Ochotnicy z OSP w Złotniku, którzy w miniony piątek stracili w pożarze ścierniska samochód gaśniczy znów mogą jeździć do akcji. W poniedziałek otrzymali podobny, na podwoziu MAN-a, z zasobów Państwowej Straży Pożarnej w Żarach.
26 lipca w historii Lubomyśla i jednostki OSP Złotnik zapisze się jako czarny piątek. Tego dnia we wsi dwukrotnie paliły się pola. Przed południem spłonęły 4 ha zboża, po południu, trzy kilometry dalej, strażacy walczyli z potężnym, 32-hektarowym pożarem ścierniska.
Gdy na miejsce dotarły pierwsze z 16 zastępów biorących udział w akcji, w ogniu było już 6 ha pola. Ochotnicy ze Złotnika zatrzymali swój wóz 20 metrów od pożaru, wiejący tego dnia silny wiatr, co chwilę zmieniał kierunek, jego podmuchy utrudniały akcję gaśniczą.
Grzegorz Lisik, rzecznik PSP w Żarach zapewnia, że ochotnicy zrobili wszystko zgodnie ze sztuką, że nie ma tu mowy o jakimkolwiek błędzie ludzkim. - Gdy kierowca próbował się wycofać, zgasł silnik. Próbował odpalić go kilka razy, bez skutku, a to doświadczony ochotnik, który w straży służy już pięć lat- tłumaczy rzecznik.- Na gorąco opowiadał, że gdy płomienie otoczyły kabinę, czuł się jak w piekarniku, który zaraz eksploduje. W bardzo krótkim czasie ogniem objęte zostały opony i komora silnika. Cała załoga to byli doświadczeni strażacy, byli w różnych, trudnych sytuacjach i sobie z nimi radzili. Wiele osób ze zrozumieniem podeszło do tematu, ale na strażaków po tej akcji wylała się też mocno krzywdząca fala hejtu. Piszą to pewnie ludzie, którzy godziny nie spędzili w akcji i pojęcia nie mają o rzemiośle strażackim, albo kurs zrobili, by ubrać mundur.
Zdjęciem wraku samochodu zarzucone były media społecznościowe, ale i lokalne serwisy informacyjne. Przez kilka dni był to temat numer jeden w środowisku strażaków.
Leszek Mrożek, wójt gminy Żary i prezes gminnej OSP przekonuje, że tych, którzy zawsze wiedzą lepiej, nie brakuje. - Ale jak trzeba ratować drugiego człowieka, to zostaje tylko garstka- ochotników- wylicza. –Po pożarze martwili się ,że teraz nie będą mieli czym wyjechać do akcji, nie tym, że stracili dokumenty, portfele z pieniędzmi, nawet nie pomyśleli, że może im się coś stać…
Spalony w pożarze samochód służył jednostce niespełna dwa lata. Dostali prosto z fabryki pod koniec 2017 roku. Gołe auto kosztowało 800 tys. zł, z wyposażeniem - ok. 1 mln zł. Wraz z doszczętnie spalonym autem ochotnicy stracili armaturę pożarniczą, agregaty, najaśnice, apteczki, węże gaśnicze, nowoczesne turbojety , nożyce , rozpieracze do wydobywania rannych z zakleszczonych pojazdów. Sprzęt był pozyskiwany z dotacji, MSWiA jednostka też kupowała je za własne środki. To wielki cios dla strażaków, którzy jak mówili, z dnia na dzień zostali z niczym, tylko z gotowością do niesienia pomocy innym. Tym większy ból czuli, widząc, jak ich „cacko” trawi ogień. Stratę auta traktują bardzo osobiście. - Bez niego poczuliśmy się jak organizm bez serca – mówił Mateusz Ostrowski, naczelnik OSP Złotnik. Ochotnicze Straże Pożarne to bardzo ważne ogniwo ochronie przeciwpożarowej. Przy pożarze lasu, zboża, czy domu w ich miejscowości są przeważnie pierwsi, bez nich nie opanowalibyśmy tak szybko ognia.
- Bardzo ich szanujemy, bo poświęcają swój czas, za kilkanaście złotych za godzinę, a w niektórych gminach ze zgromadzonych pieniędzy stanowią majątek wspólny jednostki. – mówi G. Lisik.- Jednostka ze Złotnika wiedząc, że dostanie nowy wóz, w ramach urlopu wieczorami w czynie społecznym kuli posadzkę, robili wylewki, by samochód mógł zmieścić się w remizie. Znajdźcie gdzie indziej takie osoby. Oni to robili kosztem swego wolnego, kosztem czasu kradzionego rodzinom.
To oni są od roboty podczas przypadających na maj i czerwiec młodzieżowych zawodów pożarniczych. Dopinają na ostatni guzik wszystko od początku do końca.- Gdyby nie było ochotniczego ruchu strażackiego, dziś nie byłoby Państwowej Straży Pożarnej. Doceniam wartość i znaczenie każdego ochotnika. Ze świecą szukać takich ludzi- dodaje G. Lisik.- Przykładem Mateusz Ostrowski, naczelnik OSP Złotnik, który podczas przekazania samochodu dziękował za wsparcie, że czuje się jak druh Strzelczak, najstarszy ochotnik w OSP Złotnik, który w 1965 roku zakładając straż, zaczynał od pierwszej prądownicy.
Zaczynali od jednej prądownicy
OSP Złotnik istnieje od 1965 roku. Przez lata przewinęło się przez jednostkę sporo młodych ludzi. Niektórzy służą w niej od samego początku, jak druh Zygmunt Strzelczak, i dzielą się swoim doświadczeniem z młodszymi Od 1995 roku OSP Złotnik jest w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym. Czynnych strażaków, wyjeżdżających do akcji jest tam 31. Jest też młodzieżowa drużyna dziewcząt i chłopców. Cała jednostka liczy 53 druhów. W powiecie żarskim jest łącznie 25 jednostek OSP a w nich 600 przeszkolonych do działań ochotników, z tego 17 jest w KSRG.
Kiedyś gasili tylko pożary...
Jeszcze 30 lat temu straż pożarna kojarzona była wyłącznie z ogniem, nazywana była nawet strażą ogniową. Dziś pożary stanowią zaledwie 30 proc. wszystkich zdarzeń, do których są wzywani. Reszta to wypadki drogowe, zagrożenia chemiczne, katastrofy lądowe, żmije, klęski żywiołowe, wichury, podtopienia. To wymaga szczegółowej wiedzy na temat eliminacji zagrożeń. Większość ochotników OSP jest równie dobrze wyszkolonych jak strażacy Państwowej Straży Pożarnej.
Przeczytaj też: Żary. Ruszyła zbiórka na nowy samochód dla OSP w Złotniku. Pomaga, kto tylko może!
Zobacz