerowie. Najbliżej głównej drogi, bo tylko 200 metrów od niej znajdowała się niemiecka część obozu. Tutaj umieszczono komendanturę, wydział Abwehry, kasyno i baraki dla niemieckich oficerów. Tuż za nią zlokalizowano tzw. przedobozie. Składało się ono z ośmiu baraków. Wśród nich była izba chorych, magazyn mundurowy, materiałowy, łaźnia, areszt i budynek kwarantanny.
Cały obóz otoczony był podwójnym ogrodzeniem z drutu kolczastego, które miało 2 metry szerokości oraz 2,5 metra wysokości. Na krańcach, przed ogrodzeniem, rozmieszczono osiem wież strażniczych. Na każdej znajdował się lekki i ciężki karabin maszynowy. Stanowiska te na swoim wyposażeniu miały ruchome reflektory, czyli potocznie mówiąc „szperacze” oraz aparat telefoniczny.
Władze więzienia podzieliły obóz na dwie części. Powstał Obóz Wschód (Ost) i Zachód (West). Fizycznie dzielił je solidny płot, oczywiście z drutu kolczastego. Każda z części została podzielona na trzy bataliony, liczące po jakieś tysiąc jeńców. Te również rozczłonkowano. Na kompanie, po dwie w każdym baraku. Był jeszcze siódmy batalion. Nieoficjalnie nazywano go przyobozowym cmentarzem. Podczas II wojny światowej Niemcy utworzyli około 130 oflagów. Ten pod Dobiegniewem był największy.
Pierwsi lokatorzy
28 maja 1940 roku za obozowy drut kolczasty trafiła pierwsza grupa jeńców. Do Woldenbergu przyjechało 495 polskich oficerów i 172 ordynansów. Następnie hitlerowcy sukcesywnie przywozili kolejnych jeńców. Przyjeżdżali oni z innych oflagów, a także z kolejnych bitew. Największą liczbę osadzonych w historii obozu odnotowano w 1942 roku. Wtedy przebywało w nim 6.740 osób, w tym 5.944 oficerów i 796 żołnierzy posiadających niższe stopnie wojskowe. Głównie byli to oficerowie, podoficerowie, ale też żołnierze w stopniu chorążego, podchorążego, a także szeregowi Wojska Polskiego. Głównie mundurowi z wojny obronnej z 1939 r.
Ale trafiali się też żołnierze polscy, którzy zostali wzięci do niewoli w czasie walk we Francji, w 1940 r. Ponadto do obozu przywieziono około 100 starszych oficerów Armii Krajowej, którzy do niewoli zostali wzięci po upadku powstania warszawskiego.
Kultura na osłodę
Działalność kulturalna była jak najbardziej na rękę Niemcom. Była to znakomita propaganda. W ten sposób starali się wprowadzić w błąd opinię międzynarodową. W eter szedł komunikat, że niemieckie obozy jenieckie zapewniają obozowiczom dobre i godne warunki. Co bardzo często mijało się z prawdą. Dla jeńców była to... terapia zajęciowa.
W Woldenbergu rzeczywiście rozwinęła się działalność kulturalno-oświatowa i to w na dużą skalę. Za ogrodzeniem oflagu odbywały się liczne kursy nauczycielskie, działały biblioteki barakowe, koła zawodowe a nawet kluby sportowe. Powstała specjalna komisja kulturalno-oświatowa. Zrzeszała cztery wydziały: kursów i kół naukowych, imprez artystycznych, bibliotek oraz wychowania fizycznego i sportu. Z założenia działalnością komisji miało być organizowanie kursów, zapewnienie sal wykładowych oraz koordynacja prac kół naukowych. Wszystkie decyzje i postanowienia obozowej komisji zawsze musiały zostać zaakceptowane przez niemiecką komendę.
Jednak prawdziwym zjawiskiem był prawdziwy teatr dramatyczny. W historii wystawiono w nim 24 sztuki. Niektóre z nich były wielokrotnie powtarzane. Na przykład „Cyrulika sewilskiego” wystawiono aż 36 razy, a „Zemstę” 40. Funkcjonował również teatr kukiełkowy. Działał na wysokim poziomie i można by powiedzieć, że niemal zawodowym. W nim wystawiono 14 sztuk. Pracował także teatr żołnierski. Funkcjonował tylko okresowo i nie osiągnął szczególnych osiągnięć. W teatrze podjęto też próby inscenizacji sztuk w języku angielskim.
