Gen. Robert Spalding: Chiny prowadzą wojnę przeciwko Zachodowi
- Jak twierdził Mao Zedong, polityka to wojna bez rozlewu krwi. Globalizacja i internet umożliwiły Chinom prowadzenie wojny politycznej z wolnym światem, bo mieli do niego pełny dostęp - mówi Robert Spalding, gen. (w stanie spoczynku) Sił Powietrznych USA, ekspert ds. Chin
Jak rosyjska agresja na Ukrainę wpłynęła na architekturę światowego bezpieczeństwa?
Ta inwazja pokazała jednoznacznie, że weszliśmy w fazę drugiej zimnej wojny. Świat szybko przyspieszył w kierunku dwubiegunowego podziału. Obecna sytuacja różni się od pierwszej zimnej wojny tym, że tym razem reżim totalitarny jest właścicielem łańcucha dostaw. Oznacza to, że wolny świat będzie musiał zacząć pracować ciężej, aby zapobiec trudnościom, które mogą być spowodowane przez powszechne zakłócenia w krytycznych dostawach, takich chociażby jak lekarstwa. Musimy również zwiększyć inwestycje w technologię i całkowicie odciąć totalitarystów od zachodnich innowacji technologicznych.
Xi Jinping i Władimir Putin tuż przed rozpoczęciem wojny ogłosili „przyjaźń bez granic”. Ale wojna trwa dłużej niż Moskwa i Pekin się spodziewały. Czy ma to jakiś wpływ na ich wzajemne relacje?
Nie. Obaj przywódcy są zdeterminowani do tego, żeby na nowo ukształtować świat - zgodnie ze swoimi interesami. Jestem głęboko zaniepokojony tym, że administracja Bidena, mimo kilku pozytywnych działań, naprawdę lekceważy stopień wrogości i zagrożenia ze strony Chin. Nasi przeciwnicy w 1999 r. stworzyli długoterminowy plan i od tego czasu niestrudzenie wprowadzają go w życie. Teraz też Xi i Putin nie będą się zatrzymywać.
W książce „Wojna bez zasad” napisał Pan, że Chiny chciałyby uniknąć wojny w ciągu 100 lat, licząc od 1949 r. Podczas XX Zjazdu Partii w październiku Xi otwarcie groził Tajwanowi wspieranemu przez USA. Czy to oznacza, że Chiny są gotowe na konflikt z Zachodem?
W przypadku Tajwanu - tak. Wojna może nadejść w każdej chwili. Zachód musi być przygotowany na konflikt, także nuklearny. To jedyna metoda, jeśli chcemy zapobiec temu, by zimna wojna nie stała się gorąca.
W książce otwarcie pisze Pan, że Chiny już rozpoczęły wojnę z Zachodem. My tego nie dostrzegamy. Dlaczego?
Zachodnie korporacje i instytucje finansowe współpracują z KPCh, aby wykluczyć politykę, która chroniłaby gospodarki wolnego świata. Obawiają się utraty swoich interesów w Chinach. Być może teraz, wraz z XX Zjazdem Partii, zrozumieją swoją głupotę.
Określa Pan sposób prowadzenia tej wojny przez Chiny jako „nieograniczone działania wojenne”. Co to oznacza?
Nawiązuję w ten sposób do tytułu książki „Nieograniczone działania wojenne”, która została napisana pod koniec lat 90. XX wieku przez dwóch pułkowników chińskiej armii: Qiao Liang i Wang Xiangsu. Patrząc na świat w końcu lat 90., przywódcy Chin widzieli egzystencjalne zagrożenie dla swojego stuletniego marszu ku globalnej dominacji. Musieli uniknąć bankructwa w wyniku ogromnych wydatków na rozbudowę potencjału militarnego, co spotkało Związek Radziecki. Musieli także powstrzymać swoich obywateli przed wzniecaniem protestów i rewolucji, jak to miało miejsce we wschodnich Niemczech i innych państwach bloku komunistycznego.
W 1989 r. protesty wybuchły też w Chinach - krwawo stłumione 4 czerwca na placu Tiananmen.
