Golf, balony, raclette i James Bond. Crans-Montana to dwie urocze wioski, w których lubią „znikać” możni tego świata
Puchną, pęcznieją, nadymają się, groźnie syczą i szumią. „Karmią” się zaś ciepłym powietrzem. Budząc się powoli do życia, stają się krągłe, mienią się wszystkimi możliwymi kolorami. Crans-Montana podczas International Hot-Air Balloon Meet przypomina malowniczego przepoczwarzającego się bajkowego potwora.
Imponujące widowisko
- Mamo, idziemy? - pytanie małego Andreasa zawisło w mroźnym powietrzu. - Nie można. Tam jest głośno, jest ogień… - Nina starała się zatrzymać malucha na miejscu.
- Tam jest fajnie, są lony. Chcę tam, o tam - nie dawał za wygraną. Jednocześnie ciągnął mamę w kierunku balonowej „osady”. - Spróbujemy. Może panowie nas puszczą troszeczkę bliżej - Nina szybko się poddała. Tak zresztą jak i wielu innych rodziców.
I nie żałowała. - Z bliska robią jeszcze większe wrażenie, są niesamowite. I ten widok na Alpy - zachwycała się mama Andreasa. A maluch? Jak zahipnotyzowany patrzył na rosnące z minuty na minutę gigantyczne kolorowe „potwory” oraz potężne płomienie wydobywające się z palników ogrzewających powietrze. Nie przestraszył go nawet ich „ryk”. - Nie boję się - oświadczył jednak w pewnym momencie, wtulając się głębiej w długie futro mamy. Tego dnia innych gwiazd w Crans-Montanie nie było! Zapierały dech w piersiach, ale także świetnie się prezentowały na tle postrzępionych alpejskich grani.
W dalszej części tekstu:
- Czym różni się gra w golfa latem i zimą?
- Co oferują Crans i Montana?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień