Gierkowska propaganda sukcesu okazała się najbardziej skuteczna dopiero po upadku komunizmu. Dziś w oczach Polaków Gierek jest tym zdecydowanie najlepszym przywódcą PRL - zupełnie inaczej niż w oczach współczesnych mu obywateli Polski Ludowej. A jak było naprawdę?
najłaskawiej. Dziś wspominany jest jako ten z przywódców Polski Ludowej, który sprezentował Polakom okres czegoś w rodzaju boomu gospodarczego. Czasy Gierka uważane są - wbrew faktom historycznym - za dekadę dobrobytu i spokoju społecznego. Uważa się go też za największego demokratę wśród I sekretarzy ZSRR. We współczesnej Polsce furorę robiła „kiełbasa jak za Gierka”, Gierek wygrywał też w sondażach dotyczących oceny wszystkich powojennych przywódców państwa. W 2004 roku badaniu przeprowadzonym na zlecenie „Gazety Wyborczej”, Radia Zet i TVN w roli tego najlepszego z nich wszystkich wskazało go aż 46 proc. Polaków. Jako uzasadnienie takiej oceny najczęściej wskazuje się pozorny gospodarczy dobrostan pierwszych lat rządów Gierka oraz przeprowadzone przez niego inwestycje. Podkreślany bywa również rzekomo liberalny politycznie charakter jego rządów.
Obywatele Polski Ludowej w trakcie „złotej dekady” Gierka - a zwłaszcza u jej schyłku - oceniali go jednak zupełnie inaczej. Najlepszym na to dowodem jest coś, co Polacy zdają się wypierać ze świadomości historycznej - ogólnopolska akcja strajkowa z sierpnia 1980 roku i powstanie NSZZ „Solidarności” to przecież protest przeciw rządom Edwarda Gierka, a zarazem ostatni ich akord.
Faktem jest, że pierwszy okres rządów Gierka przyniósł Polsce Ludowej zarówno pewne odprężenie polityczne, jak i znaczące ożywienie gospodarcze. Zarazem jednak polityka Gierka i jego ekipy w szybkim nawet jak na warunki PRL tempie doprowadziła do kryzysu, zarówno ekonomicznego, jak i gospodarczego.
Gierek przejął władzę z rąk Władysława Gomułki w ostatnich dniach 1970 roku tuż po grudniowej masakrze robotników na Wybrzeżu. Zmiana władzy przebiegała w atmosferze przewrotu pałacowego. Gierek przejął stery przy akceptacji Moskwy i z silnym wsparciem postaci rozgrywających w resortach siłowych (w tym między innymi Czesława Kiszczaka i Wojciecha Jaruzelskiego). W pierwszych latach rzeczywiście dobrze odgrywał rolę liberalnego jak na warunki obozu komunistycznego przywódcy. W roku 1971, po Gomułce wrzeszczącym o syjonistach i agentach imperializmu, każącym strzelać do robotników i pałować studentów, Gierek gromko pytający robotników „Pomożecie?” robił zupełnie odmienne wrażenie. Ale już w roku 1976 było zupełnie inaczej. Po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie milicja i SB dały prawdziwy popis brutalnej siły, który pod pewnymi względami przewyższał praktyki z czasów Gomułki. Milicyjne „ścieżki zdrowia” stały się normą właśnie w czasach Gierka.
Faktem jest jednak, że Gierek diametralnie różnił się od Gomułki w sensie, który dziś nazwalibyśmy wizerun-kowym. Nie przejawiał jawnej niechęci do Zachodu, przeciwnie - był nim pod wieloma względami zafascynowany. Był postawny i przystojny. Ubierał się jak na standardy PRL bardzo dobrze. W relacjach z ludźmi był bardzo bezpośredni, chętnie wchodził w rolę dobrodusznego władcy. Nieźle rozumiał rolę mediów i sprawnie wykorzystywał je do celów propagandowych. „Gospodarskie wizyty” w zakładach pracy, odwiedziny u rolników pracujących na polach, ściskanie dłoni i uśmiechy - to był stały repertuar Gierka na ekranach telewizora i na łamach prasy.
