Górnik w ringu z regionalnym pasem IBF
Robert Talarek to górnik z kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej. Niby nic niezwykłego. Ale Talarek to też regionalny mistrz międzynarodowej federacji bokserskiej IBF. Opowiada nam, jak szychta zaprawia go przed treningami.
- Łuk brwiowy? Fajnie się goi, ściągnąłem szwy, praktycznie już nie ma strupka – mówił niecałe dwa tygodnie po zwycięskiej walce Robert Talarek. Jest bokserem. Ale po godzinach. Bo na co dzień jest górnikiem (elektromoneterem) w kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej. Praca w kopalni nieźle zaprawia go fizycznie. Do tego stopnia, że zrezygnował ze sparingów, czyli walk treningowych z innymi zawodnikami. Żeby się nie zajechać.
„Brać górnicza to jest to!” – krzyknął w ringu, z uniesioną ręką i pięścią, owiniętą jeszcze ochronnymi bandażami. Nie był faworytem walki z Norbertem Dąbrowskim podczas gali Polsat Boxing Night, która pod koniec czerwca odbyła się w Gdańsku. Walka rudzianina otwierała całe wydarzenia. Tamtego wieczora w ringu stanął również m.in. Tomasz Adamek.
Talarek boksuje od 20 lat. Ale z sukcesami od kilku. Mimo wcześniejszych porażek, nie poddawał się. Gdy zdarzyła się dość poważna kontuzja, musiał zdecydować: zejść z ringu, czy dokręcić śrubę? Wybrał to drugie.
– Prawdziwego sportowca taka kontuzja by nie podłamała. Postanowiłem być prawdziwym sportowcem - zaznacza.
Podczas ostatniej walki nie był faworytem, ale dopiął swego. Podobnie jak w grudniu zeszłego roku, gdy sięgnął po regionalny pas międzynarodowej federacji bokserskiej IBF. Do tego stopnia nie był faworytem, że tuż po nokaucie w siódmej rundzie, nie odebrał zwycięskiego pasa. Bo nie dotarł do tego czasu ze Stanów Zjednoczonych. Do Rudy Śląskiej trafił około miesiąc później. Talarek ma jeden cel: wygrywać.
- Z kim – dopytuję.
- Z kimkolwiek – odpowiada bez zawahania i z uśmiechem na twarzy.
Po szychcie człowieka jest o 2 kilogramy lżejszy
Talarek bardzo często podkreśla, że jest górnikiem. Do ringu w Gdańsku wyszedł w górniczym hełmie z latarką.
Sam nigdy nie przypuszczał, że trafi na kopalnię. W życiu imał się już nie jednego. Był wyjazd za granicę, praca w firmach budowlanych czy na stalowych konstrukcjach. Aż pojawiło się górnictwo, które – jak mówi - daje mu poczucie stabilizacji.
Po szychcie czasami brakuje już sił, ale – jeśli jest po dziennej zmianie, to po pracy – krótka drzemka i ponad dwie godziny treningu.
- Górnictwo wzmacnia mnie fizycznie i psychicznie, bo to bardzo stresująca praca. Na dole każdy z nas pokonuje swoje granicy. Jak nie damy z siebie 100 proc. możliwości, to robota nie będzie zrobiona – mówi Talarek.
Już w pracy ma porządną rozgrzewkę. Bo to nie jest tak, że górnicy zjeżdżają na dół i są już „rzut kamienia” od miejsca, gdzie będą fedrować. Muszą tam jeszcze dojść. A czasem jest to i 3 kilometry z ciężkim sprzętem na plecach. W jedną stroną.
- To nie jest autostrada. To tak jak droga na Rysach – obrazuje kopalniane wyrobisko Talarek. – Raz się idzie pod górę, raz w dół, są skały, woda się leje, jest zapylenia, jest gorąco. I do tego ok. 20-kilogramowe obciążenie na plecach. Samym dojściem do wyrobiska człowiek jest już zmęczony – opowiada.
- Po takiej szychcie można wyjechać nawet 2 kilogramy lżejszym – dodaje.
A po pracy – nie ma zmiłuj – trzeba iść na trening. – Trzeba dać sobie w kość.
Można być najlepszym. Nawet po 20 latach
- Przychodzi w życiu człowieka taki moment, że odradza się, przeistacza w kogoś lepszego, zmienia podejście – mówi Talarek.
W ringu jest już od około 20 lat. Początkowo walki traktował jako jedną z możliwości dodatkowego zarobku. – Ale podczas walk nigdy nie dawałem za wygraną. Źle też tak do końca mi nie szło. Nie raz przegrywałem niesłusznie, nieraz przez decyzję lekarzy o niedopuszczaniu do kontynuowania walki – wspomina.
Mimo że większe sukcesy zaczął osiągać dopiero w ostatnich kilku latach - motywacji nie stracił. Nawet wtedy, gdy uległ dość poważnej kontuzji. Dwa lata temu podczas jednej z walk w Budapeszcie złamał kość śródręcza.
- To był dla mnie przełomowy moment – wspomina. – Uświadomiłem sobie, że tą drogą daleko nie zajdę. Później może stać się jeszcze coś innego. Takie złamanie kości śródręcza to jest konkretna kontuzja. Ale mocnych zawodników i prawdziwych sportowców nie podłamałaby. Postanowiłem, że będę takim prawdziwym sportowcem, nie załamię się, tylko pójdę dalej, do przodu. Od tamtej pory praktycznie wygrywam przed czasem – dodaje z satysfakcją.