Gorzów Wielkopolski. Wojewoda zapewnia: - Działamy, bo ile czasu można o elektryfikacji tylko gadać?!
Pod koniec marca dowiemy się, czy linia kolejowa z Piły przez Gorzów do Kostrzyna ma szansę na elektryfikację. - Trzymam kciuki. Każdy powinien. Bo wszyscy mamy w tym interes - mówi przedsiębiorca Jerzy Korolewicz.
W środę konferencję w tej sprawie zorganizował wojewoda lubuski Władysław Dajczak wraz z Kazimierzem Łatwińskim, czyli swoim doradcą ds. gospodarki i infrastruktury kolejowo - drogowej.
Szybkie podsumowanie bieżących działań było odpowiedzią na słowa marszałek Elżbiety Polak. Podczas niedawnej wizyty w Gorzowie powiedziała, że elektryfikacja „wciąż nie ma przygotowanej dokumentacji projektowej”. I zapowiedziała, że za stworzenie koncepcji weźmie się zarząd województwa.
Ważne odpowiedzi
Wojewoda Władysław Dajczak wydrwił wczoraj te zapowiedzi. Stwierdził, że może wynikają np. z niewiedzy. Dlatego też przedstawił wszystkie aktualne informacje. A te są takie, że powoli dobiegają końca warte ponad 5 mln zł prace na dokumentację przedprojektową. - Pierwsze wyniki tych prac poznamy pod koniec tego kwartału, czyli pod koniec marca. Będą one zawierały odpowiedź na kluczowe pytania - powiedział wczoraj wojewoda.
A te pytania to: czy elektryfikacja jest uzasadniona oraz ile kosztowałyby różne jej warianty. Dopiero z takimi informacjami można w ogóle przystępować do zamawiania dokumentacji projektowej. I myśleć o elektryfikacji.
Nie szybciej niż w 2022 r.
Jak przyznał wczoraj K. Łatwiński, nawet przy założeniu, że dokumentacja przedprojektowa będzie dla nas pomyślna (czyli PKP PLK uzna, że inwestycja ma sens i jest potrzebna), to jakiekolwiek konkretne prace ruszą najszybciej w 2022 r. I to cały czas wariant optymistyczny. Wojewoda Dajczak dodał, że poprzedni rząd zmarnował osiem lat. - Dużo gadano, ale nic nie robiono w tej sprawie przez osiem lat. My natychmiast rozpoczęliśmy procedury. I pod koniec marca będziemy mieć konkretny dokument - powiedział.
Dla biznesu, dla człowieka
Dlaczego to taka ważna inwestycja? Dziś Gorzów jest jedynym miastem wojewódzkim bez zelektryfikowanej sieci kolejowej. I dlatego każda podróż z północy regionu „w Polskę” wymaga na jakimś etapie przełączenia wagonów na skład elektryczny. - To uciążliwe, zabiera czas, sprawia, że jesteśmy trochę takim kolejowym zaściankiem. I dotyczy to zarówno przewozów pasażerskich jak i towarowych. Jako przedsiębiorcy od lat zabiegamy o elektryfikację, bo świat idzie w tę stronę: ekologii, przewożenia towarów koleją. Jeśli teraz tego nie nadrobimy, możemy już na zawsze zostać w tyle - tłumaczy J. Korolewicz, marszałek Lubuskiego Sejmiku Gospodarczego i prezes Zachodniej Izby Przemysłowo- Handlowej. Jeden z tych, który apelował o inwestycję wiele razy. Jednak o elektryfikację - także od lat - zabiegali i zabiegają też zwykli gorzowianie, stowarzyszenia (jak komunikacja.org), samorządowcy, posłowie.
Co ciekawe, na elektryfikację czeka także odcinek kolejowy od Kostrzyna do Berlina. Niemcy pilnie śledzą decyzje Polski w tej sprawie. Nie można wykluczyć, że nasza pozytywna decyzja o inwestycji sprawi, że po niemieckiej stronie zapadnie podobna. A to ułatwi połączenia międzynarodowe.