Owszem, ekipa Gierka rzeczywiście inwestowała na wielką skalę. Część tych inwestycji miała charakter infrastrukturalny - z niektórych więc korzystamy również współcześnie.
Ogromne znaczenie do dziś ma Centralna Magistrala Kolejowa, łącząca centrum Polski ze Śląskiem. Linię o długości ponad 220 kilometrów budowano przez 6 lat - choć szybkie przewozy pasażerskie znacząco skracające czas dojazdu do Krakowa i Katowic uruchomiono na niej dopiero w latach 80., to już u schyłku epoki Gierka służyła do transportu towarowego.
Podobnie rzecz ma się z Naftoportem w Gdańsku - który już w czasach Gierka pozwalał dywersyfikować źródła dostaw ropy naftowej i z powodzeniem służy do tego i dziś. To samo tyczy się zbudowanej razem z Naftoportem Rafinerii Gdańskiej. Zbudowana w epoce Gierka elektrownia Bełchatów pozostaje największym na świecie zakładem produkującym energię elektryczną z węgla brunatnego i zarazem największym emitentem CO2 w Unii Europejskiej. Warszawie do dziś służą Trasa Łazienkowska i Dworzec Centralny, natomiast istotne znaczenie w transporcie towarów ma zbudowana w czasach Gierka szerokotorowa Linia Hutniczo--Siarkowa łącząca wschodnią granicę ze Śląskiem. Co 7. Polak mieszka dziś natomiast w budynkach, które powstały w epoce Gierka. Za sprawą budownictwa z wielkiej płyty PRL była w stanie w tych czasach oddawać do użytku po 300 tysięcy mieszkań rocznie budowanych z państwowych funduszy - co robi wrażenie również współcześnie.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że bezkrytyczne zachwycanie się dziś inwestycjami Gierka świadczy o podświadomym uleganiu jego słynnej „propagandzie sukcesu”. Zarządzanie gospodarką tego okresu było chaotyczne i pod wieloma względami wyjątkowo wręcz niewydolne. Paradoks zaś polega na tym, że najchętniej z kolei podnoszona przez krytyków Gierka kwestia długu zagranicznego była w tym wszystkim tylko jednym z problemów - niekoniecznie tym największym.
Gdy Gierek obejmował władzę, Polska Ludowa miała mniej niż miliard dolarów długu dewizowego. 10 lat później, gdy władzę tracił, zadłużenie PRL sięgało 25 miliardów dolarów. Zważywszy na to, że w przeliczeniu według współczesnej wartości dolara dziś byłoby to jakieś 80 miliardów dolarów, sama ta kwota wcale nie była szokująco wysoka. Główny problem z długami Gierka polegał na czym innym - nie było ich z czego spłacać.
Logika, według której ekipa Gierka zdecydowała się na pożyczanie dewiz na Zachodzie, była następująca: Polska zaciągnie kredyty, kupi za nie nowoczesne technologie i zbuduje fabryki, następnie zaś z ich produkcji szybko i sprawnie sfinansuje spłatę pożyczek. To, co z tego cokolwiek naiwnego planu udało się w 100 procentach to jedynie pożyczanie pieniędzy.
Z kupowaniem nowoczesnych technologii było już jednak znacznie gorzej. W epoce Gierka Polska zapłaciła za około 300 licencji technologicznych. Problem w tym, że tylko niewielka ich część dotyczyła technologii realnie przełomowych z punktu widzenia gospodarki. Niemal pozbawieni realnych kontaktów biznesowych na Zachodzie i niezbyt zorientowani w świecie ówczesnych nowych technologii przedstawiciele polskich resortów i central handlowych brali, co im dawano lub też dzwonili do drzwi, za którymi już ich znano. W ten sposób na przykład licencja na fiata 126p była spadkiem po podpisanej jeszcze w czasach Gomułki umowie z Włochami na licencjonowanie fiata 125p. Sam fiat 126p już w momencie rozpoczęcia polskiej produkcji był autem przestarzałym, bez szans na zrobienie jakiejkolwiek większej eksportowej kariery.
