Brody. W pracy go nie ma, ale na nieoficjalnych imprezach bywa...
- Ile kosztuje ogłoszenie dotyczące poszukiwania zaginionej osoby- pytał telefonicznie kilka dni temu naszą Redakcję Marek Tracz, radny Brodów. - Zaginął nam wójt - ciągnął sarkastycznie.
Jak to?! - zaczęliśmy się zastanawiać. - Praktycznie od początku września był na zwolnieniu lekarskim. Te absencje chorobowe są u niego coraz częstsze, i zawsze wypadają wtedy, gdy musimy decydować o ważnych sprawach dla gminy, rozpoczęły się już posiedzenia komisji przed sesją - wylicza radny. Najgorsze, że nikt w urzędzie nie potrafił nam powiedzieć kiedy wójt będzie w pracy i co się z nim dzieje.
Praktycznie od początku września był na zwolnieniu lekarskim
Mieszkańcy potwierdzają: - Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby zastać naszego wójta w urzędzie, a bez niego nikt nawet palcem tam nie kiwnie - mówią prosząc o anonimowość. - Bezkrólewie panuje i tyle.
W ślad za radnym prześledziliśmy nieobecności wójta. - Do piątku, 9 września, był chory. W urzędzie miał pojawić się w poniedziałek, 12 września. Nie dotarł. Od sekretarz urzędu Haliny Wysługockiej dowiedziałem się jedynie, że ma skierowanie do szpitala. Jednak żadnego oficjalnego dokumentu nie przedstawił - wyliczał M. Tracz.
Radny, nie mogąc otrzymać żadnej konkretnej odpowiedzi, postanowił na własną rękę szukać wójta. Okazało się, że gospodarz gminy przebywał w żarskim szpitalu, ale już w środę, 14 września, na pewno na żadnym oddziale nie leżał. We wtorek w urzędzie też go nie było. Sekretarz powiedziała, mi, że nie ma pojęcia o motywach nieobecności włodarza gminy. Tego dnia pojawił się jednak na oficjalnej imprezie wręczenia odznaczeń w Zaborze w ramach Wojewódzkich Obchodów Europejskich Dni Dziedzictwa Kulturowego. Ryszard Kowalczuk został nawet ujęty na pamiątkowym zdjęciu.
Wójt, który od poniedziałku, 26 września, jest już w pracy. Tłumaczył, to tym, że 12 września wrócił do pracy, ale źle się poczuł. A po nagrodę do Zaboru pojechał, bo już wcześniej zapewnił konserwatora zabytków, o osobistym przybyciu. Mimo, że tego dnia formalnie był na zwolnieniu lekarskim. Zaraz po tym miał iść do szpitala. I był, zaledwie jeden dzień. Do 23 września znów dostał chorobowe.
W czwartek, 22 września, w miejscowej szkole odbywała się duża impreza udziałem Greenpeace, na którą gospodarz gminy miał zaproszenie. Nie pojawił się na części oficjalnej, a jego zastępca Juliusz Dudziak oznajmił, że wójt choruje. Tyle że już po zakończeniu uroczystości widziano wójta w pobliskiej kawiarence na rozmowach z dyrektorem Greenpeace. - Rzeczywiście spotkaliśmy się, bo byłem wcześniej umówiony z dyrektorem. Na zwolnieniu nie mam nakazu leżenia w łóżku. Mogę chodzić - tłumaczył. - Poza tym podsumowanie projektu solarów na szkole było naszym wspólnym osiągnięciem i nie mogłem odmówić spotkania. W tym niedyspozycja zdrowotna wójtowi nie przeszkadzała.
I dodaje, że tuż po wyborach, (również będąc na zwolnieniu lekarskim) przyszedł do urzędu na zaprzysiężenie rady. - Ktoś mnie podał do ZUS i musiałem zwracać kwotę przysługującą mi za zwolnienie. Teraz chciałem tego uniknąć.
- Każdy może zachorować, ale przecież są telefony - mówi Lech Kossak, przewodniczący rady gminy. - Uważam, że to nieprzyzwoite tak nas wodzić za nos. I radni i petenci przychodzą do urzędu załatwiać sprawy, a tam nikt nie potrafi powiedzieć gdzie jest wójt. Czy chory, czy w delegacji.
Autor: Lucyna Makowska