Gmina nieduża, ale serca ogromne, czyli jak radni rozdają swoją kasę...
Bytomscy rajcy, solidarnie, jak jeden mąż, odkładają 20 proc. ze swoich diet na fundusz dla potrzebujących mieszkańców. To jedyna taka inicjatywa w regionie.
Sytuację, która ma miejsce w Bytomiu Odrz., śmiało można nazwać ewenementem. Wszyscy radni, niezależnie od reprezentowanego komitetu, zrzucają się tu solidarnie na specjalny fundusz, z którego później finansowane są różne akcje, związane z bezpośrednią pomocą mieszkańcom gminy. - Czasem chodzi o osoby chore, które nie mają środków na leczenie, czasem o pomoc w tragicznej sytuacji losowej jak np. pożar domu, a czasem jest to np. dokładanie się do paczek dla dzieci na Mikołaja – wyjaśnia nam Andrzej Chmielewski, przewodniczący rady gminy, który zainicjował niegdyś to przedsięwzięcie.
Jak komentują je sami rajcy?
- Tego typu solidarność wśród radnych jest bardzo budująca – komentuje nam Grzegorz Piltz. - Cieszę się, że możemy w ten sposób podać innym pomocną dłoń – dodaje. Zasiadający w radzie Kazimierz Rakowski podkreśla z kolei, że decyzje, odnośnie pomocy, są jednogłośne. - Myślę, że mieszkańcy to doceniają – mówi. - Akcja jest pozytywna – przyznaje nam także Mirosław Sidorski. - Zamiast zrzucać się pojedynczo, składamy się na wspólnym koncie – tłumaczy też Piotr Woźniak. - Cieszę się, że można w ten sposób pomagać innym – opowiada również Grzegorz Lech. Marcin Kwasiński, przyznaje z kolei, że przeznaczanie pieniędzy na cele charytatywne, to droga w jak najwłaściwszym kierunku. - Jestem jak najbardziej „za” – zaznacza. Emilia Zwolińska-Topór podkreśla nam ponadto, że, po prostu, warto się dzielić dobrem z innymi... - Czasami małe gesty mogą dać wiele radości. Osobiście cieszę się, że można, choćby w ten sposób, oddać małą cząstkę siebie – komentuje.
Co o całej akcji mówią nam też inni radni i, przede wszystkim, sami mieszkańcy? Jak komentuje to burmistrz? I w końcu, jaką konkretną pomoc zorganizowano dzięki funduszowi?
Bytom Odrzański
- No, chwali się to, chwali – kiwa głową pani Maria, mieszkanka Bytomia Odrz., którą spotykam w okolicach Rynku. Kobieta, pomimo wielu uwag odnośnie swojej władzy, przyznaje, że regularne oddawanie przez radnych części swoich zarobków, jest godne naśladowania.
Trudno nie przyznać jej racji
Dobrowolne oddawanie przez wszystkich rajców 20 proc. swoich diet na specjalny fundusz, z którego pieniądze trafiają bezpośrednio do lokalnej społeczności, (np. mieszkańców, których dotknęło poważne nieszczęście), śmiało można nazwać ewenementem w skali województwa, jeśli nie kraju. A, co warte podkreślenia, taka forma pomocy trwa już niemal dekadę.
- Jestem przeszczęśliwy, że taki fundusz istnieje – komentuje burmistrz Jacek Sauter. - Dziś samorząd generalnie nie może za wiele, właściwie to nic, by pomóc konkretnym prywatnym osobom. Inicjatywa radnych, i specjalny fundusz, do którego regularnie wkładają swoje prywatne pieniądze, to fantastyczna sprawa – zaznacza.
Kiedy konkretnie pomysł się narodził?
- Trochę już lat minęło, to był chyba 2006 albo 2007 rok... – opowiada mi Andrzej Chmielewski, przewodniczący rady gminy w Bytomiu Odrz. To właśnie on był pomysłodawcą całego przedsięwzięcia, które trwa już trzecią kadencję. - Idea jest prosta – albo składamy się wszyscy, albo nie składa się nikt – tłumaczy A. Chmielewski. - Nie są to może ogromne pieniądze, w sumie, w ciągu roku uzbiera się od 9 do 10 tys. zł, jednak mimo wszystko można i takimi środkami pomóc konkretnym osobom lub konkretnym przedsięwzięciom – opowiada. Jak się dowiaduję, dzięki wspólnym oszczędnościom rajców udało się wesprzeć różne akcje. - Czasem jest to pomoc osobie chorej, która nie ma środków na leczenie, czasem pomoc w tragicznej sytuacji losowej jak np. pożar domu, a czasem wsparcie lokalnych imprez, np. dokładanie się do paczek dla dzieci na Mikołaja – wyjaśnia przewodniczący rady.
Pomimo zmian w ciągu ostatnich kadencji na stołkach rajców, akcja pomocy przetrwała aż do teraz.
Co mówią o niej dziś sami radni? - W dzisiejszych czasach możliwości samorządów są ograniczone pod względem pomocy, w przypadku np. jakieś prywatnej tragedii. Ten fundusz doskonale wypełnia tę lukę – mówi mi Tomasz Duber. - Czasami jeden człowiek nie potrafi za wiele pomóc, ale jak zbierze się ich 15... To jest już jakaś siła – opowiada także Zbigniew Dysiewicz. Krystyna Guzior zaznacza, że każda pomoc jest dobra sama w sobie. - Niekoniecznie chcemy się z tym afiszować, często anonimowo przekazujemy komuś pieniądze tak, że ten mieszkaniec nawet nie wie, że pochodzą one od radnych – dodaje. Jak opowiadają mi inni rajcy, informacje o tym, komu warto i należy pomóc w danym okresie, nie są trudne do ustalenia. - Bytom to małe miasteczko, tu wszyscy doskonale wiedzą, komu w danej chwili potrzebna jest pomoc – mówi Franciszek Konsewicz. Sam pamięta m.in. sprawę pogorzelców.
W ostatnim czasie nie zabrakło też różnych zawirowań wokół całego przedsięwzięcia (głównie z powodu awantury wewnątrz rady o dietę przewodniczącego).
Propozycja rajców z komitetu Młodzi dla Bytomia Odrz., odnośnie rezygnacji z dobrowolnych wpłat, została jednak na szczęście wycofana. - Pewne zawirowania były, ale ostatecznie wszystko przemyśleliśmy i uznaliśmy, że to był błąd, taki fundusz powinien istnieć, niezależnie od wszystkiego. Mamy w końcu zasadę: albo wszyscy albo nikt – opowiada mi Joanna Dębicka. Aneta Dudziak-Michalska również dziś przyznaje, że radni powinni jednak wciąż odkładać pieniądze na wspólny fundusz. - Grunt, żeby trafiało to do potrzebujących – zaznacza.