W 1975 roku w zakładach Jelcza uruchomiono natomiast produkcję autobusów na licencji francuskiego Berlieta. Pojazdy nieźle sobie radziły we Francji, natomiast okazały się bardzo mało wrażliwe na polskie warunki klimatyczne - cała inwestycja okazała się więc niewypałem.
Z kolei wykupienie licencji na ciągniki rolnicze od koncernu Massey Ferguson wymagało gigantycznych inwestycji w fabryce w Ursusie. Choć umowa licencyjna została podpisana w roku 1974 licencyjną produkcję ciągników serii 200 (znanej jako Ursus 351x) udało się uruchomić dopiero 10 lat później - kiedy licencjonowaną konstrukcję trudno już było uznać za nowoczesną. Przez kilka lat, zanim to nastąpiło, w Ursusie montowano jedynie ciągniki ze sprowadzanych zza oceanu części.
Były i takie przypadki, jak kupienie od niemieckiego koncernu Krupp rzekomo przełomowej technologii do wytwarzania ropy naftowej z węgla kamiennego, czyli do produkcji paliw syntetycznych. Dla Polski, kraju mającego wówczas znaczne złoża węgla i bardzo niewielkie zasoby ropy, była to bardzo kusząca perspektywa - w dodatku po świeżym doświadczeniu kryzysu naftowego. Skomplikowane i bardzo drogie urządzenia od Kruppa zamontowano w kopalni w Brzeszczach. Szybko okazało się, że o opłacalnym i efektywnym wytwarzaniu paliw z węgla nie ma mowy - kupiona od Niemców technologia nie była wystarczająco dopracowana, by można było mówić o ekonomicznie opłacalnej produkcji paliw syntetycznych. By takie technologie w ogóle powstały, trzeba było jeszcze około 20 lat.
Część inwestycji z epoki Gierka nigdy nie została zrealizowana do końca. Centralna Magistrala Kolejowa kończy się w rejonie Warszawy, pod Grodziskiem Mazowieckim, choć miała zostać poprowadzona aż do Gdańska. Przez długie lata na północ od obecnego zakończenia linii straszyły jeszcze słupy ustawione pod przyszłe wiadukty linii, która nigdy nie została tak naprawdę ukończona.
Dzisiejsza autostrada A2 poprowadzona została w dużej mierze śladem tzw. olimpijki z czasów Gierka. Zaprojektowano ją z okazji olimpiady w Moskwie zaplanowanej na 1980 rok - właśnie wtedy miała już być gotowa. Tymczasem przez cały okres PRL udało się z niej zbudować jedynie odcinek między Wrześnią a Koninem. W Puszczy Bolimowskiej i innych miejscach na zachód od Warszawy przez dekady stały jeszcze opuszczone i niedokończone wiadukty czy nasypy pod przyszłą autostradę.
Huta Katowice - jedna z największych i najdroższych inwestycji z ery Gierka - nigdy nie osiągnęła zakładanych mocy przerobowych, w szczytowym momencie produkując mniej więcej połowę z projektowanych ilości stali.
