Żeby podpatrzeć, jak pracują zatrudnieni w cegielni przy ul. Pstrowskiego, nie trzeba było specjalnie się kryć. Na teren działającego całą dobę zakładu mógł wejść każdy. Praca ludzi w cegielni była ciekawa, ale dla młodych bardziej frapujące było wyłapywanie raków ze stawu, który powstał w wyrobisku po glinie.
Na brzegu niewielkiego stawu stoi czterech kolegów. Jeden z nich trzyma w ręce żyłkę, która prowadzi pod lustro wody. Na końcu tej żyłki jest mały ołowiany ciężarek, a nieco powyżej zapięty jest kawałek skórki z chleba.
Zupa z raków to smak z młodości
Wszyscy czekają w napięciu i liczą na zwinność tego, co trzyma żyłkę w swoich dłoniach. Kiedy przyjdzie odpowiedni moment, musi podciągnąć ją do góry. Wreszcie w mulistym dnie jakieś poruszenie i żyłka wykonuje ruch do góry. Na jej końcu, zaczepiony powyżej ciężarka rak. W szczypcach trzyma kawałek rozmokniętego chleba. Wszyscy są zadowoleni oprócz raka, który ląduje w wiaderku, schowanym w trzcinie. Tego dnia wyłowionych zostanie jeszcze kilkanaście raków. Tyle było potrzeba, żeby ugotować pyszną czerwoną zupę, z wkładką z delikatnego raczego mięsa.
Raki były powszechnym produktem w latach 60-tych i nawet można je było kupić spod lady na targu na Dworzysku. Niektórzy łowili je jeszcze na rzece lub w okolicznych strumykach. Cieszyły się dużym wzięciem i naprawdę były przysmakiem.
Raki żyją w bardzo czystej wodzie. Oprócz nich w niewielkim stawie, który powstał w wyrobisku po glinie, były jeszcze drobne ryby.
Czytaj więcej:
- W cegielni produkcja szła na trzy zmiany
- Zendlówka, wiśniówka, klinkierówka i kopciałka. O czym mowa?
- Tik-taki z gałek...drążka skrzyni biegów
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień