Gliwice 10 lat bez tramwaju. Prezydent do dziś mówi, że to była dobra decyzja
1 września minęło dziesięć lat, od kiedy po Gliwicach przestały jeździć tramwaje. To niejedyna linia, która zniknęła z mapy Śląska i Zagłębia. W ciągu tego dziesięciolecia nowa linia pojawiła się za to w Częstochowie, system zlikwidowany w latach 60. odbudował Olsztyn, a do budowy nowych linii przymierzają się w Katowicach i Sosnowcu. Jak to więc jest z tymi tramwajami?
Tramwaje na Górnym Śląsku pojawiły się jeszcze pod koniec XIX wieku, w Zagłębiu Dąbrowskim - dopiero pod koniec lat 20. XX stulecia, chociaż pierwsze plany powstały jeszcze za cara. Jedną z pierwszych uruchomionych linii była ta z Gliwic do Zabrza, z której tramwaje zniknęły dziesięć lat temu, na początku września 2009 roku. Nie była to jednak pierwsza likwidacja tego środka transportu w regionie (patrz ramka). Ale był to pierwszy przykład, kiedy tramwaj z miasta zniknął prawie całkowicie. Prawie, bo w Gliwicach pozostał ledwie 75-metrowy odcinek, który łączy Zabrze z położoną tuż przy granicy tych miast zajezdnią. Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic, którego po likwidacji tramwajów chciano odwołać w referendum, dziś uważa, że decyzji sprzed dziesięciu lat dziś zazdrości Gliwicom każde śląskie miasto. Naprawdę. Jakie ma argumenty?
Tramwaj jest droższy
- Napełnienie tramwajów w woj. śląskim, tutaj, w metropolii, jest średnio niższe niż napełnienie w autobusach. To jest kuriozum. To znaczy, że ten system transportowy, jaki jest utrzymywany w wielu miastach, jest kompletnie absurdalny. Tramwaj jest ponaddwukrotnie droższy od autobusu - mówi Frankiewicz. - Biedne miasta płacą ogromne pieniądze, zmniejszając swoje szanse na rozwój. My od tego uciekliśmy. Z napięciami, szczególnie mnie dotyczącymi, ale uciekliśmy. I w tej chwili co roku zyskujemy na tej decyzji ok. 10 mln złotych - dodaje.
W innych miastach - może poza Rudą Śląską - tramwaje mają się jednak dobrze. Dzięki inwestycjom coraz mniej linii przypomina już rollercoaster, a urzędnicy zaznaczają, że aspekt finansowy nie jest jedynym, pod kątem którego patrzy się na tramwaj.
Tramwaj omija korki
- Tramwaj nie stoi w korku. Nawet najlepiej wyposażony autobus nie jest w stanie tego problemu przeskoczyć i musi swoje odstać - mówi Rafał Łysy, rzecznik Urzędu Miasta w Sosnowcu. - Liczymy, że zakończenie prac remontowych i przedłużenie linii nr 15, na które czekamy z niecierpliwością, spowoduje, że tramwajami będzie jeździć jeszcze więcej osób - dodaje.
Sosnowiec jest dzisiaj natrzecim miejscu w metropolii, jeśli chodzi o długość linii tramwajowych. Na stolicę Zagłębia Dąbrowskiego przypada 13 procent torów. Najwięcej, bo 27,9 procent, mają Katowice, na drugim miejscu jest Bytom z 13,1 proc. Kolejne miejsca zajmują kolejno: Chorzów, Dąbrowa Górnicza, Ruda Śląska, Świętochłowice, Będzin, Mysłowice, Czeladź i Siemianowice Śląskie. Śląsko-zagłębiowska sieć nie jest jedyną w województwie. W latach 1895-1971 tramwaje kursowały po Bielsku-Białej, zaś od 1959 roku można je zobaczyć w Częstochowie.
Chociaż pod Jasną Górą kilka razy zastanawiano się nad likwidacją tego środka transportu, ostatecznie postawiono na remont i rozbudowę. Aktualnie trwa modernizacja głównej częstochowskiej linii, a kilka lat temu pojawiła się nowa linia od skrzyżowania alei Niepodległości i ulicy Jagiellońskiej do pętli Stadion Raków. A to nie koniec planów rozbudowy sieci, bo powstać ma linia na Parkitkę. Wśród pomysłów pojawiają się też budowa linii do Lasu Aniołowskiego czy połączenie dwóch pętli w dzielnicy Raków.
