Równo 360 lat temu, 25 sierpnia 1657 roku mieszczanie wyszli na Rynek, by zobaczyć, jak wycofują się szwedzkie wojska. Cieszono się, choć z powodu zniszczeń była to radość przez łzy
25 sierpnia 1657 roku okazał się dla krakowian dniem przełomowym. Miasto zostało wyzwolone po dwóch latach szwedzkiej okupacji - skapitulowali oni za sprawą sojuszniczych wojsk przysłanych do Polski na pomoc przez Habsburgów. Dla mieszczan skończyło się wreszcie życie w strachu przed szubienicą, w biedzie i niewoli.
Zgodnie z zawartą umową, ciemiężyciel miał wyjechać z Krakowa po pięciu dniach. Szwedzka artyleria, wozy załadowane najróżniejszymi rzeczami, piechota - wszyscy zmierzali w kierunku Bramy Floriańskiej, by na zawsze opuścić miasto. Daleko za murami Krakowa, po obu stronach drogi, stały wojska polsko-austriackie. Razem z żołnierzami pochodowi przegranych przyglądał się król Jan Kazimierz.
Na początku września, po dwóch latach tułaczki, król wraz z Marią Ludwiką i wojskiem wrócili wreszcie do byłej stolicy. Uroczysty wjazd drogą królewską na Wawel odbył się przy wtórze salw armatnich i radosnym dźwięku dzwonów.
Kraków nie był gotowy
Duma z wyzwolenia Krakowa spod władzy Szwedów mieszała się jednak z przygnębiającym obrazem zrujnowanego miasta.
Kraków, który przed potopem szwedzkim był w apogeum rozwoju, teraz w ogóle nie przypominał dawnego potężnego grodu. Przybywających do miasta witały popękane i pokruszone mury. Uwolniona stolica; jej fortyfikacje, kamienice i klasztory zostały całkowicie obrabowane. W domach nie było okien i dachów, za to na długo pozostały ślady pocisków artyleryjskich.
I choć już kilka dni od szczęśliwego 25 sierpnia mieszczanie zajęli się oczyszczaniem Krakowa i usuwaniem gruzów, wiadomo było, że odbudowa miasta będzie trwała latami. Zwłaszcza że teraz było na skraju nędzy. Kościoły i klasztory, a także Akademia Krakowska wraz z biblioteką były obrabowane, a zamek królewski na Wawelu całkowicie złupiony (nie miał król Karol X Gustaw z tego jednak wielkiej pociechy: znaczna część zrabowanych kosztowności zatonęła w Bałtyku w czasie transportu do Szwecji).
Aby uniknąć okazji do większych zbiegowisk ulicznych, gubernator zakazał organizowania targów na Rynku
- Kraków nie był gotowy na zmierzenie się ze Szwedami w 1655 roku - ocenia Maciej Miezian, historyk sztuki z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. - Budowanie porządnych umocnień nie było miastu, ze względu na jego lokalizację, potrzebne. Wojny zwykle wybuchały w innych częściach Polski, przeważnie na wschodzie. A linia zachodnia od czasów średniowiecza była granicą spokojną - wyjaśnia. To dlatego, kiedy Szwedzi zbliżyli się do okolic Krakowa z kilkunastotysięczną armią i armatami, sprawa była w zasadzie przesądzona. Średniowieczne obwarowania Krakowa nie uchroniły miasta.
Stefan Czarniecki, kasztelan kijowski, postanowił na zlecenie króla przygotować jednak miasto do obrony i rozkazał (aby odebrać osłonę szwedzkim natarciom) spalić przedmieścia - Kleparz, Biskupie i Garbary. Wzdłuż murów ustawił wojsko i piechotę, przed miastem obrońcy usypali wały ziemne.
Ale niewiele to pomogło. Większość wojska uznała zwierzchność króla Szwecji Karola X Gustawa. Oblężenie trwało od 25 września do 13 października i skończyło się podpisaniem przez króla honorowej kapitulacji. A jeszcze niewiele wcześniej Jan Kazimierz uspokajał: „Nie taki Szwed straszny, jak go tchórze malują”.