Na początku lat 90. Chiny były państwem rozwijającym się. Niezwykle szybki proces uprzemysłowienia już się rozpoczął, ale przed chińską gospodarką była jeszcze daleka droga. W tym czasie chińska armia była większa, ale prawdopodobnie niedużo lepsza niż już wtedy zdewastowana w czasie pierwszej wojny w Zatoce iracka armia. Jeśli z wykorzystaniem taktyki stawiającej na zaawansowane technologie, Ameryka mogła tak szybko i tak tanim kosztem pokonać armię Saddama Husajna, to co mogła uczynić Chinom w konflikcie bez użycia broni nuklearnej?
W ostatniej dekadzie poprzedniego stulecia supremacja Stanów Zjednoczonych na świecie była absolutnie nie do podważenia. Nie przypadkiem mówiło się o Pax Americana.
Dlatego chińscy pułkownicy doszli do wniosku, że przede wszystkim nie należy prowokować wzbudzającej grozę potęgi wojskowej Stanów Zjednoczonych i ich zachodnich sojuszników, co nierozważnie uczynił Husajn. Potrzebny był nowy plan na następną fazę swojego marszu po prymat w 2049 r. Chiny nie chciały się rzucać w oczy, a jednocześnie rozpoczęły niewidzialną wojnę przeciwko Zachodowi, która wcale nie wyglądała jak wojna.
Na czym polegała specyfika tego planu?
Polem bitwy stało się codzienne życie. Oznaczało to jednak, że każdy obywatel stał się celem. Narzędziami zostały ekonomia, propaganda, wojna psychologiczna i polityczna. Intencją jest zniszczenie poparcia dla systemów demokratycznych wszędzie. Różnego rodzaju konkretnych pomysłów w tej książce jest zresztą wiele. Choćby takie metody działania, jak na przykład psychologiczna wojna zakładająca szerzenie fałszywych plotek, by kreować rozłamy. Albo wojna z wykorzystaniem mediów, aby osłabić systemy polityczne rywali. Wojna z wykorzystaniem przemytu w celu manipulowania rynkami czy wojna narkotykowa w celu rozprzestrzeniania chaosu w społeczeństwach. Inne wymieniane metody to wykorzystywanie na masową skalę hakerów, zakłócanie rynków finansowych, kontrola nad organizacjami międzynarodowymi, choćby tymi, które zarządzają stosunkami handlowymi. Na liście są też ataki na kluczową infrastrukturę, jak sieci energetyczne i telefoniczne. Jest też oczywiście wojna biologiczna. Ten sposób działania to był nowy, niespotykany dotąd rodzaj wojny, którego Amerykanie, NATO, Światowa Organizacja Handlu i ONZ nie rozumieli, ani nawet nie wiedzieli, jak stawić jej czoła. Chiny nie chciały być w centrum uwagi, jak inni globalni aktorzy, np. talibowie, Al-Kaida.
Zamachy z 11 września 2001 r. wstrząsnęły całym światem.
Także Iran, Rosja i Korea Północna przykuwały uwagę. Zachód ich postrzegał jako czarne charaktery. Chiny tego nie chciały, ale też nie zamierzały zostać na ścieżce pokoju. Doktryna stworzona przez Qiao i Wanga w zasadzie mówi, że „wszystko jest wojną”. Autorzy stwierdzili, że nowoczesne wojny powinny być toczone nie tyle przy użyciu tradycyjnych środków wojskowych, ile może nawet w ogóle bez armii. Cywile także muszą być wojownikami, a bitwy mogą dotyczyć informacji, gospodarki, technologii, środowiska i innych dziedzin. I wreszcie, ten rodzaj wojny - wojny nieograniczonej, wojny bez reguł - musi być prowadzony nieprzerwanie.
W jaki sposób pandemia wpisała się w chińską strategię?
Z powodu COVID-19 pod koniec 2020 r. główne światowe gospodarki straciły 4 bln dol., a ponad 5 mln ludzi zmarło. Chińczycy nie tylko szybciej niż Zachód otworzyli swoją gospodarkę, lecz także byli w posiadaniu środków potrzebnych do produkcji wielu towarów, których Zachód niezwłocznie potrzebował, np. respiratorów czy środków ochrony indywidualnej. Jednocześnie Chiny mocno forsowały wiadomość, że skuteczniej sobie poradziły w walce z koronawirusem. W ten sposób odniosły propagandowe zwycięstwo, ponieważ znalazły kolejny powód, by wskazywać na słabości USA, jednocześnie fałszywie wychwalając swoje własne postępowanie i manipulując przy tym historią. Niestety, zachodnie media podchwyciły ją i retransmitowały. „Pierwszą regułą nieograniczonej wojny jest brak jakichkolwiek reguł i to, że nic nie jest zabronione” - jak powiedział płk Qiao Liang.
