Gorzów: nie śmiecimy "komuś". Śmiecimy sami sobie
Wstyd i złość. To czułem, gdy w weekend wybrałem się na spacer z Gorzowa do Kłodawy. Żadne akcje, mandaty czy wspólne sprzątania nie zmienią nic, jeśli nie zmieni się nasze myślenie, że wywalając odpady w lesie, śmiecimy „komuś”. Śmiecimy - do cholery - sobie.
Mieszkam na Górczynie. Spacerem, biegiem lub rowerem często pokonuje trasę od ul. Szarych Szeregów, wzdłuż działek aż do Kłodawy. Potem okrążam jezioro i wracam tą samą drogą. Śmieci były tu zawsze. Ale w trakcie sezonu lub po. Nigdy - aż tyle - przed wakacjami czy na wiosnę! Jest dopiero połowa kwietnia, a odpadów tyle, jak w sierpniu lub wrześniu. Zaczynają się już w okolicy skrzyżowania ul. Szarych Szeregów z Dekerta.
W niedzielę widziałem, jak wyhamował tu opel, a pasażer przez okno wywalił między krzaki wór. I odjechał.
Nie zdążyłem wyciągnąć aparatu. Dlatego postanowiłem, że udokumentuję cały spacer. Jednak z każdym kolejnym zdjęciem rosła we mnie złość. Nie spodziewałem się, że śmietnisk będzie tak dużo!Śmieci wzdłuż ul. Srebrnej to ewidentnie podrzuty. Tak nazywam odpady z domów i firm, których nie chce się nikomu wywozić na wysypisko. Jest wśród nich gruz, cała torba plastikowych części samochodowych, stare opony. Trafiłem też na kłębowisko majtek i podartych papierów, w których walały się zepsute kasety wideo oraz grubaśny segregator zapisany słowami po niemiecku (bez adresu czy innych wskazówek, kto mógł to wyrzucić - dokładnie przejrzałem).
Inaczej jest w okolicy jeziora. Tam śmieci to zdecydowanie ślady „bytności” wędkarzy, spacerowiczów i imprezowiczów. Już kilkaset metrów przed jeziorem walały się butelki po piwie i inne pozostałości po zabawie. Ale najwięcej było ich przy urokliwych, dzikich plażach. Chusteczki, opakowania po chipsach, papiery, reklamówki, butelki i puszki. To niemal stały zestaw „pamiątek”, jakie ludzie zostawili po sobie przy jeziorze. Z kolei w wodzie przy plaży pływały: butelka, kubek po kawie i kilkanaście chusteczek nawilżanych, które nie są z papieru i nie rozpuszczą się jak zwykłe, higieniczne.
Zastanawiam się, czy ci, którzy to wszystko zostawili, rozumieją, że gdy wrócą nad jezioro, siądą między śmieciami, które wcześniej zostawili? Czy dociera do nich, że śmiecą sami sobie? Chyba nie, bo przecież inaczej by nie śmiecili, prawda?
A wystarczy stosować się do zasady: co zabieram w plener, biorę ze sobą, gdy z pleneru wracam. Bo jak to możliwe, że ktoś miał siłę tachać nad jezioro pełne butelki piwa, a nie dał rady zabrać pustych?