Na obozowej scenie
Szczególny wpływ na działalność kulturalną w obozie miał właśnie teatr. Swą działalność rozpoczął w połowie 1940 roku. Pierwszym jego sukcesem była sztuka „Jajka Kolumba” Stefana Flukowskiego. Aktorzy występujący na scenie często używali masek. Wykonane były z chleba, wody i soli. Były dziełem właśnie woldenberczyków, a powstały w warsztacie rzeźbiarskim.
- Przecież mieszkańcy obozu innymi materiałami nie dysponowali, a odbywało się to kosztem odmówienia sobie posiłku. Sławomir Lindner wykonał te maski w obozowej pracowni rzeźbiarskiej - mówi Bogusław Siwiec, pracownik muzeum Woldenberczyków. W obozowym teatrze występowali między innymi: Kazimierz Rudzki, Janusz Ziejewski, Jan Koecher, ale też wielu innych znanych aktorów. W obozie nie było kobiet, więc, jak w teatrze antycznym, to panowie odtwarzali role żeńskie. Czasami zdarzały się dosyć niezręczne sytuacje.
- Panowie mieszkali tutaj w odosobnieniu od kobiet i zdarzało się, że jeden z jeńców chodził w tych damskich ubraniach po Oflagu. Aż mu najstarszy obozu rozkazał i zabronił tego. Tego nie ma w żadnych książkach, ale również coś takiego się zdarzało - mówi Bogusław Siwiec.
Gwiazda z sąsiedniej pryczy
W sierpniu 1940 roku do obozu trafił Kazimierz Rudzki. Miał tu przeżyć swoją wojenną epopeję i pewną kartę swojego życiorysu. Do niewoli dostał się jako oficer rezerwy, gdzie pełnił funkcję łącznościowca. Jeńcem stał się tuż po kampanii wrześniowej, w bitwie pod Kockiem. Początkowo przetrzymywany był w obozie w Weilburgu nad Lahną. Już wtedy zaczął snuć plany związane z teatrem, a nawet prowadził swój program artystyczny „Czarna kawa przy piwie”. Umożliwiło mu to jego wykształcenie, w 1938 roku ukończył Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej w Warszawie.
Jeszcze tego samego roku zadebiutował na stołecznej scenie. Niestety wojna pokrzyżowała jego plany. Gdy znalazł się w Oflagu II C stał się jednym z inicjatorów jenieckiego teatru. Rudzki był w nim aktorem, reżyserem i jednocześnie konferansjerem. Był wszechstronnie uzdolniony i można powiedzieć, że w był motorem napędowym tej sceny. Od 1 stycznia 1941 roku na scenie w Woldenbergu wystawiane były widowiska rewiowe, przedstawienia muzyczne oraz dramatyczne. To Rudzki wyreżyserował przebojową „Zemstę”. Ponadto pod jego kierownictwem powstawały przedstawienia lalkowe.
Po zakończeniu wojny Kazimierz Rudzki wrócił do Warszawy. Tam występował w teatrze, ale też jego głos można było usłyszeć w radiu i telewizji. Na scenie dorobił się 20 ról. My pamiętamy go chociażby z Turka w filmie „Eroica”. Widzowie mogą go też pamiętać z roli ojca Pawła w popularnym serialu „Wojna domowa”. W 1960 roku przyjechał do Dobiegniewa. Odwiedził muzeum. - Był na otwarciu szkoły im. Żołnierzy Września - Woldenberczyków, która została wybudowana głównie właśnie dzięki jeńcom z Oflagu - mówi Bogusław Siwiec.
To była śmietanka
Wśród zdjęć jeńców, którzy byli tu więzieni można wypatrzyć fotografię postawnego mężczyzny patrzącego w bok. To kontradmirał Józef Unrug. Ten syn pruskiego oficera w takcie I wojny światowej służył w niemieckiej marynarce, po odrodzeniu się Wojska Polskiego przeszedł do polskiej marynarki. W 1939 r. był dowódcą obrony polskiego wybrzeża i stąd trafił do Woldenberga. Był odznaczony krzyżami: niemieckim Żelaznym i polskim Virtuti Militari. Mówił świetnie po niemiecku, a ponieważ miał niemieckie korzenie, miał ten przywilej, że mógł korzystać z niemieckiej kantyny.