Dlaczego Zachód dał się złapać w tę pułapkę?
Zachodni przywódcy często w swoim zestawie narzędzi szukali tradycyjnych instrumentów, takich jak: negocjacje, konfrontacja, sankcje lub - jeśli to konieczne - wojna. Wszystkie te dziedziny miały oddzielnych ekspertów - od dyplomatów przez ekspertów ds. polityki handlowej po strategów wojskowych - którzy naturalnie widzieli największą wartość w swoich dziedzinach. Tymczasem Chińczycy postrzegali wszystkie te podejścia do konfliktu jako część jednej nadrzędnej koncepcji - rywalizacji o dominację wszelkimi niezbędnymi środkami. Jednocześnie Stany Zjednoczone zignorowały wiekową już maksymę mówiącą o tym, by poznać swojego wroga. Jakże inaczej wyglądałyby początki epidemii, gdybyśmy surowiej spojrzeli na Komunistyczną Partię Chin (KPCh) i nie pozwolili, by fałszywa i głupia koncepcja zakładająca, że jakakolwiek krytyka chińskiej władzy jest oznaką rasizmu, rozpraszała naszą uwagę. Ale nie zrozumieliśmy, czego chce i w co gra nasz wróg. W ten sposób świat zachodni był partnerem w upadku poparcia dla zachodnich instytucji.
Carl von Clausewitz powiedział: „wojna jest kontynuacją polityki za pomocą innych środków”. Jak określiłby Pan tę politykę, której przedłużeniem jest wojna?
Chińscy pułkownicy znali prace von Clausewitza - ale też dość wyraźnie odbiegali od tych zachodnich teoretyków. W przeciwieństwie do Clausewitza twierdzili, że nawet zanim kraj przekroczy granicę wiodącą do brutalnej wojny, nie ma potrzeby przestrzegania nałożonych przez siebie ograniczeń. Polityka to wojna bez rozlewu krwi - to jest cytat z Mao Zedonga. Globalizacja i internet umożliwiły totalitarystom prowadzenie globalnej wojny politycznej z całym wolnym światem, bo mieli do niego pełny dostęp.
Tyle że Chiny dziś w pełni korzystają z zalet globalizacji, zarabiając na całym świecie. W jakim celu więc miałyby wypowiadać tę wojnę?
Chiny są rządzone przez KPCh, jej interes jest tożsamy z interesem państwa. Przywódca partii Xi Jinping to władca państwa, a jego kadry to 90 mln członków partii, uprzywilejowanej klasy wśród pozostałych 1,35 mld obywateli Chin. Partia ma jeden podstawowy cel: przetrwać. Głównym zagrożeniem dla tego celu jest amerykańska demokracja. My możemy nie traktować Chińczyków jako wrogów, ale oni z pewnością traktują nas jako wroga. Wroga egzystencjalnego.
Jakich instrumentów używają Chiny w tej walce?
Ekonomia, handel, prawo, polityka, psychologia, finanse, media. Chiny walczą z nami na przykład na polu „wolnego rynku”. Nasze elity polityczne i biznesowe nie zdały sobie sprawy, że KPCh nie postępuje według zasad międzynarodowego prawa i założeń wielu międzynarodowych organizacji, do których ostatnio Chiny zostały przyjęte. Nasze elity zakładają, że główną bronią w czasie wojny jest armia i nie rozumieją, że pieniądz jest mocniejszy. Chińskie pieniądze są używane do przeciągnięcia na swoją stronę politycznych przywódców w innych krajach, tłumienia swobody poglądów, kupowania albo wykradania technologii. Są też używane do produkowania towarów sprzedawanych za półdarmo po to, aby wykosić konkurencję.