Ożywienie gospodarcze rządów Gierka trwało mniej więcej do roku 1975. Okres czteroletniego „boomu” ekonomicznego Polska Ludowa zawdzięcza przede wszystkim ogromnym nakładom na produkcję żywności z tego czasu. Gierek i jego ekipa chcieli pod tym względem kontrastować z erą Gomułki - za pomocą olbrzymich (a ukrytych w cenach skupu) dotacji dla rolników oraz pokaźnych nakładów inwestycyjnych w przemyśle spożywczym udało się znacząco zwiększyć produkcję mięsa, nabiału etc. Ponieważ nie rosły jednak sztucznie utrzymywane w miejscu ceny, szybko okazało się, że zaspokojenie stale rosnącej konsumpcji będzie wyjątkowo trudne - a bez wzrostu cen nawet nie sposób o tym myśleć. Już w 1976 roku wprowadzono pierwsze kartki żywnościowe - na cukier. W tym samym roku rząd Piotra Jaroszewicza stanął zaś pod ścianą - bo musiał wprowadzić podwyżki cen żywności. I to jakie! To był właśnie koniec „gospodarczego cudu” Gierka, a zarazem początek końca PRL.
Ogłoszone przez Jaroszewicza podwyżki były szokujące. Mięso i jego przetwory miały zdrożeć o 69 procent, drób o 30 procent, masło i produkty nabiałowe o 50 procent, a cukier o 100 procent. Podwyżki miały wejść w życie 28 czerwca, zaledwie w 4 dni po ich ogłoszeniu.
Stało się to, co w podobnej sytuacji musiało się stać. W całej Polsce wybuchły strajki, w kilku miastach doszło też do zamieszek. Największe wystąpienia robotników miały miejsce w Radomiu i Ursusie, ale strajkowało około setki zakładów także w innych miejscach Polski (łączną liczbę strajkujących milicja szacowała na 55 tysięcy). W Radomiu doszło do regularnych walk ulicznych z udziałem prawie 2 tysięcy milicjantów i esbeków. Popisali się oni wyjątkową brutalnością wyłapując i wioząc na komendę praktycznie każdego, kto wpadł im w ręce. Tam zatrzymani byli przepędzani przez tzw. ścieżki zdrowia, czyli szpaler kilkudziesięciu milicjantów bijących na oślep pałkami.
Po protestach w obawie przed rozlaniem się ich na cały kraj, rząd musiał wycofać się z drakońskich podwyżek cen - co oczywiście oznaczało, że utrzymywanie cen na sztucznie zaniżonym poziomie będzie się wiązało z gigantycznymi i stale rosnącymi (zaczęła się też inflacja) kosztami. Na robotników z Radomia i Ursusa oraz innych miejsc Polski spadła zaś karząca ręka resortu spraw wewnętrznych. Tysiące z nich zatrzymywano, brutalnie przesłuchiwano, zastraszano i szykanowano. W odpowiedzi na działania władz powstał Komitet Obrony Robotników - w Polsce Ludowej zaczęła więc działać zorganizowana opozycja demokratyczna. Rozpoczęła się droga prowadząca do powstania „Solidarności”.
Tymczasem z punktu widzenia Gierka i jego ekipy czas po roku 1976 to już epoka schyłku i upadku. Stopa zwrotu z inwestycji okazała się być niższa niż zakładano. Z perspektywy roku 1976 stawało się jasne, że zbyt wiele zainwestowano w przemysł ciężki i wydobywczy, a zbyt mało w te gałęzie przemysłu, które miały największy wpływ na jakość życia Polaków - czyli w branżę spożywczą, tekstylną czy obuwniczą.
Do tego - po części na skutek kryzysu naftowego - rosło oprocentowanie pożyczek. Rosły więc koszty obsługi długu, na które szło coraz więcej dewiz. To z kolei sprawiało, że nie było za co importować części niezbędnych do produkcji surowców - w tym na przykład pasz dla rolnictwa - skutkowało to rzecz jasna spadkami produkcji (czy wręcz zastojami w niej) żywności i innych towarów. Najwięcej kosztowało jednak utrzymywanie pozorów dobrobytu - czyli dalsze podtrzymywanie relatywnie niskich cen, przy coraz wyższym popycie wewnętrznym, przekraczającym możliwości peerelowskiej produkcji.
