Gorzej być już nie może
Złe decyzje personalne, kłopoty poza parkietem i na koniec po prostu pech - taki to był sezon w wykonaniu toruńskich „Katarzynek”.
Bez wątpienia jeden z najgorszych po powrocie do ekstraklasy. A może nawet najgorszy, biorąc pod uwagę stosunek oczekiwań do rzeczywistości na parkiecie. W erze Elmedina Omanicia najgorszym miejscem było 6.
Ocenę trzeba zacząć od nadziei, bo te były spore. Po rozstaniu z Omaniciem po 6 wspólnych latach Energa chciała pisać nową historię. Jej pierwszym rozdziałem był kontrakt z Anatolijem Bujalskim. Białorusin miał z seniorkami walczyć o medal, miał także pomóc w szkoleniu młodzieży.
Właśnie ten kontrakt zapoczątkował całą serię nieudanych ruchów personalnych w klubie. Czy za wszystkie można winić zarząd? Na pewno nie, bo kto mógłby przypuszczać, że nie poradzi sobie trener, który reprezentację Białorusi powiódł na igrzyska olimpijskie i do 4. miejsca w Europie. Trudno wyrokować, dlaczego się nie udało. Na pewno nie wszystko co złe obciąża Bujalskiego, ale fakt faktem, że Białorusin nie poradził sobie w trudniejszej rzeczywistości klubowej.
Nie lepiej było na polu koszykarek. Latem Energa na własne życzenie straciła dobrą środkową, bo spóźniła się z finalizacją kontaktu z Michelle Snow. Zamiast w Toruniu 36-latka w Izraelu zaliczyła sezon z 14 punktami i 11 zbiórkami.
Do Torunia trafiła natomiast Victoria Macaulay po niezłym sezonie we Włoszech i Donica Crosby. Obie okazały się niewypałem. Pierwsza nieźle grała u Bujaskiego, ale już wtedy wykazywała wręcz chorobliwą skłonność do wymyślonych kontuzji. Omanić nie był w stanie znaleźć z nią wspólnego języka i niewiele brakowało, aby wyrzucił Amerykankę ze składu w ostatnim meczu sezonu z Wisłą Can Pack. Cosby była jeszcze większą pomyłką. Była tak słaba, że klub nawet nie zgłosił ją do gry, a na jeden z treningów przyszła pijana i szybko się z nią pożegnano.
Rozczarowaniem okazała się także Matee Ajavon. Zagrała niezłe mecze w play off, ale generalnie spodziewano się więcej po koszykarce, która regularnie występuje w WNBA. Amerykanka kiepsko radziła sobie z organizacją gry, zbyt dużo grała indywidualnie, często chaotycznie i nieskutecznie. Podobnie zresztą jak sprowadzona w awaryjnym trybie Renee Taylor, która zagrała wybitnie w derby z Artego, ale już w play off wypadła poniżej oczekiwań.
Ten zestaw zagraniczny jednak i tak mógłby się sprawdzić przy wsparciu solidnego zastępu krajowego. Same nazwiska imponowały, ale wszystkie polskie koszykarki zagrały poniżej swoich możliwości. Raz był to nieduży kryzys (Paulina Misiek, Emilia Tłumak), w innym wypadku niewiarygodnie głęboki (Weronika Idczak, Magdalena Skorek). Zdecydowana większość Polek w Toruniu dopiero szukała formy po długich przerwach w karierze. To nie współgrało z oczekiwaniami klubu i kibiców, więc w końcówce sezonu większość Polek w zasadzie człapała zniechęcona po parkiecie. Próbowano łaatać dziury w trakcie sezonu, obiecująco zaczęła Charoty Szczechowiak, ale później było już gorzej.
W play off brakowało chyba trochę wiary w pokonanie Wisły Can Pack Kraków, choć teraz wiemy, że to nie był wcale cel nierealny. Ta drużyna mimo wszystko mogła sięgnąć po sukces, gdyby miała więcej szczęścia : dwa-trzy wygrane mecze (zwłaszcza te przegrane w ostatnich akcjach), nieco inny układ na szczycie TBLK i dziś moglibyśmy czekać na półfinał.
Co dalej z klubem? Przede wszystkim trzeba finansowo zamknąć sezon, a nie będzie premii od sponsora i miasta za półfinał i ewentualny medal. Wydaje się, że pod względem sportowym jedyną sensowną opcją jest powierzenie budowy nowej drużyny Elmedinowi Omaniciowi. On sam unika jednoznacznej odpowiedzi, ale jego sportowy los jest chyba na dobre i złe związany z „Katarzynkami”.