Gra Jagi, nasz doping, czyli razem po mistrza
Wszystkie mecze Jagiellonii w tym sezonie są trudne i ważne. Ale teraz waga i skala trudności idą gwałtownie w górę. Stawka jest ogromna - mistrzostwo kraju
Cała Polska jest zdziwiona, że mający skromny budżet klub z Białegostoku, jak równy z równym walczy z krajowymi gigantami - Lechią Gdańsk, Legią Warszawa i Lechem Poznań. Mało tego - Jagiellonia wyprzedza ich i jest pierwsza w tabeli. Najbliższe dni mogą wiele wyjaśnić i w całym regionie panuje żółto-czerwona gorączka.
Dziś naszą drużynę czeka pierwsze starcie wagi ciężkiej - w Gdańsku z Lechią. W niedzielę do Białegostoku przyjedzie warszawski mocarz - Legia. Jeśli oba mecze zespół Michała Probierza wygra, pierwsza w historii mistrzowska korona będzie na wyciągnięcie ręki. Inne wyniki skomplikują, ale raczej jeszcze nie przekreślą marzeń o koronie.
Do Gdańska pojechali najbardziej zagorzali kibice, którzy z trybun stadionu Lechii będą wspierać Jagę. Doping bardzo się przyda, bo rywal na własnym boisku jest groźny i wygrywa prawie ze wszystkimi.
- Szanujemy Lechię, ale zagramy bez strachu, bo każdego rywala można pokonać - mówi Krzysztof Brede, drugi trener Jagiellonii i rodowity... gdańszczanin. Mało tego - jako piłkarz współpracownik Michała Probierza był wychowankiem właśnie Lechii.
Reszta wielotysięcznej armii kibiców żółto-czerwonych będzie śledzić potyczkę w Gdańsku za pośrednictwem mediów. Na razie wszyscy myślami są przy dzisiejszym meczu, ale da się już odczuć przypływ adrenaliny, wywołany niedzielnym przyjazdem Legii. Z pewnością pobity zostanie rekord frekwencji w rundzie wiosennej, a być może w całym sezonie. Kupno biletu już dziś jest marzeniem ściętej głowy i trzeba się nieźle natrudzić, by stać się posiadaczem karty wstępu na to wielkie wydarzenie.
W niedzielę legionistom będzie przy Słonecznej gorąco, bo zespół Probierza wesprze ponad 21 tysięcy fanów. Kibice apelują, by wszyscy byli na meczu ubrani w żółto-czerwone pasiaki. Niech cała Polska zobaczy, jak Jagiellonia gra, a jej sympatycy dopingują. Razem idźmy po mistrza!
Zaczynamy wielkie boje. Na początek Lechia
- Myślę, że każde z tych starć w rundzie finałowej ma podobną wagę, bo stawka jest bardzo duża, a margines na błędy coraz mniejszy. Na pewno marzy się nam zgarnięcie pełnej puli i z takim postanowieniem wyruszyliśmy do Gdańska - mówi Rafał Grzyb, kapitan Jagiellonii.
Białostoczanie liczą, że odwrócą niekorzystną tendencję spotkań z gdańszczanami. W tym sezonie przegrali z nimi dwukrotnie - jesienią u siebie 0:1, natomiast w lutym tego roku na wyjeździe ulegli im aż 0:3.
- Nie ma co ukrywać, te ostatnie spotkanie pozostawiło ślad w pamięci - przyznaje Grzyb. - Ale to nie ma już większego znaczenia. Liczy się to, co tu i teraz. To będzie zupełnie inny mecz - zapewnia.
Białostoczanie pojechali do Gdańska pociągiem. Wiadomo, że w dzisiejszym meczu zabraknie Jacka Góralskiego, który pauzuje za kartki. Wśród rywali nie będą mogli wystąpić Rafał Janicki i Ariel Borysiuk.
- Myślę, że kadra Lechii jest na tyle szeroka, że nie należy w tym upatrywać jakiegoś osłabienia rywali i nie patrzymy na to, że ktoś ma kartki - podkreśla Grzyb, który sam prawdopodobnie zastąpi wykluczonego Góralskiego.
W porównaniu do ostatniego meczu, sytuacja wydaje się być korzystniejsza dla żółto-czerwonych. Wtedy, ze względu na pogodę, nie mieli gdzie trenować i jeździli po całej Polsce, natomiast lechiści spokojnie czekali u siebie na mecz. Wreszcie, w składzie jagiellończyków nie było jeszcze Cilliana Sheridana, który odkąd zasilił białostocki zespół, to ten jeszcze nie poniósł porażki.
- Jagiellonia to nie tylko Sheridan, to generalnie dobry zespół. Nie sądzę, że przyjście Irlandczyka coś zmieniło, jeśli chodzi o styl gry tej drużyny. Zresztą, coś wymyślimy, żeby go zatrzymać - zapowiada trener gdańszczan Piotr Nowak.
Początek dzisiejszego meczu o godz. 18. Transmisję przeprowadzi Canal +.