Proroctwo Starowolskiego
Kiedy polska załoga opuszczała miasto, kierując się w stronę Bronowic, do Krakowa wkroczyły wojska szwedzkie. Odjeżdżający monarcha zostawiał za sobą ponury obraz płonącego miasta. Świadek tych wydarzeń, Mikołaj Grodziński, zapisał: „Gorzało tedy wtenczas w zapaleniu onym wiele zacnych kościołów poświęconych Bogu i także przedmiejskie pałace ślicznością ogrodów ozdobne z ziemią się równały.”
Szwedzi szybko zajęli zamek, baszty i fortyfikacje. Karol Gustaw zostawił swoją konnicę przy bramie Grodzkiej, a sam skierował się na Wawel. W otoczeniu zebranych duchownych, króla Szwecji przywitał kanonik Szymon Starowolski. Podczas zwiedzania zamku władca z ciekawością przyglądał się pomnikom bohaterów. Podobno, gdy stanął przy grobie Władysława Łokietka, kanonik poinformował go, że był to niezwykły król, którego trzykrotnie zmuszono do ucieczki z Krakowa, a on wracał za każdym razem. Karol X Gustaw z dumą odpowiedział, że wygnany przez jego armię Jan Kazimierz już nie wróci. Na to Starowolski oświadczył: „Któż to wie? Bóg jest łaskawy, a fortuna zmienna”.
Życie w czasie oblężenia
Układ kapitulacyjny z 17 października 1655 roku zapewniał mieszczanom swobodę praktykowania religii katolickiej, poszanowanie majątków, zachowanie dotychczasowych przywilejów uniwersytetu... W praktyce oznaczał jednak ogromne straty dotyczące nie tylko praw i wolności mieszkańców, ale również ich majątków.
- Szwedzi gnębili krakowian kontrybucjami. Finansowe podstawy miasta zostały zrujnowane, a mieszczanie musieli wpłacać ciągle nowe daniny - mówi Maciej Miezian.
Każdy mieszczanin, pod groźbą aresztu, musiał sam zgłosić się do urzędu, by zapłacić ustalony okup. Na wypadek buntu i w razie prowadzenia działalności konspiracyjnej, na Rynku ustawiono szubienice, a dla zwiększenia kontroli nad miastem, sporządzono dokładny spis wszystkich mieszkańców. Zadaniem nowego gubernatora Krakowa było śledzenie Polaków i krzyżowanie ich planów, a także ściąganie jak największej kontrybucji na utrzymanie wojska. Z miasta wywożono dzieła sztuki, kosztowności, ozdoby, księgozbiory. Aby uniknąć okazji do większych zbiegowisk ulicznych, gubernator zakazał organizowania targów na Rynku. W zamian polecił organizację ich na pobliskim Kleparzu.
Wkrótce zakazał również księżom odprawiania jakichkolwiek nabożeństw. Tylko w święta Bożego Narodzenia zezwolił na skromną ceremonię. - Z biegiem czasu sytuacja jeszcze się zaostrzała - podkreśla Maciej Miezian.
Miarka przebrała się, kiedy od księży i profesorów Akademii Krakowskiej zażądano złożenia przysięgi wierności i posłuszeństwa królowi szwedzkiemu. Kiedy ci stanowczo odmówili, wyrzucono ich z miasta, zostawiając w każdym klasztorze zaledwie jednego duchownego. Poza dominikanami, do których gubernator pałał taką nienawiścią, że mieszkańcom powiedział: „dam wam dwóch innych, a dominikanina żadnego nie chcę mieć w mieście”.
Walka o wolne miasto
Choć Polacy starali się odbić Kraków już na wiosnę 1656 roku, pierwsze próby zakończyły się fiaskiem. Dopiero w sierpniu 1657 roku pod Krakowem stanęła habsburska armia cesarska pod dowództwem feldmarszałka Melchiora von Hatzfeldta, która wsparła polskie wojska. Wspólnymi siłami szykowano się do szturmu. Kiedy wreszcie w sierpniu 1657 roku wojsko cesarsko-polskie podsunęło się do samych murów, szwedzki garnizon skapitulował.
Tak zakończyła się trwająca dwa lata okupacja Krakowa, a Szwedzi Bramą Floriańską opuścili Kraków.