Ile razy jednak któryś z żołnierzy zwrócił się do niego po niemiecku, zawsze z wyższością mu odpowiadał „Mów do mnie po polsku!” i prał trzcinką po łapach. A w kantynie kupował dobra niedostępne w obozie i tak pomagał innym towarzyszom niedoli.
Tuż obok wisi zdjęcie młodego mężczyzny o bardzo przenikliwym spojrzeniu. To kapitan Franciszek Dąbrowski, zastępca majora Henryka Sucharskiego, dowódcy obrony Westerplatte .
Jeńcy jednak nie byliby sobą, gdyby nie starali się uciekać. Jako pierwszy z obozu prysnął Jan Mickunas, znany jeździec i trener jeździectwa, ojciec Wojciecha Mickunasa osiadłego pod Gorzowem byłego olimpijczyka i trenera polskiej kadry jeździeckiej. Jednak najbardziej zasłużonym w organizowaniu ucieczek był kapitan Zdzisław Pacak-Kuźmirski. To on wraz z kolegami wykopał dwa tunele, aż w końcu z czwórką innych towarzyszy uciekł w spektakularny sposób.
Obozowa pracownia uszyła mu mundur niemieckiego strażnika, ktoś wystrugał z drewna karabin. 20 marca 1942 r. przebrany za Niemca Pacak-Kuźmirski wyprowadził za druty czwórkę kolegów. W muzeum jest replika drewnianego karabinu i zdjęcia wszystkich bohaterów ucieczki.
Dobiegniew - Muzeum Woldenberczyków - Oflag IIC Woldenberg
Muzeum czynne: sobota, niedziela (30.04. i 1.05.2016 r.) od 10.00 do 14.00, poniedziałek (2.05.2016 r.) - nieczynne, wtorek (3.05.2016 r.) od 10.00-do 14.00
Godziny otwarcia: wt.-pt. od 9.00 do 16.00, sobota i niedziela od 10.00 do 14.00, poniedziałek - nieczynne. Ceny biletów: normalny 7 zł, ulgowy 4 zł, wycieczki powyżej 20 osób (grupy zorganizowane): normalny 5 zł, ulgowy 3 zl, Przewodnik 30 zł. Prawo do korzystania z nieodpłatnego zwiedzania mają mieszkańcy Gminy Dobiegniew oraz dzieci do lat 5.
- Także inni znani tutaj „siedzieli”. Wśród innych wybitnych postaci, jakie siedziały w Woldenbergu można wymienić: Kazimierza Świtalskiego - premiera II RP, prof. Jerzego Hryniewieckiego - wybitnego architekta, Adama Rapackiego - przyszłego ministra, Stefana Flukowskiego - poetę, Mariana Brandysa - pisarza, prof. Jerzego Młodziejowskiego - wybitnego geografa.
- Wykryli szpiega. W Woldenbergu działał też wywiad i kontrwywiad, którego działania wymierzone były przede wszystkim w zakusy Abwehry wobec polskich jeńców. Komórka dowodzona przez kapitana Zdzisława Pacaka-Kuźmińskiego zdemaskowała niemieckiego szpiega, podporucznika Karola Seemanna, odpowiedzialnego za ujawnienie jednego z podkopów szykowanych do ucieczki.
- W Woldenbergu było kilka bibliotek, w tym licząca kilka tysięcy tomów biblioteka uniwersytecka. Książki w różnych językach sprowadzano między innymi ze Szwajcarii dzięki pomocy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
- Zginęli za... Stalingrad. Do jednego z najtragiczniejszych wydarzeń doszło w Woldenbergu 5 lutego 1943 r. Jeńcy wyjątkowo mocno cieszyli się z klęski hitlerowców pod Stalingradem, trafnie przeczuwając, że zmieniają się losy II wojny. W odwecie za to naziści otworzyli do nich ogień. Zginęło kilku więźniów.