Na Facebooku przestrzega: nie dajcie się oszukać. Oszukanym skutecznie pomaga
- Taki sympatyczny i miły! Sądziłam, że przyjmie mnie jakiś pracownik, a przyjął mnie sam rzecznik - mówi jedna z gorzo-wianek, której Tomasz Gierczak, miejski rzecznik konsumentów, pomógł w sprawie firmy udającej telekomunikację.
Zresztą rzecznik konsumentów zbiera same świetne oceny. Jest aktywny, jego biuro udziela setek pora miesięcznie, a Gierczak aktywnie zabiega o uwagę ludzi. Nawet na... Facebooku, gdzie często zdarza mu się apelować do ludzi: uważajcie na oszustów, nie podpisujcie umów, których nie rozumiecie, nie płaćcie pieniędzy naciągaczom!
Gierczak pomaga też w procesach, nagłaśnia przypadki oszustw (także i na naszych łamach), namawia ofiary, żeby się zgłaszały, angażuje się w pojedyncze sprawy zwykłych ludzi. Robi więcej, niż musi, np. zbiera podobne sprawy do kupy i współdziała z prokuraturami.
- Pan to lubi? Bo przecież od lat nie robi pan nic innego, tylko siedzi w sprawach konsumenckich - pytam wprost.
Gierczak odpowiada natychmiast: - Bardzo. Mogę wiedzę prawniczą wykorzystywać do namacalnego pomagania ludziom. Choć przyznaję, że moje przywiązanie do szczegółów i skrupulatność bywa przeszkodą, bo lubię wejść w problem do spodu. Z drugiej strony dzięki temu każdą sprawę staram się traktować jak tę najważniejszą.
Gorzowianin z przypadku
Człowiek, który ożywił urząd rzecznika, ma 40 lat. Kocha żonę, dwie córki. Ma też dyplom prawnika i lubi biegać. Zaznacza, że „rozsądne dystanse”. Maraton też da radę przebiec (szczegóły w ramce), jednak woli trasy w okolicy 10 km, bo „człowiek wchodzi wtedy we właściwy rytm i głowa odpoczywa”.
W Gorzowie zamieszkał... nieco przypadkiem. Pochodzi z Radomia, studiował we Frankfurcie, a mieszkać chciał w Zielonej Górze. Bo ludzie, bo klimat, bo akademicki duch... Tyle że w 2004 r. pracę dostał właśnie w Gorzowie, u europo-sła Zdzisława Chmielewskiego.
Dali sobie wtedy z żoną dokładnie dwa lata na sprawdzenie, czy Gorzów to ich miejsce. I okazało się, że tak.
Gierczak odnalazł się w Gorzowie znakomicie. Związał się z lokalną Platformą Obywatelską, piął po szczeblach kariery. Szło mu tak dobrze, że wkrótce był sekretarzem PO w Gorzowie. W 2009 r., gdy był już doradcą ówczesnej wojewody Heleny Hatki, został na dokładkę radnym miejskim (choć nieco przypadkiem - zastąpił Łukasza Szadnego, który złożył mandat, a Gierczak miał kolejny najlepszy wynik na osiedlu). W radzie szczególnie nie błyszczał, ale też żadnego wstydu sobie i partii nie przyniósł.
Bażant nie orzeł
Szczyt kariery przyszedł później: w 2010 r. z nadania PO został członkiem zarządu województwa. Dostał najtrudniejsze poletko: niedoinwestowaną, targaną sporami i długami służbę zdrowia.
Szło mu tak znakomicie, że już po nieco pół roku... radni sejmikowej opozycji (PiS i SLD) żądali jego odwołania - za zamieszanie z konkursem na dyrektora zielonogórskiego szpitala Waldemarem Taborskim (Gierczak chciał go odwołać, choć dyrektor był dobrze oceniany, spór ciągnął się tygodniami).
Radni zarzucali Giercza-kowi niekompetencję. Radny wojewódzki PiS Robert Paluch w jednej z dyskusji powiedział wówczas o obecnym rzeczniku konsumentów: - Orłem w zarządzie to on nie jest.
- To kim wówczas był? Może sokołem? Albo rybołowem? - dopytuję. Paluch, dziś wicewojewoda, śmieje się i odpowiada, że nie da się wciągnąć w ornitologiczne żarty. - On po prostu robił, co mu kazano, czego zażądała partia. Do dziś po nich naprawiamy służbę zdrowia... - mówi.
Ale pod koniec dnia w redakcji oddzwania: - Jeśli miałbym jednak iść w ornitologię, to Gier-czaka określiłbym mianem bażanta albo kuropatwy. Bo dał się wystawić do zarządu i ust rzelić.
Inny radny PiS Zbigniew Kościk (obecnie też jest w sejmiku) do dziś żartuje, że Gierczak poruszał się w sprawach służby zdrowia jak słoń w składzie porcelany. Niczym innym mi nie zapisał się w pamięci. Powiedziałbym, że partia postawiła go nie na tym odcinku, co trzeba - dodaje.
Kolejny radny wojewódzki z tamtych czasów (nie chce nazwiska w gazecie) dodaje: - To był posłuszny urzędnik. Tylko i aż tyle. Niczym się nie wyróżnił na plus. A na minus? Niepotrzebnie zrobił zadymę z Ta-borskim. Inna sprawa, że miał koszmarną działkę. Służba zdrowia była wtedy bombą. Każdego można było na niej wysadzić.
Robił, co kazali
Udało nam się porozmawiać także z byłym dyrektorem zielonogórskiego szpitala. Zapewnił, że... nie ma urazy do
Gierczaka. - Mam wrażenie, że w tym całym sporze sprzed lat sam do końca nie wierzył w to, co musiał robić. Ale kazali mu mnie zwolnić, to próbował. Nic do pana Gierczaka dziś nie mam - zapewnia Taborski.
Jednak echa awantury ciągnęły się za Gierczakiem cały czas. W grudniu 2011 r. sam ustąpił ze stanowiska w zarządzie województwa (dziś mówi o swojej pracy w zarządzie, że było to „ciekawe zawodowe doświadczenie”).
Kilka miesięcy później, w maju 2012 r., był już pracownikiem Wojewódzkiej Inspekcji Handlowej. Jej szefem został w 2014 r. A pół roku temu objął stanowisko miejskiego rzecznika konsumentów w Gorzowie. Coraz więcej mieszkańców zna adres jego biura przy ul. Orląt Lwowskich.
Słucha argumentów
Robert Surowiec, radny miejski PO i wiceprezes gorzowskiego szpitala: - Pracowity gość z masą pomysłów. Ma też cechę rzadką u ludzi ze sfer publicznych: naprawdę słucha argumentów drugiej strony i potrafi dać się przekonać. Strasznie to u niego cenię. A nie lubię go za to, że szybciej ode mnie biega maratony - śmieje się Surowiec.
Jednak 40-letni Gierczak nie kryje, że przez zawodową stabilizację brakuje mu... adrenaliny. - Ciągnie pana do polityki? O to chodzi? - dociekam.
- Ciągnie mnie do wyzwań, potrzebuję adrenaliny. A obecna praca na pewno nie będzie na całe życie - odpowiada dyplomatycznie. Choć za chwilę podkreśla, że kontakt z ludźmi i rozmowy z nimi to lekcja życia i pokory. Która każdemu by się przydała.