Genetycznie modyfikowana żywność i jej wpływ na wyżywienie ludzkości
Skutki produkowania żywności genetycznie modyfikowanej (GMO) mogą być pożądane, ale budzą też różnego rodzaju obawy.
Rozwój inżynierii genetycznej spowodował, że zamiast pracowicie wytwarzać nowe odmiany roślin uprawnych metodą selektywnej hodowli i sztucznego krzyżowego zapylania - możemy dziś osiągnąć szybko efekt dokonując modyfikacji wprost w ich kodzie genetycznym. Skutki mogą być bardzo pożądane (na przykład można wytworzyć odmiany roślin odporne na szkodniki, więc można je uprawiać bez skrapiania środkami owa-dobójczymi), ale hasło GMO (Genetically Modified Organism - organizm modyfikowany genetycznie) budzi obawy i protesty zarówno pojedynczych ludzi, jak i organizacji proekologicznych (Greenpeace).
Historia genetycznie modyfikowanych roślin zaczęła się w 1973 roku. Wtedy S.N. Cohen opublikował (w wydawnictwie Amerykańskiej Akademii Nauk) pierwsze doniesienie o genetycznie zmodyfikowanej roślinie. Pierwsze próby modyfikowania genetycznego roślin uprawnych miały miejsce w USA i dotyczyły tytoniu (w 1986 roku) i pomidorów (1994). Pod naciskiem sceptyków wycofano się jednak z tych eksperymentów.
Tamtych eksperymentów nie ma co żałować, bo rolnictwo się świetnie bez nich także rozwija. Natomiast szkodliwe jest (chyba) zablokowanie inicjatywy „złotego ryżu” podjętej przez Ingo Portykusa. Przesłanką do prac naukowych Portykusa (prowadzonych potem wspólnie z Peterem Bayerem) było stwierdzenie, że ogromna liczba ludzi (ponad 3 miliony!) żywiących się głównie ryżem w krajach Azji południowo-wschodniej i w Afryce cierpi na różne choroby wywołane brakiem witaminy A. Światowa Organizacja Zdrowia raportuje, że rocznie z tego powodu traci wzrok 500 tys. dzieci.
Szukano modyfikacji genetycznej ryżu, tak żeby wytwarzał on i lokował w swoich ziarnach także karoten, który ludzki system trawienia potrafi przekształcić w witaminę A. Prace badawcze zdecydowała się wspomóc w 1993 roku Fundacja Rockefellera. Badania trwały 7 lat i pochłonęły koszt 2,6 mln USD, ale zakończyły się sukcesem: Wprowadzając do genomu ryżu geny żonkila i pewnej bakterii uczeni spowodowali, że roślina zaczęła wytwarzać w swoich nasionach (ziarnach ryżu) karoten, który zwykle produkowany jest wyłącznie w częściach zielonych.
To, co powstało, było imponujące także z wyglądu: ziarna ryżu były żółtego koloru, więc szybko przyjęła się nazwa „złoty ryż”. Jego publiczna premiera miała miejsce w 1999 roku.
I wtedy się zaczęły problemy. Organizacje zwalczające GMO przypuściły atak na złoty ryż, dążąc do uniemożliwienia jego uprawy. Badacze udostępniali jego nasiona za darmo indywidualnym rolnikom, nawiązali współpracę z 14 instytucjami zajmującymi się produkcją ryżu w Indiach, Chinach, Wietnamie, Bangladeszu, Indonezji i na Filipinach. Technologię poparł szwajcarski koncern Syngenta, a dofinansowanie dla osób uprawiających złoty ryż (10 tys. USD rocznie) zaoferował jeden z najbogatszych ludzi na świecie - Bill Gates.
Ale po drugiej stronie stała potęga przeciwników GMO, zwłaszcza Greenpeace. Na walkę ze złotym ryżem organizacja ta tylko w 1999 roku wydała ponad 84 mln euro (w przeliczeniu 350 mln zł). Sięgnięto także po inne metody. W 2012 roku chińscy badacze z Tufts University opublikowali artykuł, że podawali 25 dzieciom złoty ryż i okazało się, że poziom witaminy A był u nich większy, niż u dzieci jedzących szpinak. Wybuchła awantura i trzech chińskich naukowców straciło pracę.
Portykus chwytał się wszystkich sposobów. W 2013 roku złoty ryż pobłogosławił papież.
W 2014 roku pierwsze testowe uprawy złotego ryżu uruchomiono na Filipinach. Zajmuje się tym International Rice Research Institute. Niestety, eksperymentalne uprawy testowe tej rośliny bywają niszczone przez organizacje przeciwne GMO.
Impas trwa, a w Azji i Afryce rocznie 500 tys. dzieci ślepnie...