Remontowane wiekowe kamienice w Inowrocławiu odzyskują utracony przez lata blask. Każda ma własną historię. Przyjrzyjmy się dwóm z nich…
Pierwsza stoi w centrum, na rogu Solankowej i Staszica, druga, oddalona od śródmieścia - na rogu Najświętszej Marii Panny i Jacewskiej. Ostatnio wypiękniały, bo gruntownie odnowiono ich elewacje (tej drugiej w połowie, od strony ul. NMP).
Kamienicę na rogu Solankowej i Staszica wzniesiono w ciągu budynków, jakie od lat 80.-90. XIX w. stawiano przy nowej ulicy łączącej śródmieście z dzielnicą zdrojową i Solankami. Nazwano ją - jakżeby inaczej - Solankową, choć odcinek od Staszica do „Królówki” aż do 1922 r. to Zygmuntowska, na cześć Wilkońskiego, współtwórcy Solanek, który tam postawił trzy pierwsze domy.
Do 1939 r. była majątkiem Juliusa Zadka, żydowskiego potentata na rynku handlu zbożem i ziemiopłodami. W latach 20., po połączeniu sił z Arturem Krakowiakiem, firma „Zadek i Krakowiak” wyrosła na jeden z największych na Kujawach interesów kupieckich tej branży. Panowie jednak źle się w Polsce czuli. Należeli do tych Żydów, którzy kontestowali sytuację polityczną, trzymali z Niemcami, m.in. aktywnie działając w ich loży masońskiej. Policja polityczna miała na nich oko, wpisując na listę wrogów polskości. Dla Niemców te „referencje” nie miały znaczenia, zginęli jesienią 1939 r., w masowym mordzie popełnionym na Żydach w lasach gniewkowskich.
Parcela na rogu NMP i Jacewskiej co najmniej od lat 70. XIX w. należała do Levych, ustosunkowanego rodu Żydów inowrocławskich. W 1884 r. nowy jej właściciel, Polak Karol Bochiński, wyburzył stare domy i wzniósł tam dużą kamienicę. Potem nieruchomość przeszła w posiadanie Tomasza Modrzejewskiego, a po nim przejął ją Hipolit Kłoś…
Kłoś był znanym działaczem narodowym, a zawodowo trudnił się restauratorstwem. Na parterze domu prowadził więc duży zajazd. Zmarł w 1922 r., wtedy interes od wdowy Marii przejął Stanisław Głowiński, który dotrwał do wojny, a po wyzwoleniu - już staruszkiem będąc - okazał się elementem nader podejrzanym, bo nie dość, że kamienicznik, to jeszcze syna miał na emigracji w Anglii.
W Polsce Ludowej duże lokale kamienicy podzielono na kwaterunkowe klitki. Różne obywatelstwo tam mieszkało. Na I piętrze m.in. architekt Krzysztof Mrówczyński, bodajże pierwszy w mieście posiadacz auta syrenki, obok dzieciństwo spędził późniejszy honorowy obywatel Edmund Mikołajczak, a w oficynie przez pewien czas „rezydowała” rodzina Szczepańskich, naszych słynnych artystów cyrkowych.
Restauracji już nie było, parter zajmowała przychodnia lekarska, potem - księgarnia. Od Jacewskiej pamiętam też rzeźnika, a od NMP… No tak, tam w latach 60., kiedy dla towarzystwa słabo wiekowo posuniętego obiektem pożądania stała się amerykańska guma do żucia zawijana w obrazki z Kaczorem Donaldem, jedno z magicznych miejsc (drugie - to Płaczek na Dworcowej, trzecie - Rudnicki na Młyńskiej), gdzie owe cuda za ciężko wyżebrane złotówki nabywaliśmy, było właśnie tam, w małym, niepozornym sklepiku, do którego wchodziło się po kilku stromych schodkach...
Autor: Piotr Strachanowski