Ze sklepów stopniowo znikały kolejne towary, lepsze wędliny znów stały się luksusem, a prawdziwa „kiełbasa jak za Gierka” była coraz gorszej jakości. Rzeczywistość czasów późnego Gierka była szara i przaśna, społeczeństwo zaś stopniowo traciło wszelkie nadzieje na poprawę sytuacji.
Niemal zapomnianym dziś znakiem czasów Gierka były naprawdę liczne makabryczne katastrofy z licznymi ofiarami śmiertelnymi. W łańcuchach przyczynowych prowadzących do tych tragedii niedbalstwo regularnie przeplatało się z pośrednimi i bezpośrednimi skutkami niewydolności systemu. W roku 1971 w serii eksplozji przestarzałych i zaniedbanych zbiorników z ropą w rafinerii Czechowice Dziedzice zginęło 37 osób (przede wszystkim strażacy). Rok później eksplozja pyłów dekstryny w zakładach ziemniaczanych (sic!) w Luboniu pochłonęła 17 ofiar, w katastrofie kolejowej pod Bydgoszczą zginęło zaś 12 podróżnych i kolejarzy. Rok 1973 przyniósł katastrofę rządowego antonowa pod Szczecinem - 18 ofiar, w tym minister spraw wewnętrznych Wiesław Ociepka oraz katastrofę kolejową pod Radkowicami z 16 ofiarami śmiertelnymi - pociąg pasażerski najechał na wagony, które urwały się z pociągu towarowego. W roku 1975 w Gdańsku na Motławie w minutę zatonął prom - utonęło 18 osób, a pożar strawił warszawski Centralny Dom Dziecka (obyło się bez ofiar). Rok później w Gdańsku eksplozja gazu zmiotła z powierzchni ziemi budynek mieszkalny - zginęło 18 osób. 7 osób otruło się natomiast śmiertelnie siarkowodorem w przepompowni ścieków w Bydgoszczy - służbom nie udało się po wypadku nawet przekonująco ustalić, skąd w kanałach wziął się trujący gaz w tak silnym stężeniu. Rok 1977 to dwie katastrofy kolejowe - łącznie 18 ofiar. W roku 1978 zdarzyły się natomiast dwie makabryczne katastrofy autobusowe: w Osiecznicy w zderzeniu z radziecką ciężarówką wojskową zginęło 15 osób, a w Wilczym Jarze pod Żywcem, dwa autobusy kolejno spadły z tego samego mostu do Jeziora Żywieckiego - utonęło 30 osób. W roku 1979 doszło do wybuchu gazu w rotundzie PKO w Warszawie - zginęło 49 osób, a w centrum stolicy powstał krater. Z kolei w kopalni Dymitrow eksplozja pyłu węglowego zabiła 33 górników. W roku 1980 najpierw w marcu spadł Ił-62 „Mikołaj Kopernik” (87 ofiar, w tym słynna piosenkarka Anna Jantar), a następnie rządy Gierka symbolicznie zamknęła największa w historii powojennej Polski katastrofa kolejowa pod Otłoczynem, w której zginęło aż 67 osób.
W niemal każdym roku rządów Gierka, który swą karierę zbudował jako partyjny namiestnik Śląska, dochodziło też do poważnych i tragicznych w skutkach katastrof górniczych - łączna liczba ofiar tych zawałów, tąpnięć i kopalnianych pożarów zbliżyła się do 200.
W roku 1980 tuż po sierpniowej rewolucji „Solidarności” partyjni towarzysze obalali Gierka równie szybko i sprawnie, jak dekadę wcześniej poszło im to z Gomułką. Choć przejściowym I sekretarzem został Stanisław Kania, znów kluczowe role w kolejnym pałacowym przewrocie odgrywali generałowie Jaruzelski i Kiszczak. To oni też przejęli ostatecznie PRL - razem z całą jego masą upadłościową, zebraną w dużej mierze za czasów Gierka.