- Linia na Parkitkę to prace koncepcyjne, bo na razie nie mamy źródła finansowania - zaznacza Włodzimierz Tutaj, rzecznik częstochowskiego ratusza, ale podkreśla, że miasto chce rozwijać komunikację tramwajową tam, gdzie jest zasadność jej funkcjonowania. - Tramwaj to bezpieczny, ekologiczny i cichy sposób przemieszczania się po mieście. Nie jest zależny od korków, bo nasza linia w większości przebiega tak, że nie koliduje z ruchem samochodowym - mówi.
Jeszcze kilka lat temu Częstochowę przedstawiano jako miasto o najmłodszej sieci tramwajowej w Polsce. Jej miejsce zajął jednak Olsztyn, który zdecydował się na powrót tramwajów. Wcześniej, w 1965 roku, zlikwidowano tam system tramwajowy, odziedziczony jeszcze po Niemcach.
Kilometr za 14 złotych
Finansowanie komunikacji autobusowej i tramwajowej na terenie metropolii różni się. W przypadku autobusów o tym, jaką cenę miasta płacą za daną linię, decydują przetargi. ZTM może jedynie określić wymagania jakościowe.
W przypadku autobusów stawka za tzw. wozokilometr zależna jest od rodzaju taboru. W przypadku minibusów to 3,81 zł, dla autobusów krótkich - 4,97 zł, dla autobusów długich - 5,23 zł, a dla przegubowców - 6,11 zł. Stawki tramwajowe są wyższe. Dla wagonu typu E1 (popularnego „sznycla”) lub wagonu 105N i pochodnych jako pojedynczy lub pierwszy wagon kwota za wozokilometr wynosi 11,42 zł, dla każdego z tych wagonów jako wagonu doczepnego - 9,10 zł. W przypadku wagonu 116Nd („karlik”), Pt8 („helmut”), MFAC („skarbek”) i PESA2012N to aż 14,79 zł za wozokilometr.
- Stawka dla tramwajów jest wyższa od stawek przewidywanych dla taboru autobusowego, ponieważ ZTM w swoich przetargach nakłada na operatora tramwajowego dodatkowe obowiązki. Należy do nich przede wszystkim utrzymanie torowisk i sieci, bieżące remonty, inwestycje w infrastrukturę i naprawy usterek. Taka forma współpracy stanowi wyjątek na terenie Polski - wyjaśnia Anna Koteras, naczelnik Wydziału Prasowego Zarządu Transportu Metropolitalnego.
Ideał ze Szwajcarii
Dobry transport szynowy - kolejowy i tramwajowy - jest i ekonomiczny, i bezpieczny, i ekologiczny - podkreśla prof. Marek Sitarz z Katedry Transportu i Logistyki Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej. - Gliwice są nietypowym miastem w Polsce, Europie i na świecie. Miastem, które zlikwidowało tramwaje. Infrastruktura była tam bardzo słaba, nie inwestowano w tabor, ale jak spojrzymy na Kraków czy Wiedeń, to tam po starówkach jeżdżą tramwaje. Wyremontowano tory, kupione nowe tramwaje i linia nie jest już hałaśliwa. Nikt nie patrzy też na to, że tramwaj pojeździ trzydzieści lat, a autobus koło pięciu - dodaje.
W Polsce największa fala likwidacji sieci tramwajowych przypadała na lata sześćdziesiąte. Na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych tramwaje likwidowano jeszcze wcześniej.
- Dzisiaj we Francji, a nawet w Stanach Zjednoczonych, wraca się do tramwajów. Warszawa miała największą inwestycję tramwajową w Europie Środkowej. Trzeba tylko mieć pomysł i zintegrować system transportu - uważa prof. Sitarz, który chwali system funkcjonujący w Szwajcarii, gdzie od 1887 roku działa wspólny bilet na wszystkie środki transportu lądowego.
- Tramwajarze cieszą się, że dowożą ludzi na dworzec, a kolejarze, że tramwaj im ich przywiezie - opowiada prof. Sitarz. A u nas? - Jechałem pociągiem z Warszawy do Gliwic. Wysiadłem w Katowicach i okazało się, że osobowy odjechał pięć minut wcześniej - kończy.