O wojnie handlowej między Waszyngtonem i Pekinem zaczęto dużo mówić w czasie prezydentury Donalda Trumpa.
Wizja tej wojny jest głęboko amoralna. Reguły wolnego rynku to tylko jeden z instrumentów, których w tej wojnie używają Chiny. One są także współwinne amerykańskiej epidemii narkomanii. W 2019 r., po latach próśb USA o reakcję, Chiny oznajmiły, że rozprawią się z produkcją fentanylu, wytwarzanego laboratoryjnie opioidu, który jest 50 razy silniejszy od heroiny. Tamtego roku 37 tys. ludzi zmarło po przedawkowaniu fentanylu. Rok po ogłoszeniu przez Chiny „walki” z fentanylem odnotowano 57 tys. zgonów spowodowanych przedawkowaniem. W raporcie Brookings Institution z lipca 2020 r. napisano: „Od 2013 r. Chiny są głównym dostarczycielem fentanylu, który zalewa rynek nielegalnych narkotyków w USA - lub dostarczycielem półproduktów chemicznych, z których fentanyl jest produkowany”. Waszyngton wprawdzie naciskał, by Pekin bardziej się starał, ale bez specjalnych efektów - choć przecież znając potężną władzę policji w chińskim państwie policyjnym trudno uwierzyć, by zlikwidowanie tego problemu było dla nich problemem. Ale znając reguły „nieograniczonych działań wojennych”, łatwo zrozumieć, dlaczego Chiny nie chcą zamknąć przemysłu wytwarzającego produkt siejący spustoszenie w Stanach Zjednoczonych. Współudział Chin w rozprzestrzenieniu COVID-19 to nie najgorszy wyczyn tego państwa, ale na pewno sygnał alarmowy. Chiny walczą z nami na każdym froncie metodami widocznymi i niedostrzegalnymi.
Zachód kiedyś wygrał wojnę z komunistycznym wrogiem - nazywano to zimną wojną. Czy teraz jesteśmy świadkami „zimnej wojny 2.0”?
Tak. Pierwsza zimna wojna się zakończyła, gdy wyszło na jaw, że ZSRR to jałowy kraj ze słabą gospodarką i armią wydmuszką - pokaz klaunów odzianych w buty z cholewami, nękany nieskończoną serią katastrof gospodarczych. To w końcu pokazało, jaką porażką są komunizm i partia komunistyczna. Problem w tym, że nie możemy ponownie odtworzyć sowieckiego scenariusza i oczekiwać, iż uzyskamy te same rezultaty. Chiny to dużo większy problem. Popełniły kolosalne gospodarcze błędy za czasów Mao, co sprawiło, że miliony ludzi umarły z głodu. Upiorne polityczne czystki mające miejsce przed 1980 r. doprowadziły do drenażu talentów. Ale Chiny przeszły przez to i od tego czasu popełniają mało błędów. Dawno temu przyćmiły rosyjską gospodarkę. Ich wersja komunizmu jest dużo bardziej skomplikowana niż ta sowiecka, albowiem dopuszcza gospodarkę rynkową pod kontrolą. Kulturowo Chińczykom przypadła do gustu przedsiębiorczość - w stopniu, w jakim to nie stało się w Rosji. Chińska armia jest obecnie potężna. Czy to za pomocą badań i rozwoju, czy kradzieży, Chiny stały się technologicznie zaawansowanym państwem. Podstawowa lekcja brzmi: trwa zimna wojna 2.0, ale Chiny to nie Związek Radziecki 2.0.
Jak powinien zareagować Zachód?
Jeśli chcemy mieć jakąkolwiek szansę, by sprawić, że Chiny spotka to samo co ZSRR, to musimy stawić czoła naszej ignorancji. Musimy przyjąć, że Chiny są innym rodzajem wroga niż ZSRR. Musimy przyjąć, że one chcą nas zniszczyć. Musimy przyjąć, że Chiny walczą przeciwko nam sposobami, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy. „Nieograniczone działania wojenne” objaśniają, jak i dlaczego Chiny prowadzą wojny z pominięciem wszelkich zasad. Jeśli nasi przywódcy je poznają, to mogą się nauczyć nowych sposobów udaremnienia chińskiej inwazji.