Zwyrodnialec przypiął dwa duże psy do drzewa w lesie. Choć zwierzaki nie mają chipów, policja jest już bardzo blisko ustalenia danych sprawcy.
Na wyjątkowo perfidny sposób pozbycia się dwóch dużych psów wpadł zwyrodnialec, który w upalny dzień przywiązał je w lesie do drzewa i zostawił bez wody i jedzenia. Znalazł je przypadkowo mężczyzna, który poszedł do zagajnika za potrzebą. Wrocławianin powiadomił policję, że wśród drzew w okolicy Kluczy są dwa psy. Owczarki były przypięte do jednego łańcucha owiniętego wokół drzewa. Wetknięty w łańcuch kij skutecznie blokował jego rozwinięcie.
Z mężczyzną rozmawiała też powiadomiona o sytuacji Aneta Ciećko z Głogowskiego Stowarzyszenia Pomocy Zwierzętom Amicus. – Pan, który je znalazł nie bardzo wiedział, gdzie jest. Podał mi tylko, na którym jest kilometrze, a psy odnalazła policja – opowiada. Zwierzęta były skrajnie wyczerpane. Według A. Ciećko, bez jedzenia i picia spędziły tam co najmniej dobę. Były wystraszone i głodne, a zanim zostały zabrane do „Azylu” prowadzonego przez stowarzyszenie, trzeba im było podać środki uspokajające. – Owczarki były zapchlone i wyniszczone – mówi głogowianka. – Ale mają apetyt i powoli przyzwyczajają się do nowego miejsca i ludzi. Starsza Eris ma sześć lat , a jej córka Delta, trzy.
Kiedy psy trafiły już w dobre ręce, członkinie stowarzyszenia rozpoczęły akcję szukania zwyrodnialca, który skazał owczarki na okrutną śmierć. Kiedy zdjęcia psów opublikowano na portalu społecznościowym, do Amicusa zaczęły napływać ważne informacje. Wynikało z nich, że zanim trafiły do lasu, właściciel szukał im miejsca w schroniskach, a nawet dawał ogłoszenia w internecie.
- Pierwsze doniesienia na ten temat dostaliśmy od ludzi ze Żmigrodu – mówi pani Aneta. – Przysłali nam link z ogłoszeniem, że ktoś starszy i schorowany szuka domu dla dwóch dużych psów. Było w nim zdjęcie jednego z owczarków znalezionych w lesie i numer telefonu do urzędu gminy. Kolejne informacje zaczęły napływać wręcz lawinowo. Odezwali się, między innymi, działacze z innej organizacji opieki nad zwierzętami i przysłali nam zdjęcia obu suczek. Jest więc niemal pewnie do kogo należą te psy. Wszystko, co otrzymałam i ustaliłam przekazałam policji. – mówi.
Według pierwszych ustaleń Amicusa, ślady i dowody prowadziły do mężczyzny spokrewnionego z właścicielem owczarków.
– Pewnie sądził, że jak psy nie mają czipów, to nikt go nie znajdzie. Mógł je chociaż wypuścić luzem do lasu, to by sobie poradziły. Dla tego, co zrobił nie ma żadnego usprawiedliwienia - mówi A. Ciećko.
Zgłoszenie o znęcaniu się ze szczególnym okrucieństwem zostało zgłoszone na policję. Pani Aneta całą sobotę spędziła na komendzie przekazując wszystko, co w tej sprawie otrzymała od internautów.
W ciągu kilku dni od zdarzenia policjanci zgromadzili już sporo dowodów i informacji i jest prawdopodobne, że w ciągu kilku dni ustalą dane sprawcy bestialskiego czynu. A. Ciećko przyznaje, że czeka na te informacje z niecierpliwością. – Pan się nie wyprze tego, co zrobił – mówi. Obie suczki, do czasu zakończenia dochodzenia, są dowodem w sprawie. – Jesteśmy stroną w postępowani i w przypadku rozprawy sądowej chcemy być oskarżycielem posiłkowym Wierzę, że nasz głogowski sąd da solidną nauczkę za takie draństwo - mówi. Za taki czyn, grozi kara do dwóch lat więzienia.
W tym roku to już kolejny przypadek bestialskiego traktowania psów. Trzy miesiące temu w okolicach Kulowa w podobnych okolicznościach rowerzysta uratował psa.