Gorzowski teatr świętuje urodziny. To już 70.
Aktorzy wcale nie są w teatrze najważniejsi. Najważniejszy jest... oświetleniowiec. Wiedzieliście? Nie? 5 stycznia, z okazji 70. urodzin Teatru Osterwy, dowiecie się jeszcze więcej.
5 stycznia 1946 r. był w Gorzowie dla miłośników sztuki ważnym dniem. W budynku teatru, który nieźle przetrwał wojnę, co prawda organizowano nieco wcześniej koncerty i amatorskie przedstawienia, jednak właśnie równo 70 lat temu oficjalnie rozpoczął działalność Miejski Teatr. Na scenie zagrano sztukę „Stary kawaler”. Grał go sam ówczesny dyrektor teatru - Henryk Barwiński.
Jednak nie myślcie o 70-letnim teatrze jak o staruszku. Jeśli już porównywać go do człowieka, to należałoby powiedzieć, że jest dziarskim panem w średnim wieku. Bo cóż to 70 lat dla teatru?!
Tu czuć perfumy
Poniedziałek, chwila przed 10.00. Siadam na wprost obecnego dyrektora Jana Tomaszewicza i pytam: - Czemu dziś, zamiast do kina, powinienem pójść na randkę właśnie do teatru?
- Bo u nas nie ma popcornu. To dobre dla zdrowia, zębom też prażona kukurydza nie służy. No i w teatrze poczuje pan perfumy swojej towarzyszki, a nie smażony olej - odpowiada z uśmiechem dyrektor.
Jednak nie kryje, że obecnie teatrowi jest trudniej, niż przed laty. Kiedyś rywalizował co najwyżej z dopiero zdobywającym popularność kinem. Dziś walczy o klienta z galeriami, filharmonią, z telewizją i... internetem. - Czasy mamy takie, że emocje, atrakcje, wzruszenia można sobie zafundować jednym kliknięciem myszki. Jednak u nas, w teatrze, wciąż są one bezkonkurencyjne: bo na żywo, na wyciągnięcie ręki i świetnie podane - zachwala Tomaszewicz.
Głosowanie nogami
Rocznie teatr odwiedza około 80 tys. osób. Jednak nie da się z nich stworzyć portretu przeciętnego widza. - Są różni, jak nasz repertuar. Co cieszy, cały czas pojawiają się na widowni nowe twarze, które potem wracają na kolejne spektakle, których w zeszłym roku było 250 - dodaje dyrektor.
Widać to też... w kasie. Teatr ma około 3,1 mln zł dotacji. Jednak potrzebuje rocznie 4,7 mln zł. Czyli jeśli nie będzie widzów, nie będzie z czego połatać różnicy.
Jednak widzów nie brakuje. Ostatnie hity? „Ony”, „Kochać” i megaprzebój - „Trzy razy Piaf”. Na pniu schodzą też bilety na Gorzowskie Spotkania Teatralne (kolejki po wejściówki na gwiazdorskie spektakle ustawiają się przed świtem - Katarzyna Thiemann, która też w takiej stała, tłumaczyła nam, że to jedyna szansa, by mieć pewność, że zobaczy się w Gorzowie najlepszych aktorów w kraju), a na przedstawienia na Scenie Letniej ściągają większe tłumy, niż po karpia w Lidlu. Z drugiej strony, dzięki tym wydarzeniom, pochwały zbiera nasza publiczność. Ostatnio nie mógł się jej nachwalić Piotr Fronczewski, wcześniej pod wrażeniem była Katarzyna Pakosińska. - O matko! Ale u was atmosfera! - mówiła w rozmowie z „GL”.
Teraz przebojem może okazać się... „Stilon”. Sztuka o związkach miasta i mieszkańców z legendarnym zakładem pracy ma być historią o Gorzowie i o nas. Bo nie bez powodu mawia się, że każdy w Gorzowie albo pracował w Stilonie, albo miał tam kogoś z rodziny.
P.S. z tym oświetleniowcem, to nie wcale żart. Jest najważniejszy. - W tym sensie, że chorego aktora mogę zastąpić innym, a oświetleniowca mam jednego - mówi dyrektor.